skorpion

Trochę ciekawostek – na weekend (czego to ludzie nie wymyślą ...











Janusz A. Zajdel
    
  Skorpion


    Agraw wzbi³ siê pionowo w górê, potem zatoczy³
szerokie pó³kole nad budynkiem i wzi±³ kurs na po³udnie. Pilot i pasa¿erowie,
wyrwani przed chwil± ze snu, ziewali jeszcze, przecieraj±c zaspane oczy... Yason
wyj±³ z kieszeni zwiniêty for­ mularz raportu dyspozytora i raz jeszcze
odczyta³ tre¶æ, anal­ izuj±c sytuacjê.     -
Sprawdziæ broñ, za³adowaæ pociskami obezw³adniaj±cymi - powiedzia³ do
towarzyszy. - Bêdziemy strzelaæ z zaskoczenia. Na­ jwa¿niejsze, ¿eby nie
zd±¿yli niczego zniszczyæ. Ty, Collodi, zabezpieczysz dokumentacjê i ¼ród³a
informacji.     - Tak jest - powiedzia³ ospale têgi
mê¿czyzna siedz±cy obok pilota.     - Pozostali - ci±gn±³
Yason - zajm± siê tymi lud¼mi. Jest ich czterech albo piêciu, prawdopodobnie bez
broni, ale mog± mieæ sygnalizacjê ostrzegawcz±. Trzeba bêdzie bardzo ostro¿nie
otoczyæ budynek. Ty, Borrov - zwróci³ siê do pilota - zostaniesz na zew- n±trz i
bêdziesz strzela³ do ka¿dego, kto nam siê wymknie. Dom stoi na uboczu, w lesie.
L±dowaæ bêdziemy w do¶æ znacznej odleg- ³o¶ci, ¿eby ich nie sp³oszyæ. Czy
wszystko jasne? Sprzêt w porz±- dku?     - Informetr mi
nie dzia³a, szefie! - powiedzia³ Pesso.     - Wymieñ
baterie. Zreszt± pewnie nie bêdzie potrzebny. Sprawd¼cie jeszcze amnestory!
    - Bêdziemy ich o d k a ¿ a æ? - ucieszy³ siê Lasteck.
    - Tylko w razie skrajnej konieczno¶ci. Mamy polecenie
przy­ wie¼æ ich z pe³nym zasobem informacji. Mo¿e uda siê co¶ z nich
wycisn±æ w cefalektorze.     Przez kilkana¶cie minut
lecieli w milczeniu.     - Co oni tam w³a¶ciwie robi±? -
spyta³ nagle Stemp cichym g³osem. - Za co mamy ich...?
   - To przestêpcy niebezpieczni dla ludzko¶ci. U¿ytkuj±
bez zezwolenia nie rejestrowany komputer ¶redniej mocy - wyja¶ni³ Ya­ son.
   - I co na nim robi±?    - Nie
wiemy i na tym w³a¶nie w g³ównej mierze polega ich przestêpstwo. Naszym
obowi±zkiem wobec ludzko¶ci jest dowiedzieæ siê, co zamierzaj±.
   - Raczej, co zamierzali! - poprawi³ Collodi. - My¶lê,
¿e nie zdzia³aj± ju¿ nic wiêcej.    - Biedacy. Kto¶ ich
sypn±³. A teraz pewnie dostan± personi­ fikacjê albo w najlepszym razie
kilka lat izolacji - powiedzia³ Stemp ze wspó³czuciem.
   - Nie masz powodu ich ¿a³owaæ - obruszy³ siê Yason. -
Sami sobie winni.    - Ano niby tak... - zgodzi³ siê
Stemp.    W dole b³ysnê³o kilka ¶wiate³ - to by³o
osiedle. Dalej rozpoczyna³ siê las. Agraw osiad³ na jego skraju, w wysokiej,
wilgotnej trawie. Yason czeka³, a¿ wszyscy zabior± sprzêt i wyjd± z kabiny.
   - Grupa interwencyjna gotowa do akcji - zameldowa³
Stemp.    - Dobrze. I¶æ ostro¿nie - powiedzia³ Yason i
siêgn±³ pod lew± klapê kurtki. Odpi±³ ma³y metalowy znaczek. Przez chwilê
obraca³ go w palcach. By³ to t³oczony w srebrzystej blaszce wize­ runek
atakuj±cego skorpiona z ³ukowato wygiêtym odw³okiem, na którego koñcu po³yskiwa³
ostry, jadowity kolec.    "Ka¿dy z nich - pomy¶la³ Yason
patrz±c za odchodz±cymi - jest takim ma³ym, jadowitym owadem. Ja te¿ nim jestem
i muszê byæ najk±¶liwszym z nich..."    Podrzuci³ znaczek
na d³oni, a potem przypi±³ na zewnêtrznej stronie klapy. Przewiesi³ przez ramiê
pasek od miotacza, wyskoczy³ z kabiny agrawu wprost na trawê i szybkim krokiem
ruszy³ za towarzyszami.     Akcja przebiega³a zgodnie z
za³o¿eniami. Pesso i Lasteck wkroczyli do wnêtrza budynku przez tylne wej¶cie.
Collodi zabez­ piecza³ drzwi frontowe, a Yason z broni± gotow± do strza³u
wkroczy³ do ¶rodka. Na jego widok jeden z czterech ludzi, odwrócony w³a¶nie
twarz± do drzwi, zd±¿y³ tylko wyszeptaæ ochry­ ple poblad³ymi wargami:
    - Panie docencie, SKORPION...
   Celny strza³ Yasona obezw³adni³ go na miejscu. Dwaj
inni, próbuj±cy ukryæ siê w g³êbi budynku, zostali przechwyceni przez Pesso.
Czwarty, siwy staruszek, pozosta³ na ¶rodku pokoju z twarz± wyra¿aj±c± smutne
zdziwienie i rezygnacjê.    - Jeste¶my funkcjonariuszami
S³u¿by Kontrolno-Operacyjnej Regulacji Postêpu i Ochrony Nauki - powiedzia³
dobitnie Yason, podsuwaj±c przed oczy starca srebrny znak SKORPIONA. - Proszê
nie stawiaæ oporu!     Wracaj±c, Yason przegl±da³
skonfiskowane materia³y.     - Wiecie, nad czym ona
pracowali? - powiedzia³ po zapoznaniu siê z kilkoma tabelami i zawarto¶ci± ta¶m.
- Opracowywali syntezê pewnego leku psychotropowego.    -
Dlaczego wiêc robili to w tajemnicy? - zdziwi³ siê Stemp. - Mogli przecie¿
legalnie zg³osiæ to do SKORPIONA.    - To nie taka prosta
sprawa, And! Okazuje siê, ¿e podczas produkcji tego ¶rodka powstaje du¿a ilo¶æ
ciek³ych odpadów, które nale¿a³oby zabezpieczyæ, gdy¿ s± silnie toksyczne.
Mo¿liwo¶æ usuwania do ¶cieków ca³kowicie odpada. Analizowali w³a¶nie mo¿li­
wo¶æ unieszkodliwiania tych odpadów na skalê przemys³ow±. Zdaje siê, ¿e bez
widocznych rezultatów.    - A zatem zrobili¶my kawa³ek
dobrej roboty, unieszkodli­ wiaj±c tych panów! - powiedzia³ Collodi. -
My¶lê, ¿e gdyby opra­ cowana przez nich technologia produkcji dosta³a siê w
rêce produ­ centów, nic nie powstrzyma³oby ich od wdro¿enia... Szczególnie
przy tak wielkim popycie na leki psychiatryczne, jaki obserwujemy w naszym
stuleciu.    - A spraw± szkodliwo¶ci odpadów
zainteresowano by siê dopiero po wytruciu resztek planktonu w rzekach. Tak,
dobrze siê sta³o, ¿e uda³a siê nam ta akcja - doda³ Yason, a twarz jego
przybra³a wyraz g³êbokiego zadowolenia.    - Komputery w
naszym stuleciu sta³y siê tym w stosunku do ludzkiego mózgu, czym w przesz³o¶ci
by³a broñ masowej zag³ady wobec broni konwencjonalnej: umo¿liwi³y osi±ganie tego
samego skutku szybciej, taniej i dok³adniej. Porównanie jest tym trafniejsze, ¿e
komputeryzacja, jak niegdy¶ broñ termoj±drowa - sta³a siê w pewnej chwili gro¼b±
dla podstaw istnienia ludzkiej cywilizacji. "My¶lenie konwencjonalne" nie
doprowadzi³oby nigdy do tak zawrotnego tempa rozwoju nauki i techniki, jakie
umo¿liwia elektroniczna technika przetwarzania danych.
    Gro¼ba "elektronicznego my¶lenia" przejawi³a siê w
tym, ¿e sta³a siê faktem sytuacja z dawna przewidywana przez trze¼wiej my¶l±cych
uczonych: nast±pi³y powa¿ne przerosty niektórych dziedzin nauki oraz brak
kontroli nad ca³o¶ci± postêpu wiedzy. Utrzymanie rozs±dnych proporcji miêdzy
rozwojem wiedzy teorety­ cznej a mo¿liwo¶ciami i celowo¶ci± jej zastosowañ
dla dobra cz³owieka sta³o siê zadaniem chwili.
   Wyst±pi³o wiele problemów sk³adaj±cych siê na ogólny
stan zagro¿enia naszej cywilizacji przez komputery, a raczej przez wyniki ich
stosowania.    Pierwsze zagadnienie, podniesione
najwcze¶niej, to sprawa izolacji i w±skiej specjalizacji niektórych dziedzin,
czyli inny­ mi s³owy braku integracji nauk, szczególnie w takich
dziedzinach, jak wzajemne oddzia³ywanie przemys³u na ¶rodowisko biologiczne,
urbanizacji - na psychikê cz³owieka i socjologiczne powi±zania du¿ych skupisk
ludzkich. Zanieczyszczenie wód i atmosfery jako wynik dzia³alno¶ci przemys³u
obna¿y³y ju¿ w XX wieku bezsilno¶æ ekologów i dzia³aczy towarzystw ochrony
przyrody wobec inwazji techniki.    Drugie zagadnienie -
to zjawisko ujête w tzw. prawie Zolla- Grema. Prawo to g³osi, ¿e rozwój
cywilizacji jest funkcj± rosn±c± w czasie w sposób analogiczny do
relatywistycznego wzrostu masy. Inaczej mówi±c: podobnie jak prêdko¶æ cia³a
materialnego nie mo¿e osi±gn±æ prêdko¶ci ¶wiat³a, cywilizacja nie mo¿e przetrwaæ
w ra­ mach jednego cyklu rozwojowego poza pewien okre¶lony moment, w którym
"stopieñ rozwoju" osi±ga wielko¶æ nieskoñczon±. Oczywi¶cie osi±gniêcie takiego
stanu jest niemo¿liwe, cywilizacja za³amuje siê wiêc w swym rozwoju i ginie
nieco wcze¶niej. Ten moment kry­ tyczny, zwany w popularnej literaturze
"ekstrapolowanym koñcem ¶wiata", mo¿na z pewnym przybli¿eniem wyznaczyæ na
podstawie ak­ tualnego tempa rozwoju cywilizacji oraz dynamiki tego rozwoju,
czyli, matematycznie rzecz ujmuj±c, na podstawie pierwszej i drugiej pochodnej
funkcji rozwoju. Pierwsze, najbardziej nawet optymistyczne obliczenia wykaza³y,
¿e ten krytyczny punkt cy­ wilizacja nasza mog³aby osi±gn±æ o wiele
wcze¶niej, ni¿ mo¿na by³o przypuszczaæ.    Wynika st±d,
¿e ju¿ w niedalekiej przysz³o¶ci doj¶æ by mog³o do takiej sytuacji, ¿e cz³owiek,
budz±cy siê rano, nie poznawa³by ¶wiata znanego z dnia wczorajszego. Ca³y dzieñ
po¶wiêci³by na ak­ tualizacjê swej wiedzy i uzupe³nienie jej o nowe
elementy, by nastêpnego dnia zacz±æ znów to samo od pocz±tku.
   We¼my inny przyk³ad: oto kto¶ prowadzi pojazd
mechaniczny z Wiednia do Pary¿a. Podró¿ trwa ca³y dzieñ, ale w³adze
komunika­ cyjne nie ¶pi±: co godzina zmieniaj± siê przepisy drogowe i
pow­ staje kilka nowych znaków drogowych, które s± natychmiast skwapliwie
ustawiane wzd³u¿ drogi. Nasz podró¿nik jest oczywi¶cie na bie¿±co zarzucany
biuletynami informuj±cymi o tych wszystkich zmianach, lecz có¿ z tego? W pewnym
momencie musi zatrzymaæ samochód, by przestudiowaæ te informacje. Nim je jednak
przyswoi, powstaj± nowe i nowe. I oto widzimy nieszczêsnego kierowcê, który
zamiast poruszaæ siê ku wytkniêtemu celowi, siedzi na skraju au­ tostrady i
wertuje sterty przywalaj±cych go informacji. Co gorsza, pewne jest, ¿e nigdy ju¿
nie dojedzie do celu. Po prostu odpad³ w wy¶cigu z komputerami usprawniaj±cymi i
optymalizuj±cymi zasady ruchu w tempie znacznie szybszym, ni¿ umys³ pojedynczego
¶rednio zdolnego osobnika jest je w stanie przyswoiæ.    
Ten absurdalny przyk³ad wystarczy chyba pañstwu jako ilus­ tracja
konsekwencji prawa Zolla-Grema, przy za³o¿eniu ¿ywio³owo¶ci rozwoju techniki
elektronicznego przetwarzania danych i przy nie kontrolowanym i powszechnym jej
stosowaniu.    Korzystaj±c z do¶wiadczeñ i osi±gniêæ
zastosowanej w swoim czasie ¶wiatowej kontroli broni masowego ra¿enia, w
pocz±tkach naszego stulecia zawarto odpowiedni± konwencjê miêdzynarodow± i
powo³ano do ¿ycia instytucjê, której zadaniem mia³o byæ reje­ strowanie i
kontrolowanie wszelkich prac badawczych wykonywanych za pomoc± komputerów.
S³u¿ba Kontrolno-Operacyjna Regulacji Postêpu i Ochrony Nauki mia³a za zadanie,
ogólnie bior±c, nie do­ puszezaæ do prowadzenia prac, których wyniki mog³yby
w sposób bezpo¶redni lub po¶redni zaszkodziæ dobru ludzko¶ci i cywilizacji
ziemskiej. To trudne i na pozór beznadziejne zadanie SKORPION spe³nia ze
zmiennym powodzeniem od kilkudziesiêciu lat. W tym czasie rozrós³ siê w
instytucjê ¶wiatow± o nieprawdopodobnym wprost zasiêgu, o niezmiernie szerokich
uprawnieniach i mo¿li­ wo¶ciach administracyjno-prawnych. Niestety, sytuacja
w dzisiejszej nauce i technice dawno ju¿ przeros³a mo¿liwo¶ci SKOR­ PIONA:
zbyt szeroki wachlarz kontrolowanych zagadnieñ i tematów nie pozwala
specjalistom ze SKORPIONA na szczegó³ow± i fachow± analizê wszystkich
zg³aszanych zagadnieñ. W imiê wiêc swego naczelnego celu - to znaczy
niedopuszczenia do prowadzenia prac szkodliwych dla cywilizacji - SKORPION
odrzuca i zabrania prowadzenia wiêkszo¶ci proponowanych badañ. Czyni to na
wszelki wypadek, kieruj±c siê czêstokroæ li tylko intuicj± swych ekspertów.
    Nie muszê chyba t³umaczyæ, jak fatalnie odbija siê to
na stanie nauki i techniki. O ile niegdy¶ SKORPION tylko utrudnia³, o tyle teraz
wrêcz uniemo¿liwia wszelki rozwój wielu dziedzin ¿ycia. Nast±pi³o przegiêcie w
drug± ostateczno¶æ - w stronê stag­ nacji nauki! SKORPION kontroluje
wszystkie dzia³aj±ce komputery, a podejmowanie w tajemnicy prac nie
zatwierdzonych grozi uczonym konsekwencjami najwy¿szej miary, do pozbawienia
osobowo¶ci i wymazania pamiêci w³±cznie - traktuje siê ich bowiem, w my¶l
obowi±zuj±cej niestety konwencji, jako zbrodniarzy przeciw ludzko¶ci!
    Panowie! SKORPION jest instytucj± tak siln± i tak
rozbu­ dowan±, ¿e nie ma praktycznej mo¿liwo¶ci rozwi±zania lub ograniczenia
jej dzia³alno¶ci. Agenci SKORPIONA s± wszêdzie, ka¿da wiêc próba protestu ze
strony uczonych zostanie w zarodku zd³awiona, a protestuj±cych izoluje siê lub
depersonifikuje. Nie zdo³amy niczego zdzia³aæ za pomoc± legalnych ¶rodków.
Sytuacja dojrza³a do tego, by wznie¶æ okrzyk: "Ratujmy cywilizacjê!" Aby za¶ j±
uratowaæ musimy zniszczyæ SKORPIONA.     Lekki szmer
przebieg³ w¶ród zebranych. Niektórzy trwo¿nie rozejrzeli siê doko³a.
    Profesor Kerdan wypi³ kilka ³yków wody ze szklanki i
otar³ spocone czo³o. Usiad³, poprawi³ okulary i powiedzia³ przyt³umio- nym
g³osem:     - Koledzy! W naszej operacji mo¿emy liczyæ
wy³±cznie na w³asne mózgi. Ich zawarto¶ci SKORPION nie jest w stanie, na
szczê¶cie, kontrolowaæ. Nie mo¿emy natomiast korzystaæ z pomocy komputerów. Nasz
przeciwnik dysponuje czujkami do wykrywania in­ formacji zawartej we
wszelkiego rodzaju uk³adach sztucznych. ¯aden nielegalny komputer nie uchowa siê
d³ugo przed czujnymi in­ spektorami SKORPIONA. W w±skim gronie
wtajemniczonych poczynili¶my ju¿ pewne kroki przygotowawcze do wielkiej akcji.
Zebra³em tu was, samych zaufanych i oddanych sprawie. Chcê przed­ stawiæ
ogólny zarys naszego planu oraz omówiæ poszczególne opera­ cje, wchodz±ce w
jego sk³ad...     Po trzeciej rewizji, dokonanej przez
automaty, Yason czu³ siê jak przenicowany. Mia³ wra¿enie, ¿e nie tylko ka¿d±
kieszeñ, lecz i ka¿dy zakamarek mózgu spenetrowano mu dok³adnie. Wiedzia³
jednak, ¿e takich mo¿liwo¶ci SKORPION jeszcze nie posiada. W tej czê¶ci gmachu
Yason by³ po raz pierwszy. ¦ciskaj±c w d³oni ¿eton- przepustkê, przemierza³
puste korytarze, kierowany ¶wietlnymi strza³kami orientacyjnymi. To tutaj.
Zatrzyma³ siê przed niewielkimi drzwiami z napisem DYREKTOR GENERALNY. Otworzy³y
siê samoczynnie, gdy wrzuci³ ¿eton w szparê automatu. Znalaz³ siê w ma³ym
przedsionku, gdzie raz jeszcze automatyczny sekretarz sprawdzi³ mu kieszenie. Za
nastêpnymi drzwiami by³ ju¿ gabinet samego Wielkiego Szefa.
    Zaraz po przekroczeniu progu Yason zosta³ o¶lepiony
snopem jaskrawego, skierowanego wprost w oczy ¶wiat³a. Zobaczy³ na tle ciemnego
wnêtrza jasn± plamê reflektora i odwróci³ twarz w bok.
   - Proszê siadaæ. Krzes³o jest po lewej stronie drzwi -
powiedzia³ cichy, ³agodny g³os zza ¶wietlnej plamy.    
Mru¿±c oczy, Yason poszuka³ krzes³a i usiad³. - Przepraszam za to ¶wiat³o w
oczy. To niestety konieczno¶æ. Mam zbyt wielu nieprzyjació³, rzecz normalna w
mojej sytuacji. Dlatego wolê, by jak najmniej ludzi, nawet spo¶ród personelu
SKO­ RPIONA, zna³o moj± twarz. Najlepiej zamkn±æ oczy, Yason.
    Yason opu¶ci³ powieki. W g³êbi gabinetu zaszele¶ci³y
pa­ piery. Po chwili g³os Szefa ci±gn±³ dalej:     -
Twój raport brzmi nieco enigmatycznie. Zaciekawi³ mnie jednak. Jeste¶ bardzo
zdolnym i sumiennym pracownikiem. Sprawdzili¶my to dok³adnie, zanim powzi±³em
decyzjê powierzenia ci pracy w S³u¿bie Interwencyjnej. Pó¼niej te¿ by³e¶
obserwowany i testowany. Przypomnij sobie sprawê Horgana. Kazali¶my ci oso­
bi¶cie go zatrzymaæ i zdepersonifikowaæ. Wiedzieli¶my, ¿e to twój krewny. Rozkaz
wykona³e¶ bez wahania. Wiemy, ¿e jeste¶ ca³kowicie oddany s³u¿bie i mamy do
ciebie zaufanie. Dobrze siê te¿ sta³o, ¿e raport skierowa³e¶ bezpo¶rednio do
mnie. To wygl±da na sprawê najwy¿szej wagi. W takich sprawach nie ufam nawet
moim zastêpcom. Sam siê tym zajmê, a ty, i tylko ty, dopomo¿esz mi. A teraz
czekam na bli¿sze wyja¶nienia.    - Czy mogê mówiæ
swobodnie o wszystkim? - Yason rozejrza³ siê na boki spod na wpó³ opuszczonych
powiek.    - Nikogo tu nie ma oprócz jednego têpawego
robota. Mów, ¶mia³o.    - Informacje te nie mog± dotrzeæ
do nikogo oprócz pana, Sze­ fie. Le¿y to tak¿e w moim interesie. Gdyby
ktokolwiek dowiedzia³ siê, ¿e to ja przekaza³em je panu, nie wahano by siê ani
chwili i pewnie by³yby to ostatnie moje us³ugi wobec SKORPIONA.
   - Có¿ wiêc zamierza robiæ Kerdan?
   - Mikrofilm zawieraj±cy ca³± dokumentacjê ukry³ w
sobie tylko wiadomym miejscu, ale nas nie powinny interesowaæ szczegó³y jego
prac. Musimy go mieæ, Kerdana i tych kilku jego najbli¿szych wspó³pracowników,
zanim czegokolwiek bêd± siê domy¶lali. Realiza­ cja ich planów jest kwesti±
najbli¿szych dni!    - W raporcie piszesz, ¿e Kerdan
zajmowa³ siê ostatnio praca­ mi z dziedziny protetyki uk³adu nerwowego.
Ponadto napisa³e¶, ¿e prace jego godz± w podstawy istnienia SKORPIONA. Nie widzê
zwi±zku miêdzy jednym a drugim.    - Ta protetyka to
kamufla¿. Prace te prowadzi legalnie i u¿ywa ich jako parawanu dla swych
poczynañ zmierzaj±cych do niec­ nych celów. Znaj±c nasze niepowodzenia w
zakresie kontroli za­ warto¶ci ¿ywego mózgu, Kerdan postanowi³ uderzyæ w ten
nasz naj­ s³abszy punkt. Dotychczas panowali¶my nad sytuacj±, poniewa¿
wspó³czesna nauka nie opiera siê ju¿ na mózgach pojedynczych mêdrców, lecz jest
wynikiem dzia³ania ca³ych zespo³ów u¿ytkuj±cych liczne maszyny elektroniczne.
Metoda Kerdana ma na celu wyeliminowanie maszyn z pracy zespo³ów uczonych.
Postawi³oby to nas wobec gro¼by utraty kontroli nad procesami
naukowotwórczy­ mi. SKORPION przesta³by spe³niaæ swe zadania, to za¶ by³oby
pretekstem do ograniczenia jego uprawnieñ, a byæ mo¿e do lik­ widacji...
    - To siê nikomu nie uda - powiedzia³ Szef pewnie.
    - Kerdan powiedzia³ wrêcz, ¿e pierwszym zagadnieniem,
jakie zamierza rozwi±zaæ swoj± now± metod±, jest plan zniszczenia SKOR­
PIONA!    - Przeliczy siê. Likwidacja instytucji jest
zadaniem tysi±ckroæ bardziej z³o¿onym ni¿ jej powo³anie. - W g³osie Szefa, mimo
¿artobliwej nuty, mo¿na by³o dos³uchaæ siê cienia niepokoju.
   - Czy dowiedzia³e¶ siê czego¶ wiêcej o szczegó³ach tej
metody?     - Niewiele. Polega ona na bezpo¶rednim
³±czeniu ¿ywych mózgów w tandemy, z których ma powstaæ uk³ad o mocy
intelektual­ nej przekraczaj±cej wszystko, co dotychczas osi±gniêto w
dziedzinie komputerów... Najistotniejszym zagadnieniem, które ponoæ uda³o siê mu
rozwi±zaæ, jest system kr±¿enia informacji w zespo³ach, eliminuj±cy po¶rednictwo
mowy i pisma. Bezpo¶rednie i wielokana³owe przekazywanie informacji z mózgu do
mózgu zlikwidu­ je w±skie gard³o przekazu ustnego. Tym samym wzro¶nie
niepomiernie efektywno¶æ uk³adu. Je¶li dodaæ do tego fakt, ¿e wspó³pracownicy
Kerdana opracowali sposób selektywnego wymazywa­ nia z mózgów zbêdnej
informacji bez naruszenia informacji istot­ nej, to...
   - Sk±d wiesz o tym wszystkim? - Szef przerwa³ wyra¼nie
ju¿ poruszony.    - Od Kerdana. Poza tym widzia³em
niektóre fragmenty mikro­ filmu. Od dwóch lat jestem cz³onkiem zespo³u
Kerdana i pozyska³em jego zaufanie. Niestety, ¿aden z jego wspó³pracowników nie
ma dostêpu do ca³o¶ci dokumentacji.    - Jeste¶ genialnym
agentem, Yason. Poprowadzisz tê sprawê dalej. Czy masz propozycje dzia³ania?
   - Dzia³aæ musimy natychmiast. Kerdan zamierza przede
wszys­ tkim powieliæ mikrofilm i przes³aæ do wszystkich wiêkszych o¶rodków
naukowych. Je¶li ta zaraza rozejdzie siê po ca³ym ¶wiecie, nie opanujemy
sytuacji. Proponujê przechwyciæ wszyst­ kich, którzy wiedz± co¶ o tej
sprawie, oczywi¶cie z Kerdanem na czele... Nastêpnie trzeba ich wszystkich o d k
a z i æ, aby w ich umys³ach nie pozosta³o ani ¶ladu tej ob³êdnej idei...
    - W ten sposób nie uzyskamy mikrofilmu - zauwa¿y³
Szef.     - To nie ma znaczenia, dopóki jest tylko jeden
egzemplarz i tylko Kerdan wie, gdzie go schowa³. Ma³o prawdopodobne, by kto¶
odnalaz³ to przypadkiem, a byæ mo¿e, ¿e uda siê nam z czasem odszukaæ skrytkê.
   - Nie. Musisz zdobyæ mikrofilm. Ma to dla nas wielkie
znaczenie.    - Obawiam siê - zawaha³ siê Yason - ¿e nie
zd±¿ê...    - Musisz zd±¿yæ. To sprawa najwiêkszej wagi.
    W umy¶le Szefa zaja¶nia³a osza³amiaj±ca wizja:
   "Tak, koniecznie trzeba wygraæ tê sprawê dla
SKORPIONA! Za­ miast zachwiaæ siê i run±æ SKORPION zaci¶nie mocniej d³oñ na
grdyce szalonej cywilizacji! Bezpo¶rednie przekazywanie informa­ cji z mózgu
do mózgu! St±d jeden krok tylko do powszechnej kon­ troli mózgów! Tego by³o
nam zawsze potrzeba. Tego na pró¿no szukaj± od lat specjali¶ci z Zak³adu
Informetrii i Cefaloskopii. A selektywne wymazywanie zawarto¶ci pamiêci
umo¿liwi³oby czê¶ciowe wycofywanie pewnych wa¿nych informacji z mózgów samych
agentów SKORPIONA! Co za wspania³e mo¿liwo¶ci, jakie perspektywy centralizacji
zarz±dzania wszystkim - w rêkach dyrekcji. W moich rêkach!"
   - Tak, musisz tego dokonaæ, Yason - powiedzia³ Szef
g³o¶no, a w my¶li doda³: "A potem zapomnisz o tym wszystkim, na zawsze
zapomnisz!" - Potrafiê ci to wynagrodziæ, Yason. Tylko b±d¼ nadal lojalnym
pracownikiem. Teraz id¼ i dzia³aj.    "Swoj± drog± -
pomy¶la³ Szef - dobrze, ¿e sprawa trafi³a na tego prostodusznego ch³opca. Nie
jest chyba na tyle bystry, by zostaæ moim konkurentem w ca³ej rozgrywce .
   - Jeszcze jedno - powiedzia³ Yason, zawracaj±c od
wyj¶cia. - Gdy tu szed³em rewidowano mnie kilkakrotnie. Gdybym mia³ ten
mikrofilm... w jaki sposób mam go panu dostarczyæ?    -
Oczywi¶cie, ¿e tylko do moich r±k. Przynie¶ go tutaj. Dostaniesz ¿eton, który
umo¿liwi ci wstêp bez rewizji. Pluton!    - S³ucham,
panie! - rozleg³ siê z k±ta g³os robota.    - Wyprowad¼
tego cz³owieka.    - Tak, panie! Do której celi?
   - Nie do celi, durniu, tylko do hallu wyj¶ciowego. Tam
dasz mu ¿eton wolnego wstêpu.    - Tak, panie! Chod¼,
panie!    Poprzedzany przez robota, Yason wyszed³ z
gabinetu. Robot prowadzi³ go jak±¶ inn±, krótsz± drog± po korytarzach gmachu.
   - Pluton! - powiedzia³ Yason, gdy znale¼li siê w
znanej mu windzie. - Mo¿esz wróciæ, sam dalej trafiê.
   - Nie mogê, panie. Mam rozkaz odprowadziæ ciê do
wyj¶cia.    - Dobrze. Jedziemy na dó³.
   W hallu przy wej¶ciu robot wrêczy³ Yasonowi ¿eton i
chcia³ odej¶æ.    - Pluton! - zawo³a³ Yason ostro.
   - S³ucham, panie!    Yason
rozejrza³ siê doko³a, a upewniwszy siê, ¿e nikogo nie ma w pobli¿u, powiedzia³:
   - Stañ na g³owie, Pluton!    -
Tak, panie! - odpowiedzia³ automat pos³usznie i po chwili zgrabnie stan±³ na
swej niezbyt roztropnej elektronicznej g³owie.    Yason
nieznacznie u¶miechn±³ siê do swoich my¶li.    Id±c
ulic±, Yason rozgl±da³ siê ukradkiem, przystawa³ od czasu do czasu zmienia³
kierunek marszu. Po raz trzeci czy czwarty mignê³a mu w t³umie ta sama twarz
m³odego mê¿czyzny.    "Szef mi nie ufa - pomy¶la³ i
skrzywi³ siê z niesmakiem. - Musia³ siê mocno przestraszyæ i teraz nie ufa
nikomu".    Lew± d³oni±, któr± trzyma³ wci±¿ w kieszeni
p³aszcza, wymaca³ cylindryczny, twardy kszta³t kasetki. Przed wej¶ciem do gmachu
zatrzyma³ siê i, zapalaj±c papierosa, obejrza³ siê dyskretnie. Nie by³o za nim
nikogo. Widocznie agent mia³ polece­ nie ¶ledziæ go tylko do tego miejsca.
Yason pchn±³ obrotowe drzwi i ruszy³ w kierunku windy. Automat-portier cofn±³
siê przed nim uprzejmie na sam widok ¿etonu. Na piêtrze ju¿ nikt nie próbowa³ go
rewidowaæ. Dopiero w przedsionku gabinetu Szefa dwóch drabów przejrza³o mu
kieszenie, ale widocznie mieli polecenie nieza­ gl±dania do kasety z
mikrofilmem. Jeden z nich otworzy³ drzwi gabinetu i przepuszczaj±c Yasona
przodem, zameldowa³:    - Ju¿ jest, Szefie. Czy mamy
czekaæ?    - Nie, jeste¶cie wolni - powiedzia³ Szef z
g³êbi ciemno¶ci.    Po chwili ¶wiat³o reflektora zmusi³o
znów Yasona do zamkniêcia oczu.    - Witam ciê, Yason,
nie przychodzisz chyba z pustymi rêkami?    - Nie. Oto
kaseta. - Yason wyj±³ z kieszeni aluminiowe pude³ko.    -
Jak to zdoby³e¶?    - Kerdan pojecha³ na zjazd naukowy do
Altras. Przed wyjazdem posia³em w jego my¶lach trochê niepokoju. Powiedzia³em,
¿e SKOR­ PION mo¿e co¶ zw±chaæ. A je¶li dopadn± profesora, przepadnie
mikrofilm...    - Bardzo subtelna akcja... - pochwali³
Szef. - A on na pewno szybko przekaza³ mikrofilm komu¶ ze swych najbli¿szych
wspó³pra­ cowników?    - Nie. Po prostu wskaza³
miejsce jego ukrycia. Nie mnie, oczywi¶cie. Ja dla niego zbyt ma³o znaczê. Ale
pilnowa³em go, mia³em na pods³uchu, no, nie muszê panu chyba wyja¶niaæ naszych
metod...    - Jasne - za¶mia³ siê Szef. - Bardzo siê
cieszê. Podaj mi ten mikrofilm... Albo nie. Niech mi go przyniesie Pluton. A
pro­ pos, mo¿e mi powiesz, po co kaza³e¶ Plutonowi stawaæ na g³owie?
   - Musia³em siê przekonaæ, czy jest dostatecznie g³upi
- u¶miechn±³ siê Yason. - By³ przy naszej rozmowie...
   - Mówi³em, ¿eby¶ siê nie obawia³. On ma pamiêæ tylko
do rozkazów. Pluton, przynie¶ kasetê od tego cz³owieka.
   Robot zbli¿y³ siê do Yasona z wyci±gniêtym chwytakiem,
zabra³ kasetê i zaniós³ za kr±g. ¶wiat³a. Yason zamkn±³ oczy. D³onie jego,
zaci¶niête na brzegu krzes³a, dr¿a³y niedostrzegal­ nie. Wytê¿y³ s³uch. W
ciszy gabinetu s³ychaæ by³o szybki oddech cz³owieka siedz±cego za reflektorem.
   - Czy to ju¿ wszystko? Ca³a dokumentacja? - spyta³
Szef.    - Tak. Film jest wywo³any, mo¿na sprawdziæ.
   - Ogl±da³e¶ to?    - Tylko
pobie¿nie, Kerdan pokaza³ mi kilkana¶cie klatek.    W
zapad³ej ciszy Yason s³ysza³ lekki zgrzyt odkrêcanego wieczka. Wstrzyma³ oddech.
Zaraz potem us³ysza³ dwa chrapliwe, ostre kaszlniêcia i d¼wiêk upadaj±cego
pude³ka. Zakrêtka po­ toczy³a siê po pod³odze. Yason zerwa³ siê z miejsca i
podbieg³ w kierunku Szefa. O¶lepionymi oczyma poszuka³ go za krêgiem reflek­
tora. Szef siedzia³ w fotelu, z g³ow± odrzucon± na oparcie. Ya­ son, wci±¿
nie oddychaj±c, zaciskaj±c nozdrza palcami, dopad³ drzwi wej¶ciowych i wybieg³
do przedsionka. Tu dopiero odetchn±³ g³êboko i krzykn±³ w g³±b gabinetu:
    - Pluton! W³±cz wentylacjê!
    Zamykaj±c drzwi gabinetu s³ysza³ szum wentylatorów.
Odczeka³ w przedsionku kilka minut, potem uchyli³ drzwi. Wszed³ i skierowa³
reflektor na twarz cz³owieka le¿±cego w fotelu.    -
Rzeczywi¶cie - powiedzia³, wyjmuj±c z kieszeni lusterko i porównuj±c twarz Szefa
ze swoj±. - Pewne podobieñstwo jest. Plu­ ton! Podaj mi maszynkê do golenia
i amnestor.    - Tak, panie! - powiedzia³ robot,
podchodz±c do ¶ciennej szafki. Po chwili poda³ ¿±dane przedmioty. Yason
przy³o¿y³ elek­ trody amnestora do skroni Szefa i wcisn±³ spust. Strza³ka na
skali opada³a powoli. Yason odczeka³, a¿ osi±gnê³a zero, a potem od³o¿y³
przyrz±d i popatrzy³ jeszcze raz w twarz le¿±cego.
   "Jak to niewiele potrzeba, by Kto¶ sta³ siê nikim!" -
pomy¶la³, siêgaj±c po maszynkê do golenia.    - Pluton!
Wynie¶ tego cz³owieka.    - Do której celi? .
   - Do siedemnastej.    - Ju¿
zajêta.    - W takim razie do pierwszej, która jest
wolna.    - Cela 4127 - powiedzia³ Pluton. Podniós³ z
fotela bezw³adne cia³o i wyszed³ przez drzwi ukryte za kotar± w g³êbi gabinetu.
   Yason poci±gn±³ nosem. W gabinecie czu³o siê jeszcze
s³ab± woñ gazu obezw³adniaj±cego. Pog³adzi³ z ¿alem sw± brodê, a potem z
determinacj± pu¶ci³ w ruch maszynkê do golenia.    -
Teraz lepiej - powiedzia³ pó³g³osem, patrz±c w lusterko.
   Wróci³ Pluton. Yason kaza³ mu wy³±czyæ wentylacjê,
zamkn±³ drzwi i nikogo nie wpuszczaæ. Zapali³ ¶wiat³o i zasiad³ za biu­
rkiem na miejscu Szefa. Przed nim, na ma³ym pulpicie widnia³ sze­ reg
przycisków z oznaczeniami poszczególnych dzia³ów i sekcji - to by³y g³ówne
kana³y dyspozycyjne. Mia³ przed sob± wszystkie nici poruszaj±ce wielk±,
wszechpotê¿n± machin±, bêd±c± postrachem uczonych ca³ego ¶wiata. Jednym ruchem
d³oni móg³ on, Yason, przed chwil± skromny funkcjonariusz SKORPIONA, uczyniæ z
wszystkich mêdrców tego ¶wiata jedn± wielk± "tabula rasa", bia³± plamê bez ¶ladu
jednej my¶li, jednej informacji... Móg³ tworzyæ i niszczyæ, kierowaæ, zakazywaæ,
decydowaæ... "Szef zadba³ o to, by nasze spotkanie odby³o siê naprawdê w cztery
oczy - pomy¶la³. - Za­ le¿a³o mu na tym. Nie ufa³ nikomu. S±dzi³, ¿e niczym
nie ryzyku­ je, decyduj±c siê na wspó³pracê ze mn±. Nie chcia³ przepu¶ciæ
takiej okazji, nie móg³ oprzeæ siê chêci sprawdzenia, czy to wszystko prawda.
Nie chcia³ pos³u¿yæ siê kimkolwiek. Nie doceni³ mnie jednak..."
   Yason powiód³ palcem po szeregu przycisków.
   - Sekcja ogólna - odczytywa³ pó³g³osem. - Ewidencja
kompute­ rów. Dzia³ Ekspertyz. Informetria. S³u¿ba Interwencyjna...
   Zabrzêcza³ telefon. Yason drgn±³, po chwili jednak,
opanowuj±c dr¿enie g³osu, rzuci³ w s³uchawkê ochryp³e "Tak?"
   - Szefie, przywie¼li tego Kerdana, którego Szef kaza³
dzi¶ dostarczyæ. Nie zdezinformowany, wedle rozkazu. Co z nim zrobiæ?
   - Daj do telefonu - powiedzia³ Yason spokojnie. A po
chwili:    - To pan, profesorze? Tu Y-3. Akcja "Roszada"
zakoñczona. Operacja "P³omieñ" wkracza w ostatni± fazê. Skorpion wymierza ¿±d³o
we w³asne cia³o.



    powrót







  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • strefamiszcza.htw.pl
  • Copyright (c) 2009 TrochÄ™ ciekawostek – na weekend (czego to ludzie nie wymyÅ›lÄ… ... | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.