czesc_02

Trochę ciekawostek – na weekend (czego to ludzie nie wymyślą ...


Card Orson Scott - Cieñ Endera - Czê¶æ Druga - 03 Eksploracja



Eksploracja
    - Wiêc ta grupa starterów zbyt powoli wraca³a do koszar.
    - Ró¿nica czasu wynosi dwadzie¶cia jeden minut.
    - Czy to du¿o? Nawet nie wiedzia³em, ¿e wy³apano co¶ takiego.
    - Dla bezpieczeñstwa, i ¿eby w razie czego wiedzieæ, gdzie s± wszyscy. Namierzaj±c mundury, które opu¶ci³y mesê, i mundury, które wróci³y do koszar, natrafili¶my na lukê w sumie dwudziestu jeden minut. To mog³o byæ dwudziestu jeden ch³opców zwlekaj±cych dok³adnie przez jedn± minutê albo jeden dzieciak spó¼niony o dwadzie¶cia jeden minut.
    - Bardzo mi pomog³e¶. Mam ich przepytaæ?
    - Nie! Nie powinni wiedzieæ, ¿e namierzamy ich poprzez mundury. Lepiej, ¿eby nie wiedzieli, jak du¿o o nich wiemy.
    - I jak ma³o.
    - Ma³o?
    - Je¶li to by³ jeden uczeñ, lepiej, ¿eby nie wiedzia³, ¿e nasze metody ¶ledzenia nie potrafi± wykryæ jego to¿samo¶ci.
    - Ach. S³usznie. I... w³a¶ciwie przyszed³em do pana, bo uwa¿am, ¿e to by³ tylko jeden uczeñ.
    - Nawet je¶li dane nie s± jasne?
    - Ze wzglêdu na wzorzec powrotów. Rozbite na grupki dwuosobowe lub trzyosobowe, kilku solo. Tak samo, jak wyszli z mesy. Po drodze trochê zagêszczenia... trzy jedynki wróci³y jako trójka, dwie dwójki z³±czy³y siê w czwórkê... ale gdyby w korytarzu natrafili na powa¿n± przeszkodê, nast±pi³oby znacznie wiêksze skupienie i du¿a grupa wróci³aby jednocze¶nie po przerwie.
    - No wiêc. Jeden uczeñ nie mo¿e siê wyliczyæ z dwudziestu jeden minut.
    - Pomy¶la³em, ¿e powinien pan przynajmniej wiedzieæ.
    - Na co potrzebowa³ dwudziestu jeden minut?
    - Wie pan, kto to by³?
    - Dowiem siê nied³ugo. Czy toalety s± ¶ledzone? Na pewno to nie by³ kto¶ tak zdenerwowany, ¿e poszed³ zwymiotowaæ lunch?
    - Wzorzec wej¶æ i wyj¶æ z toalety nie odbiega od normy. Wchodz± i wychodz±.
    - Tak, dowiem siê, kto to by³. I dalej obserwuj dane tej grupy starterów.
    - Wiêc mia³em racjê, ¿e pana o tym zawiadomi³em?
    - Jeszcze pytasz?
    
    
    Groszek spa³ lekko, nads³uchuj±c jak zawsze, budzi³ siê dwa razy. Nie wstawa³, tylko le¿a³ i s³ucha³ oddechów innych. Za pierwszym i drugim razem gdzie¶ w pokoju rozlega³ siê cichy szept. Zawsze dzieciêce g³osy, bez napiêcia, ale ten d¼wiêk wystarczy³, ¿eby rozbudziæ Groszka i przyci±gn±æ jego uwagê, tylko na chwilê, dopóki nie sprawdzi³, ¿e nie grozi mu ¿adne niebezpieczeñstwo.
    Zbudzi³ siê po raz trzeci, kiedy Dimak wszed³ do pokoju. Zanim jeszcze Groszek usiad³, rozpozna³ go po ciê¿kich krokach, pewnych ruchach, ci¶nieniu autorytetu. Groszek otworzy³ oczy, zanim Dimak siê odezwa³; sta³ na czworakach, gotów do ucieczki w dowolnym kierunku, zanim Dimak dokoñczy³ pierwsze zdanie.
    - Koniec le¿akowania, ch³opcy i dziewczêta, czas do pracy.
    Nie chodzi³o o Groszka. Je¶li Dimak wiedzia³, co Groszek robi³ po lunchu i przed le¿akowaniem, niczym siê nie zdradzi³. Na razie nie grozi³o niebezpieczeñstwo.
    Groszek siedzia³ na koi i s³ucha³ instrukcji Dimaka, jak u¿ywaæ szafek i pulpitów. Przy³ó¿ d³oñ do ¶ciany obok i szafka siê otworzy. Potem w³±cz pulpit, wprowad¼ swoje imiê i has³o.
    Groszek natychmiast otworzy³ szafkê praw± rêk±, ale nie uruchomi³ pulpitu. Zamiast tego sprawdzi³, co robi Dimak - pomaga innemu uczniowi przy drzwiach - prze³azi na niezajêt± trzeci± kojê nad w³asn± i otworzy³ tamt± szafkê lew± d³oni±. W tamtej szafce te¿ by³ pulpit. Groszek szybko w³±czy³ w³asny pulpit, wpisa³ swoje imiê i has³o. Groszek. Achilles. Potem wyci±gn±³ drugi pulpit i w³±czy³. Imiê? Buch. Has³o? Carlotta.
    Wsun±³ drugi pulpit z powrotem do szafki i zamkn±³ drzwi. Potem rzuci³ pierwszy pulpit na w³asn± kojê i zeskoczy³ za nim. Nie rozgl±da³ siê, ¿eby sprawdziæ, czy kto¶ go zauwa¿y³. Je¶li zauwa¿yli, zareaguj± dostatecznie szybko; je¶li zacznie siê rozgl±daæ, tylko zwróci na siebie uwagê i wzbudzi podejrzenia ludzi, którzy inaczej nic by nie zauwa¿yli.
    Oczywi¶cie doro¶li zorientuj± siê, co zrobi³. Zreszt± Dimak na pewno ju¿ zauwa¿y³, kiedy jeden ch³opiec poskar¿y³ siê, ¿e jego szafka nie chce siê otworzyæ. Wiêc komputer stacji zna³ liczbê uczniów i przesta³ otwieraæ szafki, kiedy otwarto w³a¶ciw± ilo¶æ. Ale Dimak nie za¿±da³ wyja¶nieñ, kto otworzy³ dwie szafki, tylko przycisn±³ w³asn± d³oñ do szafki ostatniego ucznia. Drzwi odskoczy³y. Zamkn±³ je ponownie i teraz szafka zareagowa³a na d³oñ ucznia.
    Wiêc pozwol± mu mieæ drug± szafkê, drugi pulpit, drug± to¿samo¶æ. Na pewno bêd± go obserwowaæ szczególnie uwa¿nie, ¿eby zobaczyæ, co z tym zrobi. Powinien koniecznie majstrowaæ przy tym od czasu do czasu, niezrêcznie, by my¶leli, ¿e wiedz±, po co mu druga to¿samo¶æ. Mo¿e dla kawa³u. Albo ¿eby zapisywaæ sekretne my¶li. Dopiero bêdzie zabawa - siostra Carlotta zawsze próbowa³a wyci±gaæ z niego sekretne my¶li, wiêc tutejsi nauczyciele na pewno te¿ spróbuj±. Cokolwiek napisze, prze³kn± to bez grymasów.
    I wtedy nie bêd± szukaæ jego naprawdê prywatnej pracy, któr± wykona na w³asnym pulpicie. Albo, je¶li to zbyt ryzykowne, na pulpicie jednego z ch³opców naprzeciwko, których oba has³a zapamiêta³. Dimak kaza³ im pilnowaæ w³asnych pulpitów przez ca³y czas, ale nie da siê unikn±æ niedbalstwa i dzieci bêd± zostawia³y pulpity byle gdzie.
    Na razie jednak Groszek nie zamierza³ wiêcej ryzykowaæ. Nauczyciele mieli swoje powody, ¿e pozwolili mu to zrobiæ. Liczy³o siê tylko, ¿e nie znali jego powodów.
    Zreszt± sam ich nie zna³. Ca³kiem jak z wentylatorem - je¶li co¶ mu przysz³o do g³owy i mog³o przynie¶æ mu korzy¶æ w przysz³o¶ci, robi³ to.
    Dimak dalej obja¶nia³ sposób oddawania pracy domowej, katalog nazwisk nauczycieli i grê fantasy zainstalowan± na wszystkich pulpitach.
    - Nie wolno graæ w czasie nauki - ostrzeg³. - Ale jak skoñczycie siê uczyæ, macie kilka minut na zabawê.
    Groszek od razu zrozumia³. Nauczyciele chcieli, ¿eby uczniowie grali w tê grê, i wiedzieli, ¿e najlepsz± zachêt± bêdzie narzucenie surowych ograniczeñ... na które pó¼niej przymkn± oko. Gra - siostra Carlotta czasami próbowa³a zastosowaæ gry do testowania Groszka. Wiêc Groszek zawsze zmienia³ je w tê sam± grê: Zgadnij, czego siostra Carlotta chce siê dowiedzieæ z twojego sposobu grania.
    W tym przypadku jednak Groszek doszed³ do wniosku, ¿e cokolwiek zrobi z gr±, zdradzi im rzeczy, których nie powinni o nim wiedzieæ. Wiêc nie zamierza³ w ogóle graæ, chyba ¿e go zmusz±. A mo¿e nawet wtedy nie. Potyczki z siostr± Carlotta to jedno, ale tutaj bez w±tpienia mieli prawdziwych ekspertów, a Groszek nie chcia³ im daæ szansy, ¿eby dowiedzieli siê o nim wiêcej, ni¿ sam wiedzia³.
    Dimak zabra³ ich na wycieczkê i pokaza³ wiêkszo¶æ tego, co Groszek ju¿ zd±¿y³ zobaczyæ. Inne dzieciaki dosta³y ma³piego rozumu w sali gier. Groszek nawet nie zerkn±³ na wentylator, do którego wcze¶niej w³azi³. Natomiast wytrwale bawi³ siê gr±, w któr± grali wtedy starsi ch³opcy, nauczy³ siê dzia³ania kontrolek i sprawdzi³, czy naprawdê mo¿na zastosowaæ jego taktykê.
    Poszli na trening do sali gimnastycznej, gdzie Groszek natychmiast zacz±³ wykonywaæ æwiczenia, które uzna³ za najbardziej potrzebne - zw³aszcza pompki i podci±ganie na jednej rêce, chocia¿ musieli mu podstawiæ sto³ek, ¿eby dosiêgn±³ do najni¿szej poprzeczki. ¯aden problem. Wkrótce bêdzie móg³ do niej podskoczyæ. Dawali mu tyle jedzenia, ¿e szybko powinien nabraæ si³.
    Z ponur± determinacj± wpychali w niego zdumiewaj±ce ilo¶ci pokarmu. Po treningu ch³opcy wziêli prysznic i nadesz³a pora kolacji. Groszek jeszcze nawet nie by³ g³odny, a oni na³adowali mu na tacê dosyæ ¿arcia, ¿eby nakarmiæ ca³± jego bandê w Rotterdamie. Groszek natychmiast podszed³ do kilku ch³opców, którzy narzekali na ma³e porcje, i nie pytaj±c o pozwolenie, prze³o¿y³ nadmiar na ich tace. Jeden z nich próbowa³ co¶ mówiæ, ale Groszek przy³o¿y³ palec do ust. W odpowiedzi ch³opiec wyszczerzy³ zêby. Groszek wci±¿ mia³ wiêcej jedzenia, ni¿ potrzebowa³, ale odda³ tacê wyskroban± do czysta. ¯ywieniowiec bêdzie zadowolony. Pozostawa³o sprawdziæ, czy wo¼ni donios± o jedzeniu, które Groszek zrzuci³ na pod³ogê.
    Czas wolny. Groszek wróci³ do sali gier, w nadziei, ¿e dzisiejszego wieczoru zobaczy wreszcie s³ynnego Endera Wiggina. Je¶li tam by³, niew±tpliwie stanowi³ o¶rodek grupy wielbicieli. Lecz w centrum ka¿dej grupki Groszek widzia³ jedynie zwyk³ych, ¿±dnych presti¿u intrygantów, którzy uwa¿ali siê za przywódców i dlatego szli wszêdzie ze swoj± grup±, ¿eby podtrzymaæ tê iluzjê. ¯aden z nich nie móg³ byæ Enderem Wigginem. A Groszek nie chcia³ pytaæ.
    Zamiast tego spróbowa³ swoich si³ w kilku grach. Ale za ka¿dym razem, jak tylko przegra³ pierwsz± rozgrywkê, inne dzieci odpycha³y go na bok. Interesuj±cy zbiór zasad spo³ecznych. Uczniowie wiedzieli, ¿e nawet najmniejszy, najbardziej zielony starter ma prawo do swojej kolejki - ale gdy tylko traci³ kolejkê, zasada przestawa³a obowi±zywaæ. I odpychali go z niepotrzebn± brutalno¶ci±, wyra¼nie przekazuj±c wiadomo¶æ - nie powiniene¶ u¿ywaæ tej gry, bo kaza³e¶ mi czekaæ. Zupe³nie jak kolejki po jedzenie w darmowych kuchniach w Rotterdamie - tylko ¿e tutaj nie chodzi³o o nic naprawdê wa¿nego.
    Ciekawe odkrycie: to wcale nie g³ód robi³ z dzieci ³obuzów na ulicach Rotterdamu. Przemoc nosi³y ju¿ w sobie i bez wzglêdu na wysoko¶æ stawki znajdowa³y pretekst, ¿eby postêpowaæ brutalnie. Je¿eli chodzi³o o jedzenie, przegrywaj±ce dzieci umiera³y; je¿eli chodzi³o o grê, ³obuzy dzia³a³y równie bezwzglêdnie i wiadomo¶æ brzmia³a tak samo. Rób, co ci ka¿ê, bo po¿a³ujesz.
    Inteligencja i wykszta³cenie, jakimi dysponowa³y te wszystkie dzieci, najwyra¼niej nie mia³y wiêkszego wp³ywu na naturê ludzk±. Chocia¿ Groszek wcale na to nie liczy³.
    Niska stawka nie wp³ynê³a te¿ na reakcjê Groszka wobec ³obuzów. Po prostu us³ucha³ bez szemrania i zapamiêta³ ich sobie. Nie ¿eby zamierza³ odegraæ siê na nich albo unikaæ ich na przysz³o¶æ. On tylko zapamiêta³, kto postêpowa³ jak ³obuz, ¿eby uwzglêdniæ to w sytuacji, kiedy ta informacja oka¿e siê istotna.
    Nie ma sensu niczym siê przejmowaæ. Emocje nie pomaga³y przetrwaæ. Liczy³o siê tylko, ¿eby dowiedzieæ siê jak najwiêcej, przeanalizowaæ sytuacjê, wybraæ metodê dzia³ania, a potem ¶mia³o wykonaæ swój ruch. Wiedzieæ, my¶leæ, wybraæ, dzia³aæ. Na tej li¶cie zabrak³o miejsca na „czucie". Oczywi¶cie Groszek nie by³ pozbawiony uczuæ. Po prostu nie my¶la³ o nich, nie przywi±zywa³ do nich wagi ani nie pozwala³, ¿eby wp³ywa³y na jego decyzje w wa¿nych sprawach.
    - Nawet Ender nie by³ taki ma³y jak on. Znowu i znowu. Groszek mia³ ju¿ do¶æ wys³uchiwania tych tekstów.
    - Nie wspominaj przy mnie tego hijo de puta, bicho.
    Groszek o¿ywi³ siê. Ender mia³ wroga. Groszek zastanawia³ siê, kiedy wreszcie jakiego¶ przyuwa¿y, poniewa¿ kto¶ zajmuj±cy pierwsze miejsce w punktacji musia³ wzbudzaæ nie tylko podziw. Kto to powiedzia³? Groszek przydryfowa³ bli¿ej do grupy, z której dochodzi³a rozmowa. Ten sam g³os rozleg³ siê znowu. I jeszcze raz. I wtedy Groszek wiedzia³: To ten ch³opiec nazwa³ Endera „hijo de puta".
    Na mundurze mia³ sylwetkê jakiego¶ jaszczura. I pojedynczy trójk±t na rêkawie. ¯aden ch³opiec wokó³ niego nie nosi³ takiego trójk±ta. Wszyscy s³uchali go uwa¿nie. Kapitan zespo³u?
    Groszek potrzebowa³ wiêcej informacji. Poci±gn±³ za rêkaw ch³opca stoj±cego obok.
    - Czego? - warkn±³ zirytowany ch³opiec.
    - Kim jest ten ch³opak? - zapyta³ Groszek. - Ten kapitan zespo³u z jaszczurk±.
    - To salamandra, g³±bie. Armia Salamandry. A on jest dowódc±.
    Zespo³y nazywaj± siê armie. Dowódca to trójk±tna naszywka.
    - Jak on siê nazywa?
    - Bonzo Madrid. I jest jeszcze wiêkszym gnojkiem od ciebie. - Ruchem ramion ch³opiec uwolni³ siê od Groszka.
    Wiêc Bonzo Madrid by³ dostatecznie zuchwa³y, ¿eby g³o¶no deklarowaæ swoj± nienawi¶æ do Endera Wiggina, ale dzieciak spoza armii Bonza pogardza³ nim z kolei i nie ukrywa³ tego przed obcym. Dobrze wiedzieæ. Jedyny jak na razie wróg Endera budzi³ pogardê.
    Ale... pogardzany czy nie, Bonzo by³ jednak dowódc±. Co znaczy³o, ¿e dowódc± mo¿e zostaæ ch³opiec, którego nie wszyscy szanuj±. Wiêc wed³ug jakich kryteriów oni wyznaczali dowódców w tej grze wojennej, która kszta³towa³a ¿ycie w Szkole Bojowej?
    Co wa¿niejsze, jak mam zostaæ dowódc±?
    Wtedy po raz pierwszy Groszek u¶wiadomi³ sobie, ¿e taki jest jego cel. Przyjecha³ tutaj do Szko³y Bojowej z najlepszymi wynikami w swojej grupie starterów - ale by³ najmniejszy i najm³odszy, a jego nauczyciel z rozmys³em wyizolowa³ go jeszcze bardziej i zrobi³ z niego przedmiot niechêci. Gdzie¶ w trakcie tego wszystkiego Groszek podj±³ decyzjê, ¿e tutaj nie bêdzie tak jak w Rotterdamie. Nie zamierza³ trzymaæ siê na uboczu i uczestniczyæ tylko wtedy, kiedy to by³o absolutnie konieczne dla przetrwania. Najszybciej, jak tylko mo¿liwe, zamierza³ zdobyæ stanowisko dowódcy armii.
    Achilles rz±dzi³, poniewa¿ by³ brutalny, poniewa¿ lubi³ zabijaæ. Takie atuty zawsze przebij± inteligencjê, je¶li inteligentny przeciwnik jest mniejszy i nie ma sprzymierzeñców. Ale tutaj ³obuzy tylko popycha³y i mówi³y niegrzecznie. Doro¶li sprawowali ¶cis³± kontrolê, dlatego brutalno¶æ nie wygrywa³a, nie przy wyznaczaniu dowódców. Zatem inteligencja mia³a szansê zwyciêstwa. W koñcu Groszek nie bêdzie musia³ ¿yæ pod w³adz± g³upców.
    Je¶li tego chcia³ - a dlaczego nie spróbowaæ, skoro nie znalaz³ wa¿niejszego celu? - to musia³ siê dowiedzieæ, jak nauczyciele decyduj± o obsadzaniu dowódców. Czy opieraj± siê wy³±cznie na wynikach w klasie? Groszek w±tpi³. Miêdzynarodowa Flota na pewno wyznaczy³a bystrzejszych ludzi do kierowania t± szko³±. Fakt zainstalowania gry fantasy na ka¿dym pulpicie sugerowa³, ¿e interesowa³a ich równie¿ osobowo¶æ. Charakter. W koñcu, podejrzewa³ Groszek, charakter znaczy³ wiêcej od inteligencji. W Groszkowej litanii przetrwania - wiedzieæ, my¶leæ, wybraæ, dzia³aæ - inteligencja liczy³a siê tylko przy pierwszych trzech punktach i tylko przy drugim stanowi³a czynnik decyduj±cy. Nauczyciele o tym wiedzieli.
    Mo¿e jednak powinienem graæ w tê grê, pomy¶la³ Groszek.
    Potem: Jeszcze nie. Zobaczymy, co siê stanie, je¶li nie bêdê gra³.
    Tymczasem podj±³ inn± decyzjê, nawet nie zdaj±c sobie sprawy z tego zamiaru. Postanowi³ porozmawiaæ z Bonzo Madridem.
    Bonzo, pogr±¿ony w grze komputerowej, nale¿a³ do osób tego rodzaju, które ka¿d± niespodziankê uznaj± za obrazê swojej godno¶ci. Wobec tego je¶li Groszek chcia³ osi±gn±æ cel, nie móg³ podej¶æ do Bonza, p³aszcz±c siê jak lizusy, które otacza³y go podczas gry i wychwala³y nawet pope³niane przez niego g³upie b³êdy.
    Zamiast tego Groszek przepchn±³ siê dostatecznie blisko, ¿eby zobaczyæ, kiedy postaæ Bonza zginê³a na ekranie - znowu.
    - Señor Madrid, puedo hablar convozco?
    Do¶æ ³atwo przypomnia³ sobie hiszpañski - nas³ucha³ siê kiedy¶, jak Pablo de Noches rozmawia z kolegami imigrantami, którzy odwiedzali go w mieszkaniu w Rotterdamie, i przez telefon z rodzin± w Walencji. U¿ycie ojczystego jêzyka Bonza przynios³o po¿±dany efekt. Nie zignorowa³ Groszka. Odwróci³ siê i spiorunowa³ go wzrokiem.
    - Czego chcesz, bichinho? - Brazylijski slang cieszy³ siê popularno¶ci± w Szkole Bojowej, a Bonzo widocznie nie dba³ o czysto¶æ swojej hiszpañszczyzny.
    Groszek spojrza³ mu w oczy, chocia¿ by³ prawie o po³owê ni¿szy, i powiedzia³:
    - Ludzie ci±gle mówi±, ¿e przypominam im Endera Wiggina, a ty jeste¶ chyba jedyn± osob± tutaj, która nie pada przed nim na kolana. Chcê znaæ prawdê.
    Inne dzieci zamilk³y, co upewni³o Groszka, ¿e mia³ racjê - niebezpiecznie by³o pytaæ Bonza o Endera Wiggina. Niebezpiecznie, dlatego Groszek sformu³owa³ swoj± pro¶bê tak starannie.
    - Cholerna racja, ¿e nie padam na kolana przed tym niesubordynowanym zasranym zdrajc±, ale dlaczego mam ci o nim opowiadaæ?
    - Bo mnie nie ok³amiesz - odpar³ Groszek, chocia¿ w gruncie rzeczy oczekiwa³, ¿e Bonzo bêdzie bezwstydnie k³ama³, ¿eby wyj¶æ na bohatera w historii swojego oczywistego upokorzenia z r±k Endera. - A je¶li ludzie ci±gle porównuj± mnie z tym go¶ciem, muszê wiedzieæ, jaki on jest naprawdê. Nie chcê, ¿eby mnie wymrozili, bo zrobi³em wszystko ¼le. Nic do ciebie nie mam, ale kiedy kto¶ jest ma³y jak ja, musi kogo¶ znale¼æ, ¿eby mu powiedzia³, jak tutaj prze¿yæ. - Nie w³ada³ jeszcze swobodnie tutejszym slangiem, ale u¿y³ tego, co zd±¿y³ pod³apaæ.
    Jeden z ch³opców wtr±ci³, jakby wypowiada³ swoj± kwestiê wed³ug skryptu Groszka:
    - Spadaj, starterze, Bonzo Madrid nie ma czasu zmieniaæ pieluch.
    Groszek odwróci³ siê do niego i rzuci³ zapalczywie:
    - Nie mogê zapytaæ nauczycieli, oni nie mówi± prawdy. Je¶li Bonzo nie chce ze mn± gadaæ, kogo mam zapytaæ? Ciebie? Ty nie odró¿niasz zer od zajadów.
    Ta gadka by³a zupe³nie w stylu Sier¿anta i podzia³a³a. Wszyscy ¶miali siê z ch³opaka, który próbowa³ sp³awiæ Groszka. Bonzo te¿ siê ¶mia³, a potem po³o¿y³ rêkê na ramieniu Groszka.
    - Powiem ci, co wiem, ma³y, ju¿ czas, ¿eby kto¶ us³ysza³ prawdê o tym chodz±cym odbycie. - Do ch³opca, który zaczepi³ Groszka, powiedzia³: - Mo¿esz skoñczyæ moj± grê, tylko w ten sposób nareszcie zagrasz na tym poziomie.
    Groszek ledwie móg³ uwierzyæ, ¿e dowódca tak bez sensu obra¿a jednego z podw³adnych. Ale ch³opiec prze³kn±³ z³o¶æ, wyszczerzy³ zêby, kiwn±³ g³ow± i powiedzia³: „Racja, Bonzo", i zaj±³ siê gr±, jak mu kazano. Prawdziwy lizus.
    Przez przypadek Bonzo zaprowadzi³ Groszka dok³adnie pod wylot wentylatora, gdzie Groszek utkn±³ zaledwie kilka godzin wcze¶niej. Ledwie spojrza³ na wentylator.
    - Opowiem ci o Enderze. Chodzi mu o to, ¿eby pobiæ drugiego. Nie tylko wygraæ... on musi wdeptaæ przeciwnika w ziemiê i dopiero wtedy jest zadowolony. Nie uznaje ¿adnych zasad. Wydajesz mu wyra¼ny rozkaz, a on udaje, ¿e go wype³nia, ale je¶li znajdzie sposób, ¿eby siê popisaæ, i musi tylko nie wype³niæ rozkazu, no to powiem tyle, ¿al mi tego, kto go ma w swojej armii.
    - On by³ Salamandr±? Twarz Bonza poczerwienia³a.
    - Nosi³ mundur w naszych barwach, mia³em jego nazwisko na stanie, ale on nigdy nie by³ Salamandr±. Jak tylko go zobaczy³em, wiedzia³em, ¿e bêd± k³opoty. Ten zarozumia³y wyraz na jego gêbie, jakby my¶la³, ¿e ca³± Szko³ê Bojow± zbudowali specjalnie dla niego. Nie zamierza³em tego znosiæ. Zg³osi³em go do wymiany, jak tylko siê pokaza³, i nie pozwala³em mu z nami trenowaæ. Wiedzia³em, ¿e pozna ca³y nasz system, a potem wyniesie go do innej armii i od razu wykorzysta to, czego siê nauczy³ ode mnie, ¿eby wsadziæ mojej armii nó¿ w plecy. Nie jestem g³upi!
    Do¶wiadczenie nauczy³o Groszka, ¿e ludzie wypowiadaj± to zdanie wy³±cznie wtedy, kiedy oznacza co¶ przeciwnego.
    - Wiêc nie wype³nia³ rozkazów.
    - Wiêcej. Biega³ z p³aczem na skargê do nauczycieli, ¿e nie pozwalam mu æwiczyæ, chocia¿ oni wiedzieli, ¿e zg³osi³em go do wymiany, ale on ci±gle skamla³, wiêc wpuszczali go do sali bojowej w wolnym czasie i pozwalali samemu æwiczyæ. Tylko ¿e on zacz±³ zbieraæ dzieciaki ze swojej grupy starterów, a potem dzieciaki z innych armii, które traktowa³y go jak swojego dowódcê i robi³y, co im kaza³. To naprawdê wkurzy³o wielu z nas. A nauczyciele zawsze dawali temu lizusowi wszystko, czego chcia³, wiêc kiedy my, dowódcy, za¿±dali¶my, ¿eby zabronili naszym ¿o³nierzom æwiczyæ z nim, oni na to: „Wolny czas to wolny czas", ale wszystko jest czê¶ci± gry, sabe? Wszystko, wiêc pozwalaj± mu oszukiwaæ i ka¿dy nêdzny ¿o³nierz i podstêpny drañ chodzi do Endera æwiczyæ w wolnym czasie, wiêc nara¿aj± systemy wszystkich armii, sabe? Planujesz strategiê gry i nigdy nie wiesz, czy twoje plany nie trafi± prosto do ¿o³nierza wrogiej armii, jak tylko siê odwrócisz, sabe?
    Sabe, sabe, sabe. Groszek mia³ ochotê wrzasn±æ: Si, yo se, ale wobec Bonza nie móg³ okazaæ zniecierpliwienia. Poza tym to by³o fascynuj±ce. Groszek coraz lepiej rozumia³, jak ta zabawa w armie kszta³towa³a ¿ycie w Szkole Bojowej. Umo¿liwia³a nauczycielom sprawdzanie, jak dzieciaki radzi³y sobie nie tylko z problemami dowodzenia, ale równie¿ z niekompetentnymi dowódcami w rodzaju Bonza. Widocznie wybra³ Endera na koz³a ofiarnego w swojej armii, tylko ¿e Ender siê nie zgodzi³. Ten Ender Wiggin od razu siê po³apa³, ¿e nauczyciele rz±dz± wszystkim, i wykorzysta³ ich, ¿eby zdobyæ salê treningow±. Nie prosi³, ¿eby go obronili przed zaczepkami Bonza, tylko ¿eby pozwolili mu trenowaæ gdzie indziej. Sprytne. Nauczyciele na pewno byli zachwyceni, a Bonzo nic nie móg³ poradziæ.
    A mo¿e móg³?
    - Co z tym zrobi³e¶?
    - Dopiero zrobimy. Mam ju¿ do¶æ. Je¶li nauczyciele tego nie przerw±, kto¶ inny bêdzie musia³, hê? - Bonzo u¶miechn±³ siê z³o¶liwie. - Wiêc na twoim miejscu unika³bym treningów Endera Wiggina w wolnym czasie.
    - Czy on naprawdê ma pierwsze miejsce w tabeli?
    - Pierwsze miejsce to gówno - odpar³ Bonzo. - On jest ostatni pod wzglêdem lojalno¶ci. ¯aden dowódca nie chce go w swojej armii.
    - Dziêki - powiedzia³ Groszek. - Teraz naprawdê zaczyna mnie wkurzaæ, ¿e ludzie porównuj± mnie do niego.
    - Tylko dlatego, ¿e jeste¶ ma³y. Zrobili z niego ¿o³nierza, kiedy by³ jeszcze za m³ody. Nie pozwól, ¿eby z tob± tak zrobili, to bêdziesz OK, sabe?
    - Ahora se- odpowiedzia³ Groszek i obdarzy³ Bonza szerokim u¶miechem.
    Bonzo u¶miechn±³ siê równie¿ i klepn±³ go po ramieniu.
    - Dasz sobie radê. Kiedy podro¶niesz, je¶li jeszcze nie skoñczê szko³y, mo¿e trafisz do Salamander.
    Je¿eli pozwol± ci dowodziæ armi± chocia¿ o dzieñ d³u¿ej, to tylko dlatego, ¿eby inne dzieci nauczy³y siê wykorzystywaæ rozkazy pochodz±ce od wy¿szych rang± idiotów.
    - Jeszcze d³uuugo nie zostanê ¿o³nierzem - powiedzia³ Groszek.
    - Pracuj ciê¿ko - poradzi³ Bonzo - to siê op³aca.
    Jeszcze raz klepn±³ go po ramieniu i odszed³ z szerokim u¶miechem. Dumny, ¿e pomóg³ maluchowi. Zadowolony, ¿e przekona³ kogo¶ do swojej wypaczonej wersji sporu z Enderem Wigginem, który najwyra¼niej by³ m±drzejszym gnojkiem, ni¿ Bonzo przyznawa³.
    I jeszcze gro¼ba przemocy wobec dzieci, które æwiczy³y z Enderem Wigginem w wolnym czasie. Dobrze wiedzieæ. Groszek musia³ teraz zdecydowaæ, co zrobi z t± informacj±. Wys³aæ ostrze¿enie do Endera? Ostrzec nauczycieli? Nic nie mówiæ? Pój¶æ tam i obserwowaæ?
    Wolny czas dobieg³ koñca. Sala gier opustosza³a, wszyscy poszli do swoich koszar, poniewa¿ ten czas oficjalnie przeznaczono na indywidualn± naukê. Innymi s³owy, pora ciszy. Jednak wiêkszo¶æ dzieciaków w grupie startowej Groszka nie mia³a czego siê uczyæ - jeszcze nie zadano im lekcji. Wiêc dzisiejszego wieczoru nauka oznacza³a granie w grê fantasy na pulpitach i przechwalanie siê przed innymi w celu zdobycia pozycji. Na ka¿dym pulpicie wyskoczy³a propozycja, ¿eby napisaæ list do domu. Niektóre dzieci wybra³y tê opcjê. I z pewno¶ci± wszyscy zak³adali, ¿e Groszek w³a¶nie to robi³.
    Ale nie robi³. Wpisa³ siê na pierwszym pulpicie jako Buch i odkry³, co zreszt± podejrzewa³, ¿e nie mia³o znaczenia, którego pulpitu u¿ywa³, o wszystkim decydowa³o nazwisko i has³o. Nigdy nie bêdzie musia³ wyjmowaæ drugiego pulpitu z szafki. U¿ywaj±c to¿samo¶ci Buch, wprowadzi³ wpis do dziennika. Nic specjalnego - opcja „dziennik" znajdowa³a siê na pulpicie.
    Jaki powinien byæ? Narzekaj±cy? „Wszyscy mnie odpychali w sali gier tylko dlatego, ¿e jestem ma³y, to niesprawiedliwe!" Dziecinny? „Tak strasznie têskniê za siostr± Carlott±, chcia³bym wróciæ do mojego pokoju w Rotterdamie". Ambitny? „Zdobêdê najlepsze wyniki we wszystkim, jeszcze im poka¿ê".
    W koñcu zdecydowa³ siê na trochê wiêcej subtelno¶ci.
    Co by zrobi³ Achilles na moim miejscu? Oczywi¶cie on nie jest ma³y, ale kulawa noga to prawie to samo. Achilles zawsze umia³ czekaæ i nie pokazywaæ niczego po sobie. Ja te¿ muszê tak zrobiæ. Zaczekaæ i zobaczyæ, co z tego wyjdzie. Na pocz±tku nikt nie zechce zostaæ moim przyjacielem. Ale po jakim¶ czasie przywykn± do mnie i zaczniemy siê dobieraæ w klasach. Pierwsi zbli¿± siê do mnie najs³absi, ale to nie problem. Tworzysz bandê opart± przede wszystkim na lojalno¶ci, tak robi³ Achilles, budujesz lojalno¶æ i uczysz ich pos³uszeñstwa. Pracujesz z tym, co dostaniesz, zaczynasz od podstaw.
    Niech to rozgryzaj±. Niech my¶l±, ¿e próbuje przenie¶æ do Szko³y Bojowej regu³y ulicy, które zna³. Uwierz± na pewno. A tymczasem on postara siê dowiedzieæ jak najwiêcej o prawdziwych regu³ach Szko³y Bojowej i opracuje strategiê dostosowan± do sytuacji.
    Dimak przyszed³ po raz ostatni przed zgaszeniem ¶wiate³.
    - Wasze pulpity dzia³aj± dalej po zgaszeniu ¶wiate³ - oznajmi³ - ale je¿eli bêdziecie ich u¿ywaæ w czasie przeznaczonym na sen, dowiemy siê o tym i sprawdzimy, co robicie. Wiêc lepiej niech to bêdzie wa¿ne, bo inaczej traficie na czarn± listê.
    Wiêkszo¶æ dzieci od³o¿y³a pulpity; kilka wyzywaj±co je zatrzyma³o. Groszkowi by³o wszystko jedno. Mia³ inne sprawy do przemy¶lenia. Wystarczy czasu na pulpit jutro albo pojutrze.
    Le¿a³ w pó³mroku - widocznie tutejsze dzieci musia³y mieæ trochê ¶wiat³a, ¿eby trafiæ do toalety bez potykania siê o w³asne nogi - i s³ucha³ d¼wiêków wokó³ siebie, uczy³ siê ich znaczenia. Kilka szeptów, kilka sykniêæ. Oddechy dziewcz±t i ch³opców, kiedy zasypia³y jedno po drugim. Kilka nawet dziecinnie pochrapywa³o. A pod tymi ludzkimi d¼wiêkami szum wentylacji, nieregularne szczêkanie i odleg³e g³osy, ha³asy naprê¿eñ, kiedy stacja wirowa³a na przemian w s³oñcu i ciemno¶ci, g³osy doros³ych pracuj±cych w nocy.
    To by³o kosztowne miejsce. Ogromne, ¿eby pomie¶ciæ tysi±ce dzieci, nauczycieli, personelu i za³ogi. Na pewno kosztowa³o tyle co statek kosmiczny. I wszystko tylko po to, ¿eby szkoliæ ma³e dzieci. Doro¶li mog± mydliæ dzieciom oczy jak±¶ gr±, ale dla nich to by³a powa¿na sprawa. Ten program szkolenia dzieci na wojnê to nie ¿adna zwariowana, wyssana z palca teoria edukacyjna, chocia¿ siostra Carlotta pewnie mia³a racjê, ¿e wielu ludzi tak uwa¿a. M.F. nie wy³o¿y³aby takich ¶rodków, gdyby nie spodziewa³a siê powa¿nych rezultatów. Wiêc te dzieci, które chrapa³y, wzdycha³y i szepta³y w ciemno¶ciach, naprawdê mia³y znaczenie.
    Oczekuj± rezultatów ode mnie. Tutaj na górze to nie zabawa, gdzie przychodzisz siê naje¶æ, a potem robisz, co chcesz. Oni naprawdê chc± z nas zrobiæ dowódców. A skoro Szko³a Bojowa istnieje ju¿ jaki¶ czas, widocznie maj± dowód, ¿e system siê sprawdzi³ - dzieci, które ju¿ ukoñczy³y szkolenie i mog± siê pochwaliæ nienagannym przebiegiem s³u¿by. Nie wolno mi o tym zapomieæ. Tutejszy system siê sprawdzi³.
    Odmienny d¼wiêk. Nieregularny oddech. Urywane krótkie wdechy. Od czasu do czasu westchnienie. A potem... szloch.
    P³acz. Jaki¶ ch³opiec p³aka³ przed za¶niêciem.
    W gnie¼dzie Groszek czasami s³ysza³, jak dzieci p³acz± przez sen albo przed za¶niêciem. P³acz±, bo s± g³odne, ranne, chore albo zziêbniête. Ale dlaczego p³aka³y tutaj?
    Kolejna seria zd³awionych szlochów do³±czy³a do pierwszej.
    One têskni± za domem, zrozumia³ Groszek. Nigdy jeszcze nie zostawiali mamusi i tatusia, i ¼le to znosz±.
    Groszek po prostu tego nie rozumia³. Nie zna³ takich uczuæ. Mieszkasz tam, gdzie ci siê trafi³o, nie marnujesz czasu na rozpamiêtywanie przesz³o¶ci ani marzenia o innym miejscu, jeste¶ tutaj i tutaj musisz jako¶ prze¿yæ, a beczenie w ³ó¿ku ci nie pomo¿e.
    Zreszt± nic nie szkodzi. Tylko zyskujê na ich s³abo¶ci. O jednego rywala mniej na drodze do stanowiska dowódcy.
    Czy tak samo my¶la³ Ender Wiggin? Groszek przywo³a³ z pamiêci wszystko, czego dot±d dowiedzia³ siê o Enderze. Ten dzieciak by³ sprytny. Nie walczy³ otwarcie z Bonzem, ale nie wype³nia³ potulnie jego g³upich rozkazów. To fascynowa³o Groszka, poniewa¿ na ulicy zna³ dobrze tylko jedn± zasadê, ¿e nie wyci±gasz szyi, dopóki i tak nie podrzynaj± ci gard³a. Je¶li masz g³upiego szefa bandy, nie mówisz mu, ¿e jest g³upi, nie pokazujesz mu, ¿e jest g³upi, tylko spuszczasz g³owê i milczysz. W ten sposób mo¿esz prze¿yæ.
    Groszek potrafi³ zuchwale zaryzykowaæ, kiedy musia³. W ten sposób dosta³ siê do bandy Buch. Ale wtedy chodzi³o o jedzenie. Chodzi³o o prze¿ycie. Dlaczego Ender podj±³ takie ryzyko, kiedy chodzi³o tylko o jego pozycjê w grze wojennej?
    Mo¿e Ender wiedzia³ co¶, czego Groszek nie wiedzia³. Mo¿e z jakiego¶ powodu ta gra by³a wa¿niejsza, ni¿ przypuszcza³.
    Albo mo¿e Ender nale¿a³ do tych dzieciaków, które po prostu nie znosi³y przegrywaæ. Taki dzieciak wspó³pracuje z zespo³em, tylko dopóki zespó³ spe³nia jego wymagania, a je¶li nie, to ka¿dy odpowiada za siebie. Tak my¶la³ Bonzo. Ale Bonzo jest g³upi.
    Jeszcze raz Groszek musia³ przyznaæ, ¿e nie rozumie wszystkiego. Ender nie postêpowa³ wed³ug zasady „ka¿dy za siebie". Nie æwiczy³ sam. Zaprosi³ inne dzieci na swoje treningi w czasie wolnym. Równie¿ starterów, nie tylko dzieci, od których móg³ skorzystaæ. Czy to mo¿liwe, ¿e postêpowa³ tak wy³±cznie ze wzglêdu na przyzwoito¶æ?
    Tak samo jak Buch, kiedy ofiarowa³a siê Achillesowi w zamian za ¿ycie Groszka?
    Nie. Groszek nie wiedzia³ na pewno, ¿e tak zrobi³a, nie wiedzia³ na pewno, ¿e dlatego umar³a.
    Ale istnia³a taka mo¿liwo¶æ. I w g³êbi serca Groszek w to wierzy³. Zawsze gardzi³ ni± za to. Udawa³a tward±, ale mia³a miêkkie serce. A jednak... ta miêkko¶æ ocali³a mu ¿ycie. I chocia¿ próbowa³, nie potrafi³ zdobyæ siê na typow± uliczn± nonszalancjê: „Tym gorzej dla niej". S³ucha³a mnie, kiedy do niej mówi³em, zrobi³a trudn± rzecz i narazi³a w³asne ¿ycie, bo zobaczy³a szansê na poprawê losu ca³ej bandy. Potem zaprosi³a mnie do swojego sto³u, a na koñcu os³oni³a mnie przed niebezpieczeñstwem. Dlaczego?
    Na czym polega³ ten wielki sekret? Czy Ender go zna³? Jak siê tego dowiedzia³? Czemu sam Groszek nie mo¿e tego poj±æ? Na pró¿no usi³owa³ zrozumieæ Buch. Nie potrafi³ równie¿ zrozumieæ siostry Carlotty. Nie rozumia³, dlaczego trzyma³a go w ramionach, dlaczego wylewa³a nad nim ³zy. Czy oni nie rozumieli, ¿e nawet je¶li go kochali, on wci±¿ pozostawa³ oddzieln± osob± i wyrz±dzone mu dobro w ¿aden sposób nie polepsza³o ich losu? Je¶li Ender Wiggin cierpia³ na tê s³abo¶æ, to wcale nie bêdê do niego podobny. Nie zamierzam siê po¶wiêcaæ dla nikogo. A na pocz±tek nie zamierzam le¿eæ w ³ó¿ku i op³akiwaæ Buch, która p³ywa gdzie¶ w rzece z poder¿niêtym gard³em, ani beczeæ z têsknoty za siostr± Carlott±.
    Otar³ oczy, przekrêci³ siê na bok i ¶wiadomie rozlu¼ni³ miê¶nie. Po chwili drzema³ lekkim, czujnym snem. Do rana poduszka ju¿ dawno wyschnie.
    ¦ni³, jak zawsze ¶ni± istoty ludzkie - przypadkowe strzêpy wspomnieñ i wyobra¿eñ, które pod¶wiadomo¶æ próbuje po³±czyæ w spójn± fabu³ê. Groszek rzadko zwraca³ uwagê na w³asne sny, rzadko nawet pamiêta³, ¿e co¶ mu siê ¶ni³o. Tego ranka jednak obudzi³ siê z wyra¼nym obrazem w my¶lach.
    Mrówki wybiegaj±ce rojnie ze szczeliny w chodniku. Ma³e czarne mrówki. I wiêksze czerwone mrówki, które walcz± z mniejszymi, niszcz± je. Wszystkie zabiegane. ¯adna nie podnosi wzroku na opadaj±cy ludzki but, który zaraz je stratuje.
    Kiedy but znowu siê unosi, na chodniku nie le¿± zmia¿d¿one cia³a mrówek. To zw³oki dzieci, uliczników z Rotterdamu. Ca³a rodzina Achillesa. Groszek rozpozna³ te¿ w³asn± twarz, uniesion± nad sp³aszczonym cia³em, spogl±daj±c± na ¶wiat po raz ostatni przed ¶mierci±.
    Nad nim zawisa but, który go zabi³. Teraz jednak tkwi na koñcu nogi robala, a robal ¶mieje siê i ¶mieje.
    Groszek pamiêta³ ¶miech robala, kiedy siê obudzi³, pamiêta³ widok tych wszystkich rozgniecionych dzieci, widok w³asnego cia³a sp³aszczonego jak guma pod butem. Znaczenie by³o oczywiste: Kiedy my, dzieci, bawimy siê w wojnê, robale zamierzaj± nas zniszczyæ. Musimy podnie¶æ wzrok ponad prywatne k³ótnie i pamiêtaæ o wiêkszym wrogu.
    Tylko ¿e Groszek natychmiast odrzuci³ tak± interpretacjê swojego snu. Sny nie maj± ¿adnego znaczenia, napomnia³ sam siebie. A nawet je¶li co¶ znacz±, pokazuj± tylko moje w³asne uczucia i moje w³asne lêki, nie ¿adn± g³êboko ukryt± prawdê. Wiêc robale nadlatuj±. Wiêc mog± nas zdeptaæ na miazgê jak mrówki. Co mnie to obchodzi? Moje obecne zadanie to utrzymaæ Groszka przy ¿yciu i awansowaæ na pozycjê, gdzie mogê siê przydaæ w wojnie z robalami. Na razie nie mogê nic zrobiæ, ¿eby je powstrzymaæ.
    Oto lekcja, jak± Groszek wyci±gn±³ ze swojego snu: Nie b±d¼ jedn± z biegaj±cych, walcz±cych mrówek. B±d¼ butem.
    Przeszukiwanie sieci zaprowadzi³o siostrê Carlottê w ¶lep± uliczkê. Mnóstwo informacji o badaniach ludzkiej genetyki, ale nic przydatnego.
    Wiêc siedzia³a przy biurku, machinalnie mêczy³a jak±¶ grê i próbowa³a wymy¶liæ, co dalej, i zastanawia³a siê, dlaczego w ogóle zawraca sobie g³owê pochodzeniem Groszka, kiedy nadesz³a tajna wiadomo¶æ z M.F. Poniewa¿ wiadomo¶æ kasowa³a siê minutê po nadej¶ciu i wysy³ano j± co minutê, dopóki nie dotar³a do odbiorcy, siostra Carlotta otworzy³a j± od razu i wpisa³a swoje pierwsze oraz drugie has³o.
    OD: P³k.Graff@Szko³aBojowa.MF
    DO: S.Carlotta@SpecAsn.Rem.Kon[DG1 ].MF
    DOTYCZY: Achilles
    Przekazaæ pe³ny raport na temat "Achilles" znany podmiotowi.
    Jak zwykle wiadomo¶æ taka enigmatyczna, ¿e w³a¶ciwie nie trzeba jej szyfrowaæ, chocia¿ oczywi¶cie to konieczne. W koñcu to tajna wiadomo¶æ, prawda? Wiêc czemu nie u¿yæ imienia dziecka? „Przekazaæ raport na temat "Achilles" znany Groszkowi".
    Widocznie Groszek poda³ im imiê Achillesa, lecz w takich okoliczno¶ciach, ¿e nie chcieli za¿±daæ wyja¶nieñ od niego samego. Wiêc musia³ co¶ napisaæ. List do niej? Poczu³a lekki dreszcz nadziei, a potem skarci³a siê za czu³ostkowo¶æ. Wiedzia³a doskonale, ¿e poczta od dzieci w Szkole Bojowej prawie nigdy nie dochodzi³a, a poza tym nik³e by³y szansê, ¿eby Groszek do niej napisa³. Ale jakim¶ sposobem poznali to imiê i chcieli dowiedzieæ siê od niej, co oznacza³o.
    Ona jednak nie chcia³a im podaæ tej informacji, nie wiedz±c, co to znaczy dla Groszka. Wiêc przygotowa³a równie enigmatyczn± odpowied¼:
    Raport tylko na tajnej konferencji.
    Oczywi¶cie Graff siê w¶cieknie, ale to dodatkowa premia. Graff tak siê przyzwyczai³ do w³adzy znacznie wykraczaj±cej poza jego rangê, ¿e warto mu czasami przypomnieæ, ¿e wszelkie pos³uszeñstwo jest dobrowolne i zale¿y wy³±cznie od zgody osoby przyjmuj±cej rozkazy. W koñcu siostra Carlotta oka¿e pos³uszeñstwo. Chcia³a tylko siê upewniæ, ¿e ta informacja nie zaszkodzi Groszkowi. Gdyby siê dowiedzieli, ¿e by³ tak blisko zwi±zany ze sprawc± i z ofiar± morderstwa, mogliby skre¶liæ go z programu. A nawet gdyby rozmowa na ten temat niczym nie grozi³a, siostra Carlotta mog³a uzyskaæ jak±¶ rekompensatê.
    Zorganizowanie tajnej konferencji zabra³o nastêpn± godzinê i kiedy pu³kownik Graff pojawi³ siê na displeju nad komputerem siostry Carlotty, nie mia³ zadowolonej miny.
    - Jak± gierkê dzisiaj siostra prowadzi?
    - Przybra³ pan na wadze, pu³kowniku Graff. To niezdrowo.
    - Achilles - powiedzia³.
    - Cz³owiek z kalek± piêt±. Zabi³ Hektora i wlók³ jego zw³oki wokó³ bram Troi. Mia³ równie¿ s³abo¶æ do branki imieniem Bryzeida.
    - Wie pani, ¿e chodzi o inny kontekst.
    - Wiem wiêcej. Wiem, ¿e Groszek musia³ napisaæ to imiê, poniewa¿ nie wymawia siê go „ach-kil-ez", tylko „ach-szil". Po francusku.
    - Miejscowy jêzyk.
    - Duñski jest miejscowym jêzykiem pañstwowym, pu³kowniku, chocia¿ wspólny Floty wypar³ go do tego stopnia, ¿e zrobi³ z niego ciekawostkê.
    - Siostro Carlotto, niech pani nie marnuje kosztów tej konferencji.
    - Nic nie powiem, dopóki nie dowiem siê, dlaczego pan pyta.
    Graff kilka razy odetchn±³ g³êboko. Siostra Carlotta zastanawia³a siê, czy matka nauczy³a go liczyæ do dziesiêciu, czy mo¿e do¶wiadczenia z zakonnicami w szkole katolickiej nauczy³y go gry¼æ siê w jêzyk.
    - Próbujemy rozszyfrowaæ co¶, co Groszek napisa³.
    - Poka¿cie mi to, a ja wam pomogê, na ile potrafiê.
    - Siostra ju¿ za niego nie odpowiada.
    - Wiêc czemu pan mnie pyta o niego? Pan za niego odpowiada, tak? Wiêc mogê wróciæ do pracy?
    Graff westchn±³ i zrobi³ co¶ z rêkami poza zasiêgiem ekranu. Po chwili tekst Groszkowego wpisu do dziennika pojawi³ siê na displeju przed twarz± Graffa. Siostra Carlotta przeczyta³a go z lekkim u¶miechem.
    - No i? - zapyta³ Graff.
    - On wam zrobi³ numer, pu³kowniku.
    - Jak to?
    - On wie, ¿e to przeczytacie. Wprowadza was w b³±d.
    - Siostra to wie?
    - Achilles rzeczywi¶cie móg³ stanowiæ dla niego przyk³ad, ale negatywny. Achilles kiedy¶ zdradzi³ kogo¶, kogo Groszek wysoko ceni³.
    - Niech siostra przestanie krêciæ.
    - Nie krêcê. Powiedzia³am panu dok³adnie tyle, ile powinien pan wiedzieæ. Podobnie jak Groszek powiedzia³ panu tyle, ile chcia³. Zapewniam pana, ¿e jego wpisy do dziennika nabior± dla was sensu tylko wtedy, je¶li zdacie sobie sprawê, ¿e on pisze te rzeczy dla was, z zamiarem wprowadzenia w b³±d.
    - Dlaczego? Bo tutaj na dole nie prowadzi³ dziennika?
    - Bo on ma absolutn± pamiêæ - odpar³a siostra Carlotta. - Nie zapisa³by swoich prawdziwych my¶li w czytelnej formie. Nie zdradza swoich zamiarów. Nigdy. Nie znajdzie pan ¿adnych jego zapisków, których z góry nie przeznaczy³ do przeczytania.
    - Czy to jaka¶ ró¿nica, ¿e pisa³ pod cudz± to¿samo¶ci±? Której wed³ug niego nie znamy?
    - Ale j± znacie, wiêc on wie, ¿e j± znacie, wiêc tê drug± to¿samo¶æ wprowadzi³ tylko, ¿eby zbiæ was z tropu, i podzia³a³o.
    - Zapomnia³em. Siostra my¶li, ¿e ten dzieciak jest m±drzejszy od Boga.
    - Nie martwiê siê, ¿e pan nie akceptuje mojej oceny. Im lepiej pan go pozna, tym szybciej pan zrozumie, ¿e mam racjê. Nawet uwierzy pan w te wyniki testów.
    - Jak mam siostrê przekonaæ, ¿eby mi pomog³a w tej sprawie? - zapyta³ Graff.
    - Niech pan spróbuje powiedzieæ mi prawdê, co ta informacja oznacza dla Groszka.
    - Zdenerwowa³ swojego podstawowego nauczyciela. Znikn±³ na dwadzie¶cia jeden minut w drodze powrotnej z lunchu... mamy ¶wiadka, który rozmawia³ z nim na pok³adzie, gdzie nie powinien przebywaæ, co nadal nie wyja¶nia ostatnich siedemnastu minut jego nieobecno¶ci. Nie bawi siê swoim pulpitem...
    - Uwa¿a pan, ¿e tworzenie fa³szywych to¿samo¶ci i pisanie dziennika na niby to nie zabawa?
    - Mamy diagnostyczno-terapeutyczn± grê, w któr± graj± wszystkie dzieci... on nawet siê nie wpisa³.
    - Odgad³, ¿e to psychologiczna gra, i nie zamierza graæ, dopóki nie sprawdzi, ile to go bêdzie kosztowa³o.
    - Czy to siostra wpoi³a mu tê wrog± postawê?
    - Nie, on mnie tego nauczy³.
    - Proszê mi powiedzieæ wyra¼nie. Na podstawie tego wpisu do dziennika wydaje siê, ¿e on planuje stworzyæ tutaj w³asn± bandê, jak na ulicy. Musimy wiedzieæ o tym Achillesie, ¿eby zrozumieæ, o co mu naprawdê chodzi.
    - On nie planuje nic takiego - o¶wiadczy³a siostra Carlotta.
    - Siostra mówi to z przekonaniem, ale nie podaje mi ani jednego powodu, ¿ebym uwierzy³ w ten wniosek.
    - To pan mnie wezwa³, pamiêta pan?
    - To nie wystarczy. Opinie siostry o tym ch³opcu s± podejrzane.
    - On nigdy nie bêdzie na¶ladowa³ Achillesa. Nigdy nie zapisze swoich prawdziwych planów tam, gdzie mo¿ecie je znale¼æ. On nie tworzy band, tylko przy³±cza siê do nich, wykorzystuje je i idzie dalej, nie ogl±daj±c siê za siebie.
    - Wiêc ¶ledztwo w sprawie tego Achillesa nie powie nam niczego o zachowaniu Groszka w przysz³o¶ci?
    - Groszek szczyci siê tym, ¿e nie chowa urazy. My¶li, ¿e zemsta jest bezproduktywna. Ale moim zdaniem na pewnym poziomie on specjalnie wymieni³ Achillesa, bo wiedzia³, ¿e po przeczytaniu bêdziecie chcieli dowiedzieæ siê wiêcej o Achillesie, a ¶ledztwo wydobêdzie na jaw bardzo z³y postêpek Achillesa.
    - Wobec Groszka?
    - Wobec jego przyjació³ki.
    - Wiêc on jest zdolny do przyja¼ni?
    - Ta dziewczyna uratowa³a mu ¿ycie na ulicy.
    - Jak siê nazywa?
    - Buch. Ale nie szukajcie jej. Ona nie ¿yje. Graff zastanawia³ siê przez chwilê.
    - To jest ten z³y postêpek Achillesa?
    - Groszek ma powody tak uwa¿aæ, chocia¿ w±tpiê, czy takie dowody wystarcz± w s±dzie. Jak mówi³am, te wszystkie dzia³ania s± prawdopodobnie pod¶wiadome. Nie przypuszczam, ¿eby Groszek osobi¶cie próbowa³ wyrównaæ rachunki z Achillesem albo z kim¶ innym, ale pewnie mia³ nadziejê, ¿e zrobicie to za niego.
    - Siostra ci±gle co¶ ukrywa, ale nie mam wyboru, muszê polegaæ na siostry zdaniu.
    - Zapewniam pana, ¿e Achilles to ¶lepy zau³ek.
    - A je¶li siê oka¿e, ¿e wcale nie taki ¶lepy?
    - Zale¿y mi na sukcesie pañskiego programu, pu³kowniku Graff, bardziej nawet ni¿ zale¿y mi na sukcesie Groszka. Nie zapominam o priorytetach na skutek przywi±zania do tego ch³opca. Naprawdê powiedzia³am ju¿ panu wszystko. Ale mam nadziejê, ¿e pan równie¿ mi pomo¿e.
    - M.F. nie handluje informacjami, siostro Carlotto. Informacje przep³ywaj± od tych, którzy nimi dysponuj±, do tych, którzy ich potrzebuj±.
    - Powiem panu, czego chcê, a pan zdecyduje, czy tego potrzebujê.
    - No wiêc?
    - Chcê znaæ ka¿dy nielegalny czy ¶ci¶le tajny projekt dotycz±cy zmiany ludzkiego genomu w ci±gu ostatnich dziesiêciu lat. Graff spojrza³ w przestrzeñ.
    - Chyba jeszcze za wcze¶nie, ¿eby siostra zajê³a siê nowym projektem. Wiêc chodzi o ten sam stary projekt. Chodzi o Groszka.
    - On sk±d¶ pochodzi.
    - To znaczy jego umys³ sk±d¶ pochodzi.
    - To znaczy ca³y pakiet. My¶lê, ¿e w koñcu zaczniecie polegaæ na tym ch³opcu, powierzycie mu ¿ycie nas wszystkich, wiêc chyba powinni¶cie wiedzieæ, co siê dzieje w jego genach. To nêdzna namiastka tego, co siê dzieje w jego umy¶le, podejrzewam jednak, ¿e ta druga wiedza zawsze pozostanie poza waszym zasiêgiem.
    - Siostra przys³a³a go tutaj, a teraz siostra mi mówi takie rzeczy. Czy siostra zdaje sobie sprawê, ¿e w³a¶nie mnie ostrzeg³a, ¿ebym nigdy mu nie pozwoli³ awansowaæ w naszej puli selekcyjnej?
    - Teraz pan tak mówi, kiedy zna go dopiero jeden dzieñ - powiedzia³a siostra Carlotta. - Przekona siê pan do niego.
    - Je¶li przedtem nie wci±gnie go wentylacja.
    - No, no, pu³kowniku Graff.
    - Przepraszam, siostro.
    - Niech pan mi da dostatecznie wysokie upowa¿nienie, to sama poszukam.
    - Nie - odmówi³. - Ale ka¿ê pani przys³aæ wyci±gi.
    Wiedzia³a, ¿e przeka¿± jej tylko tyle informacji, na ile zas³ugiwa³a ich zdaniem. Ale gdyby próbowali jej wepchn±æ bezwarto¶ciowe ¶miecie, poradzi sobie z nimi. I postara siê znale¼æ Achillesa, zanim M.F. go dopadnie. Zabraæ go z ulicy i umie¶ciæ w szkole. Pod innym nazwiskiem. Poniewa¿ je¶li M.F. go znajdzie, prawdopodobnie go przetestuj± - albo odszukaj± wyniki jej testów. Je¶li go przetestuj±, to wylecz± mu stopê i wy¶l± do Szko³y Bojowej. A ona obieca³a Groszkowi, ¿e nigdy wiêcej nie spotka siê z Achillesem.


Strona g³ówna
   
Indeks
   
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • strefamiszcza.htw.pl
  • Copyright (c) 2009 TrochÄ™ ciekawostek – na weekend (czego to ludzie nie wymyÅ›lÄ… ... | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.