206

Trochę ciekawostek – na weekend (czego to ludzie nie wymyślą ...


/ Spis
Tre¶ci /

Kurczenie siê tonala

W ¶rodê rano wyszed³em z hotelu za kwadrans dziesi±ta. Szed³em powoli, maj±c piêtna¶cie minut na doj¶cie do miejsca, w którym umówi³em siê z don Juanem. Wybra³ róg przy Paseo de la Reforma, przed biurem linii lotniczych, oddalony o jakie¶ piêæ czy sze¶æ przecznic od mojego hotelu.

Zjad³em ¶niadanie z jednym z moich znajomych. Chcia³ i¶æ ze mn±, ale da³em mu do zrozumienia, ¿e umówi³em siê z dziewczyn±. Celowo szed³em po przeciwnej stronie ulicy ni¿ ta, na której znajdowa³o siê biuro linii lotniczych. Mia³em przeczucie, ¿e znajomy, który zawsze chcia³, ¿ebym go przedstawi³ don Juanowi, domy¶la siê, ¿e idê na spotkanie w³a¶nie z nim i mo¿e pój¶æ za mn±. Ba³em siê, ¿e je¶li tylko siê odwrócê, zobaczê go za sob±.

Spostrzeg³em don Juana przy stoisku z czasopismami, po przeciwnej stronie ulicy. Zacz±³em przechodziæ na drug± stronê, ale musia³em zatrzymaæ siê na wysepce i zaczekaæ, a¿ bêdê móg³ bezpiecznie przej¶æ przez szeroki bulwar. Niedbale odwróci³em siê i zobaczy³em, ¿e towarzyszy mi mój znajomy. Sta³ na rogu, tu¿ za mn±. U¶miechn±³ siê g³upkowato i pomacha³ do mnie rêk±, jakby mówi±c, ¿e nie by³ w stanie zapanowaæ nad sob±. Popêdzi³em na drug± stronê ulicy, nie daj±c mu czasu na do³±czenie do mnie.

Don Juan zdawa³ siê ¶wiadomy mojego k³opotliwego po³o¿enia. Kiedy dotar³em do niego, rzuci³ ukradkowe spojrzenie ponad moim ramieniem.

– Idzie tu – powiedzia³. – Lepiej wejd¼my w boczn± ulicê. – Wskaza³ ulicê ³±cz±c± siê uko¶nie z Paseo de la Reforma w miejscu, w którym stali¶my.

Szybko rozejrza³em siê dooko³a. Nigdy nie szed³em t± ulic±, ale dwa dni wcze¶niej by³em w biurze lotniczym. Zna³em jego specyficzny rozk³ad. Znajdowa³o siê na rogu dwóch ulic. Mia³o wej¶cia z obu stron, a odleg³o¶æ pomiêdzy nimi wynosi³a oko³o trzech, czterech metrów. Przez ¶rodek biura, od jednych drzwi do drugich bieg³o przej¶cie. Po jednej jego stronie sta³y biurka, a po drugiej za wielkim, okr±g³ym kontuarem pracowali urzêdnicy i kasjerzy. W dniu, w którym tam poszed³em, biuro pe³ne by³o ludzi.

Chcia³em siê pospieszyæ, mo¿e nawet biec, ale don Juan szed³ swobodnym krokiem. Gdy dotarli¶my do drzwi biura wychodz±cych na ow± uko¶n± ulicê, bez konieczno¶ci odwracania siê wiedzia³em, ¿e mój znajomy przebieg³ ju¿ przez bulwar i za chwilê skrêci w nasz± ulicê. Spojrza³em na don Juana w nadziei, ¿e ma jakie¶ rozwi±zanie. Wzruszy³ ramionami. By³em poirytowany i nie mia³em ¿adnego innego pomys³u poza przy³o¿eniem znajomemu w pysk. W tym momencie musia³em westchn±æ albo zrobiæ wydech, poniewa¿ nagle poczu³em brak tchu spowodowany przez potê¿ne pchniêcie, jakie otrzyma³em od don Juana, które zakrêci³o mn± i pos³a³o mnie przez drzwi biura lotniczego. Rozpêdzony niewiarygodnym uderzeniem, faktycznie wlecia³em do tego pomieszczenia. Don Juan zupe³nie mnie zaskoczy³, wiêc moje cia³o nie stawia³o ¿adnego oporu. Strach wspó³gra³ we mnie ze wstrz±sem spowodowanym przez samo pchniêcie. Automatycznie wyci±gn±³em przed siebie rêce, ¿eby zas³oniæ twarz. Don Juan popchn±³ mnie z tak± si³±, ¿e ¶lina pociek³a mi z ust i poczu³em lekki zawrót g³owy. Prawie straci³em równowagê i musia³em zdobyæ siê na najwiêkszy wysi³ek, ¿eby nie upa¶æ. Kilka razy okrêci³em siê wokó³ w³asnej osi. Zdawa³o mi siê, ¿e z powodu prêdko¶ci moich ruchów tracê ostro¶æ widzenia. Mgli¶cie dostrzeg³em t³um klientów zajmuj±cych siê swoimi sprawami. Poczu³em okropne zak³opotanie. Wiedzia³em, ¿e wszyscy patrz±, jak wirujê przez ca³e pomieszczenie. Fakt, ¿e robiê z siebie g³upka, by³ dla mnie wiêcej ni¿ przykry. Przez g³owê przemknê³o mi kilka my¶li. By³em pewien, ¿e upadnê na twarz, albo ¿e wpadnê na jakiego¶ klienta, mo¿e na starsz± pani±, która odniesie obra¿enia na skutek zderzenia. Albo jeszcze gorzej, szklane drzwi na drugim koñcu bêd± zamkniête i rozbijê siê o nie.

Oszo³omiony dotar³em do drzwi wychodz±cych na Paseo de la Reforma. By³y otwarte, wiêc wyszed³em na zewn±trz. W tym momencie g³ównie absorbowa³o mnie to, ¿e muszê zachowaæ spokój, skrêciæ w prawo i i¶æ bulwarem w kierunku centrum, jakby nic siê nie sta³o. By³em pewien, ¿e don Juan do³±czy do mnie, a mój przyjaciel, mo¿e niczego nie zauwa¿ywszy, pójdzie uko¶n± ulic±.

Otworzy³em oczy czy te¿ skupi³em wzrok na tym, co znajdowa³o siê przede mn±. Przez d³ug± chwilê sta³em pora¿ony, zanim w pe³ni u¶wiadomi³em sobie to, co siê wydarzy³o. Nie by³em, tak jak powinienem, na Paseo de la Reforma, ale na rynku Lagunilla oddalonym od tej ulicy o pó³torej mili.

Kiedy to do mnie dotar³o, wielkie zaskoczenie pozwala³o mi jedynie na otêpia³e gapienie siê.

Rozejrza³em siê, ¿eby siê zorientowaæ, gdzie dok³adnie jestem. Zda³em sobie sprawê, ¿e stojê bardzo blisko miejsca, w którym w pierwszym dniu mojego pobytu w Mexico City spotka³em don Juana. Mo¿liwe nawet, ¿e znajdowa³em siê dok³adnie w tym samym miejscu. Stragany ze starymi monetami by³y pó³tora metra dalej. Zdoby³em siê na najwiêkszy wysi³ek, ¿eby zapanowaæ nad sob±. Musia³em oczywi¶cie do¶wiadczaæ halucynacji. Nie mog³o to byæ nic innego. Szybko siê odwróci³em, ¿eby z powrotem przej¶æ przez drzwi biura, ale za mn± znajdowa³ siê jedynie rz±d straganów z u¿ywanymi ksi±¿kami i czasopismami. Don Juan sta³ przy nich, po prawej stronie. Na jego twarzy malowa³ siê szeroki u¶miech.

Czu³em ucisk w g³owie, ³askocz±ce uczucie, jakby woda gazowana wychodzi³a mi przez nos. Zaniemówi³em. Spróbowa³em co¶ powiedzieæ, ale bez powodzenia.

Us³ysza³em wyra¼nie, jak don Juan powiedzia³, ¿e nie powinienem próbowaæ mówiæ ani my¶leæ, ale ja koniecznie chcia³em co¶ powiedzieæ. Moje zdenerwowanie ros³o. Czu³em, ¿e ³zy kapi± mi po policzkach.

Don Juan nie zawstydzi³ mnie, jak to zwykle robi³, kiedy ulega³em nie kontrolowanemu strachowi. Zamiast tego poklepa³ mnie delikatnie po g³owie.

– No ju¿, ju¿, ma³y Carlosie – powiedzia³. – Uspokój siê.

Przez chwilê trzyma³ moj± g³owê w d³oniach.

– Nie próbuj mówiæ – ostrzeg³. – Nie ma tu nic do mówienia – doda³. – Tylko do obserwowania. Obserwuj! Obserwuj wszystko!

Naprawdê p³aka³em. Jednak moja reakcja na ten p³acz by³a bardzo dziwna. Chlipa³em i chlipa³em, zupe³nie siê tym nie przejmuj±c. W tym momencie nie mia³o dla mnie ¿adnego znaczenia, czy robiê z siebie g³upca.

Rozejrza³em siê. Dok³adnie naprzeciw mnie sta³ mê¿czyzna w ¶rednim wieku, ubrany w ró¿ow± koszulê z krótkimi rêkawami i ciemnopopielate spodnie. Wygl±da³ na Amerykanina. Puco³owata kobieta, najwidoczniej jego ¿ona, ujmowa³a go pod ramiê. Mê¿czyzna trzyma³ w d³oniach jakie¶ monety. Obserwowa³ go trzynasto– albo czternastoletni ch³opiec, który móg³ byæ synem w³a¶ciciela straganu. ¦ledzi³ ka¿dy ruch starszego mê¿czyzny. W koñcu mê¿czyzna od³o¿y³ monety na stó³, a ch³opiec natychmiast siê uspokoi³.

– Obserwuj wszystko! – za¿±da³ ponownie don Juan.

Nie by³o niczego nadzwyczajnego do obserwowania. Ludzie przychodzili i rozchodzili siê we wszystkich kierunkach. Odwróci³em siê. Mê¿czyzna, który prawdopodobnie prowadzi³ stragan z czasopismami, wpatrywa³ siê we mnie. Kilka razy mrugn±³ oczami, jakby mia³ zaraz zasn±æ. Zdawa³ siê zmêczony albo chory i wygl±da³ na cierpi±cego.

Pomy¶la³em, ¿e nie ma tu niczego do obserwowania a przynajmniej niczego istotnego. Przygl±da³em siê targuj±cym ludziom, ale zauwa¿y³em, ¿e nie jestem w stanie na niczym skupiæ uwagi. Don Juan obchodzi³ mnie wko³o i zachowywa³ siê tak, jakby co¶ we mnie ocenia³. Pokrêci³ g³ow± i wyd±³ usta.

– Chod¼, chod¼ – powiedzia³, chwytaj±c mnie delikatnie za ramiê. – Czas siê przej¶æ.

Kiedy tylko zaczêli¶my i¶æ, zauwa¿y³em, ¿e mam cia³o lekkie jak piórko, a podeszwy stóp dziwnie g±bczaste. Mia³y w sobie co¶ gumowego i sprê¿ystego.

Don Juan musia³ byæ ¶wiadomy moich doznañ, bo trzyma³ mnie mocno, jakby nie pozwalaj±c mi uciec. Przyciska³ mnie do ziemi, obawiaj±c siê mo¿e, ¿e jak balon uniosê siê górê.

Chodzenie sprawi³o, ¿e poczu³em siê lepiej. Zdenerwowanie ust±pi³o przyjemnemu uczuciu swobody.

Don Juan znowu nalega³, ¿ebym wszystko obserwowa³. Powiedzia³em mu, ¿e nie ma tu nic, czemu chcia³bym siê przygl±daæ – jest mi zupe³nie obojêtne, co robi± ludzie na rynku i nie chcê siê czuæ jak idiota, który uwa¿nie obserwuje jak±¶ kretyñsk± scenê, podczas gdy istota rzeczy przecieka mu przez palce.

– A co jest istot± rzeczy? – zapyta³ don Juan.

Zatrzyma³em siê i gwa³townie wyrzuci³em z siebie, ¿e wa¿ne jest to, w jaki sposób zmusi³ mnie do uwierzenia, ¿e w kilka sekund pokona³em odleg³o¶æ pomiêdzy biurem linii lotniczych a rynkiem.

W tym momencie dosta³em dreszczy i poczu³em, ¿e zaraz zwymiotujê. Don Juan poleci³ mi po³o¿yæ d³onie na brzuchu. Zatoczy³ rêk± ko³o i pe³nym realizmu i powagi tonem oznajmi³, ¿e codzienna aktywno¶æ, której przyk³ady mo¿emy tu obserwowaæ jest jedyn± wa¿n± rzecz±.

Zirytowa³ mnie. Mia³em wra¿enie wirowania. Wzi±³em g³êboki oddech.

– Co zrobi³e¶, don Juanie? – zapyta³em z wymuszon± obojêtno¶ci±.

Uspokajaj±co powiedzia³, ¿e mo¿e mi o tym opowiedzieæ w ka¿dej chwili, podczas gdy to, co dzieje siê dooko³a mnie, nigdy wiêcej siê nie powtórzy.

Nie oponowa³em. Scena, której teraz by³em ¶wiadkiem, z ca³± pewno¶ci± nie mog³a siê powtórzyæ w ca³ej swej z³o¿ono¶ci. Ale przecie¿ bardzo podobne obrazy mogê obserwowaæ w dowolnym czasie.

Kiedy wyrazi³em swoj± opiniê, don Juan potrz±sn±³ g³ow±, jakby to, co mówi³em, naprawdê sprawia³o mu ból.

Przez chwilê szli¶my w milczeniu. Mia³em gor±czkê. Czu³em, ¿e d³onie i stopy mam rozpalone. Takie samo niezwyk³e gor±co odczuwa³em w nozdrzach i pod powiekami.

– Co zrobi³e¶, don Juanie? – zapyta³em go tonem b³agaj±cym o odpowied¼.

Nie rzek³ nic, tylko klepn±³ mnie w pier¶ i roze¶mia³ siê. Stwierdzi³, ¿e ludzie s± bardzo kruchymi stworzeniami, które os³abiaj± siê jeszcze bardziej folgowaniem sobie. Niezwykle powa¿nie upomnia³ mnie, ¿ebym przesta³ siê czuæ, jakbym mia³ zaraz umrzeæ, ale zmusi³ siê do przekroczenia swoich ograniczeñ i po prostu skupi³ uwagê na otaczaj±cym mnie ¶wiecie.

Szli¶my dalej niezwykle wolnym krokiem. By³em bardzo zmartwiony i nie mog³em siê na niczym skoncentrowaæ. Don Juan zatrzyma³ siê. Prawdopodobnie siê zastanawia³, czy siê do mnie odezwaæ. Otworzy³ ju¿ usta, ¿eby co¶ powiedzieæ, ale potem najwidoczniej zmieni³ zdanie i znowu ruszyli¶my.

– Znalaz³e¶ siê tutaj, to wszystko, co siê wydarzy³o – powiedzia³ nagle, odwracaj±c siê i spogl±daj±c na mnie.

– Jak to siê sta³o?

Stwierdzi³, ¿e tego nie wie, mo¿e jedynie powiedzieæ ¿e sam wybra³em to miejsce.

Chcia³em wiedzieæ wszystko po kolei, ale don Juan utrzymywa³, ¿e jedyn± kwesti±, o której mo¿emy dyskutowaæ, jest wybór miejsca, a skoro nie wiem, dlaczego je wybra³em, to w istocie nie ma o czym mówiæ. Nie wpadaj±c w z³o¶æ, skrytykowa³ moj± obsesjê racjonalnego wyja¶niania wszystkiego, uznaj±c j± za niepotrzebne folgowanie sobie. Powiedzia³, ¿e samo dzia³anie bez szukania wyja¶nieñ jest prostsze i bardziej efektywne, poniewa¿ dyskutuj±c i my¶l±c o swoim do¶wiadczeniu, tylko je marnotrawiê.

Po kilku minutach powiedzia³, ¿e musimy opu¶ciæ to miejsce, gdy¿ je zniszczy³em i mo¿e siê staæ dla mnie niezwykle niebezpieczne.

Wyszli¶my z rynku, udaj±c siê do parku Alameda. By³em wyczerpany i ciê¿ko upad³em na ³awkê. Dopiero wtedy przysz³o mi do g³owy, ¿eby spojrzeæ na zegarek. By³o dwadzie¶cia po dziesi±tej. Musia³em siê zdobyæ na spory wysi³ek, ¿eby siê skoncentrowaæ. Nie pamiêta³em dok³adnie, o której spotka³em don Juana, ale obliczy³em, ¿e musia³o to byæ oko³o dziesi±tej. Doj¶cie z rynku do parku nie mog³o nam zaj±æ wiêcej ni¿ dziesiêæ minut, to znaczy ¿e bez wyja¶nienia pozosta³o jedynie dziesiêæ minut.

Zrelacjonowa³em don Juanowi moje obliczenia. U¶miechn±³ siê. By³em pewien, ¿e pod tym u¶miechem kryje siê pogarda dla mnie. Jednak jego twarz nie zdradza³a nic, co potwierdza³oby to uczucie.

– My¶lisz, ¿e jestem beznadziejnym idiot±, don Juanie, nieprawda¿?

– Aha! – powiedzia³ i skoczy³ na równe nogi. Jego reakcja by³a tak nieoczekiwana, ¿e podskoczy³em razem z nim.

– Opowiedz mi dok³adnie, co my¶lisz o moich uczuciach – za¿±da³.

Czu³em, ¿e znam jego uczucia, tak jakbym sam je prze¿ywa³. Ale kiedy spróbowa³em powiedzieæ, co czujê, zda³em sobie sprawê, ¿e nie mogê o tym mówiæ. Mówienie wymaga³o ogromnego wysi³ku.

Don Juan powiedzia³, ¿e nie mam jeszcze wystarczaj±cej mocy, ¿eby go widzieæ. Z pewno¶ci± jednak jestem w stanie widzieæ wystarczaj±co du¿o, ¿eby znale¼æ odpowiednie wyt³umaczenia tego, co siê dzia³o.

– Nie wstyd¼ siê – powiedzia³. – Powiedz mi dok³adnie, co widzisz.

Nagle przysz³a mi do g³owy dziwna my¶l, bardzo podobna do tych, jakie nawiedzaj± mnie zazwyczaj tu¿ przed za¶niêciem. To by³o co¶ wiêcej ni¿ my¶l. Lepszym okre¶leniem by³oby nazwanie tego czego¶ ¿ywym obrazem. W tym ¿ywym obrazie wystêpowa³y ró¿ne postacie. Dok³adnie naprzeciw mnie, za framug± okna siedzia³ mê¿czyzna. Obszar poza nim rozmazywa³ siê, ale samo okno i mê¿czyznê widaæ by³o bardzo wyra¼nie. Patrzy³ na mnie, mia³ g³owê zwrócon± nieco w lewo, tak ¿e faktycznie patrzy³ na mnie z ukosa. Widzia³em, jak porusza oczami, wodz±c za mn± wzrokiem. Prawy ³okieæ opiera³ na parapecie. D³oñ mia³ zaci¶niêt± w piê¶æ, a miê¶nie napiête.

Na lewo od mê¿czyzny znajdowa³a siê kolejna postaæ ¿ywego obrazu. By³ ni± lataj±cy lew, a w³a¶ciwie zwierzê z g³ow± i grzyw± lwa, a doln± czê¶ci± cia³a nale¿±c± do bia³ego ufryzowanego pudla.

Ju¿ mia³em skupiæ na nim uwagê, kiedy mê¿czyzna cmokn±³ wargami i wystawi³ g³owê, a potem tu³ów za okno. Jego cia³o wysuwa³o siê tak, jakby co¶ je wypycha³o. Przez chwilê wisia³, koñcami palców trzymaj±c siê parapetu, ko³ysz±c siê jak wahad³o, potem siê pu¶ci³.

We w³asnym ciele odczu³em wra¿enie spadania. Nie by³o to przera¿aj±ce pikowanie, ale ³agodne opadanie, a potem unoszenie siê. Mê¿czyzna by³ pozbawiony ciê¿aru. Przez chwilê trwa³ nieruchomo, po czym znikn±³ z pola mojego widzenia, jakby jaka¶ nie kontrolowana si³a wyssa³a go przez dziurê w obrazie. Chwilê pó¼niej znowu tkwi³ w oknie, patrz±c na mnie z ukosa. Tylko ¿e tym razem macha³ do mnie rêk± na po¿egnanie.

Don Juan skomentowa³ moje widzenie jako zbyt skomplikowane.

– Staæ ciê na co¶ lepszego – powiedzia³. – Chcesz, ¿ebym ci wyja¶ni³, co siê sta³o. Dobrze, chcê wiêc wykorzystaæ do tego twoje widzenie. Widzia³e¶, ale tylko gówno. Taki rodzaj informacji jest dla wojownika bezu¿yteczny. Zbyt d³ugo trwa³oby rozpoznawanie, co jest czym. Widzenie musi byæ proste, poniewa¿ wojownik nie mo¿e traciæ czasu na jego interpretacjê. Widzenie jest widzeniem, poniewa¿ przebija siê przez ca³y ten nonsens.

Zapyta³em go, czy uwa¿a, ¿e moja wizja by³a jedynie halucynacj±, a nie prawdziwym widzeniem. Zawi³o¶æ szczegó³ów utwierdzi³a go w przekonaniu, i¿ by³o to widzenie, ale jednak nieadekwatne do sytuacji.

– My¶lisz, ¿e moje wizje wyja¶niaj± cokolwiek? – zapyta³em.

– Z pewno¶ci±. Ale gdybym by³ tob±, nie próbowa³bym ich rozszyfrowaæ. Z pocz±tku widzenie jest myl±ce, ³atwo siê w nim pogubiæ. Jednak kiedy wojownik staje siê silniejszy, jego widzenie zaczyna byæ tym, czym powinno, bezpo¶redni± wiedz±.

Kiedy don Juan mówi³, do¶wiadczy³em jednego z tych dziwnych momentów utraty czucia. Mia³em wra¿enie, ¿e jestem bliski odkrycia tego, co ju¿ wiem, a co umyka mi, trac±c ostro¶æ. U¶wiadomi³em sobie, ¿e walczê. Im bardziej stara³em siê okre¶liæ czy raczej dosiêgn±æ tê ulotn± cz±stkê wiedzy, tym bardziej siê pogr±¿a³em.

– To widzenie by³o zbyt... zbyt wizjonerskie – kontynuowa³ wyja¶nienia don Juan. D¼wiêk jego g³osu wstrz±sn±³ mn±.

– Wojownik zadaje pytanie i poprzez widzenie

otrzymuje odpowied¼, ale odpowied¼ ta jest prosta, a nie a¿ tak upiêkszona, ¿eby pojawia³y siê lataj±ce pudle.

Roze¶miali¶my siê z tego obrazu. Na wpó³ ¿artobliwie powiedzia³em mu, ¿e jest zbyt wymagaj±cy i ka¿dy, kto przeszed³by przez to, co ja tego ranka, zas³ugiwa³by na odrobinê wyrozumia³o¶ci.

– To pój¶cie na ³atwiznê – powiedzia³ – i pretekst, by sobie folgowaæ. Twój ¶wiat opiera siê na przekonaniu, ¿e wszystko jest dla ciebie zbyt trudne. Nie ¿yjesz jak wojownik.

Odpar³em, ¿e to, co nazywa ¶cie¿k± wojownika, ma tak wiele aspektów, ¿e urzeczywistnienie ich wszystkich jest niemo¿liwe, a jej znaczenie staje siê jasne dopiero wtedy, kiedy spotykam nowe sytuacje, w których muszê j± zastosowaæ.

– Podstawowa zasada postêpowania wojownika polega na tym – wyja¶ni³ don Juan – ¿e podejmuje on decyzje z tak± uwag±, i¿ nic, co w ich rezultacie siê wydarza, nie mo¿e go zaskoczyæ, ani tym bardziej os³abiæ jego mocy.

Bycie wojownikiem oznacza pokorê i czujno¶æ. Dzisiaj mia³e¶ obserwowaæ scenê rozgrywaj±c± siê przed twoimi oczyma, a nie zastanawiaæ siê, jak to wszystko jest mo¿liwe. Skoncentrowa³e¶ uwagê nie na tym, co trzeba. Gdybym by³ pob³a¿liwy, z pewno¶ci± powiedzia³bym, ¿e nie by³e¶ przygotowany, bo przydarzy³o ci siê to pierwszy raz. Ale na to nie mo¿na sobie pozwoliæ, poniewa¿ przyszed³e¶ tu jako wojownik gotowy na ¶mieræ. Dlatego nic z tego, co siê dzisiaj wydarzy³o, nie powinno ciê zaskoczyæ z rêk± w nocniku.

Przyzna³em, ¿e mam sk³onno¶æ do folgowania sobie w strachu i oszo³omieniu.

– Umówmy siê, ¿e twoj± podstawow± zasad± powinno staæ siê to, ¿e kiedy przyje¿d¿asz do mnie, jeste¶ przygotowany na ¶mieræ – powiedzia³. – Gdyby¶ tu Przyje¿d¿a³ gotów umrzeæ, nie by³oby ¿adnych niepowodzeñ, niepo¿±danych niespodzianek ani niepotrzebnych dzia³añ. Wszystko uk³ada³oby siê w sposób oczywisty, poniewa¿ niczego by¶ nie oczekiwa³.

– £atwo powiedzieæ, don Juanie. Jednak dotyczy mnie to bezpo¶rednio. To ja muszê z tym wszystkim ¿yæ.

Wcale nie musisz z tym ¿yæ. To przecie¿ ty jeste¶ tym wszystkim, a my¶lisz, ¿e tylko próbujesz to znosiæ jak najd³u¿ej mo¿esz. Twoja decyzja o po³±czeniu swych si³ z tym z³ym ¶wiatem magii powinna by³a wypaliæ zakorzenione w tobie poczucie zamêtu i daæ ci odwagê do uznania go za swój w³asny ¶wiat.

By³em za¿enowany i smutny. Poczynania don Juana, niezale¿nie od tego jak bym siê przygotowa³, poddawa³y mnie zawsze takiej próbie, ¿e za ka¿dym razem, kiedy mia³em z nim kontakt, pozostawa³o mi tylko samo dzia³anie i poczucie, ¿e jestem na wpó³ racjonalnym, zrzêdz±cym typem. Ogarnê³a mnie fala gniewu i nie chcia³em ju¿ wiêcej pisaæ. Zapragn±³em podrzeæ notatki i wrzuciæ do kosza na ¶mieci. I by³bym to zrobi³, gdyby nie don Juan, który roze¶mia³ siê i powstrzyma³ mnie, chwytaj±c za ramiê.

Powiedzia³, ¿e mój tonal zaraz znowu siê wyg³upi. Poradzi³, ¿ebym podszed³ do fontanny i spryska³ wod± szyjê i uszy.

Woda uspokoi³a mnie. D³ugi czas siedzieli¶my w milczeniu.

– Pisz, pisz – zachêca³ mnie don Juan przyja¼nie. – Powiedzmy, ¿e twój notatnik to jedyna magia, jak± posiadasz. Podarcie go jest jeszcze jednym sposobem otwarcia siê na ¶mieræ. W najlepszym wypadku bêdzie to twój kolejny napad w¶ciek³o¶ci, a nie ¿adna zmiana. Wojownik nigdy nie opuszcza wyspy tonala. On jej u¿ywa.

Kolistym ruchem rêki wskaza³ na to, co znajdowa³o siê dooko³a mnie, a potem dotkn±³ notatnika.

– To jest twój ¶wiat. Nie mo¿esz siê go wyrzec. Z³o¶æ j rozczarowanie samym sob± s± zupe³nie bezu¿yteczne. Wszystko to dowodzi tylko, ¿e twój tonal stacza wewnêtrzn± walkê. Bitwa wewn±trz tonala jest najg³upsz± rzecz±, o jakiej tylko mo¿na pomy¶leæ. Uporz±dkowane ¿ycie wojownika ma na celu zakoñczenie tej walki. Od samego pocz±tku uczy³em ciê, jak unikaæ niszczenia. Teraz nie prowadzisz ju¿ ze sob± wojny takiej jak kiedy¶, poniewa¿ ¶cie¿ka wojownika opiera siê na harmonii – na pocz±tku to harmonia miêdzy czynami i decyzjami, a potem harmonia miêdzy tonalem i nagualem.

Przez ca³y czas naszej znajomo¶ci mówi³em zarówno do twojego tonala, jak i do naguala. W taki w³a¶nie sposób nale¿y udzielaæ instrukcji. Na pocz±tku trzeba przemawiaæ do tonala, bo to w³a¶nie tonal musi zrezygnowaæ ze swego panowania. Powinno siê jednak sk³oniæ go, ¿eby uczyni³ to dobrowolnie. Na przyk³ad twój tonal bez wiêkszego oporu zrzek³ siê kontrolowania kilku rzeczy, poniewa¿ u¶wiadomi³ sobie, ¿e gdyby zachowa³ swój dawny status, do tej pory pe³nia ciebie by³aby ju¿ martwa. Inaczej mówi±c, zmusza siê tonal, ¿eby zrezygnowa³ z niepotrzebnych rzeczy, takich jak poczucie w³asnej wa¿no¶ci i folgowanie sobie, które tylko wpêdzaj± go w nudê. Ca³y problem polega na tym, ¿e tonal przywi±zuje siê do nich, zamiast cieszyæ siê z pozbycia siê tego gówna. Zadanie polega na przekonaniu go, ¿eby sta³ siê wolny i giêtki. Tego w³a¶nie przede wszystkim potrzebuje czarownik – silnego i wolnego tonala. Im silniejszy staje siê tonal, tym mniej przywi±zuje siê do swoich dzia³añ i tym ³atwiej go skurczyæ. Tak wiêc dzisiejszego ranka dostrzeg³em mo¿liwo¶æ skurczenia twojego tonala. Przez chwilê by³e¶ roztargniony, spieszy³e¶ siê i nie my¶la³e¶, a ja wykorzysta³em ten moment, ¿eby ciê popchn±æ.

Tonal kurczy siê w pewnych okoliczno¶ciach, szczególnie kiedy jest zak³opotany. W istocie, jedn± z jego cech jest nie¶mia³o¶æ. Chocia¿ w rzeczywisto¶ci nie odgrywa ona decyduj±cej roli, to jednak s± takie sytuacje, kiedy tonal zostaje zaskoczony, a jego nie¶mia³o¶æ w nieuchronny sposób zmusza go do skurczenia siê.

Dzi¶ rano zgarn±³em swój centymetr sze¶cienny szczê¶cia. Zauwa¿y³em otwarte drzwi w tamtym biurze i popchn±³em ciê. Pchniêcie stanowi technikê s³u¿±c± do kurczenia tonala. Nale¿y je zastosowaæ we w³a¶ciwej chwili, ale ¿eby to zrobiæ, trzeba oczywi¶cie opanowaæ widzenie.

Gdy kto¶ zostanie popchniêty, a jego tonal siê skurczy, nagual, je¶li jest ju¿ w ruchu, bez wzglêdu na to jak wolny by³by ten ruch, przejmuje ster i dokonuje niewiarygodnych czynów. Twój nagual przej±³ ster dzi¶ rano i wyl±dowa³e¶ na rynku.

Przez chwilê nic nie mówi³. Czeka³ na pytania. Spojrzeli¶my na siebie.

– Naprawdê nie wiem w jaki sposób – powiedzia³, jakby czyta³ w moich my¶lach. – Wiem tylko, ¿e nagual jest zdolny do niesamowitych wyczynów.

Dzi¶ rano poprosi³em ciê, ¿eby¶ obserwowa³. Scena, która rozgrywa³a siê przed tob±, czymkolwiek by by³a, mia³a dla ciebie bezcenn± warto¶æ. Ale ty, zamiast skorzystaæ z mojej rady, pofolgowa³e¶ sobie, u¿alaj±c siê nad sob± i wpadaj±c w zamêt.

Przez chwilê ca³y by³e¶ nagualem i nie mog³e¶ mówiæ. Wtedy mia³e¶ czas na obserwowanie. Potem, krok po kroku zacz±³ znowu zwyciê¿aæ twój tonal i zamiast pozwoliæ ci na ¶mierteln± walkê miêdzy tonalem i nagualem, przyprowadzi³em ciê tutaj.

– Co takiego by³o w tej scenie, don Juanie? Co by³o takie wa¿ne?

– Nie wiem. Nie mnie siê wydarzy³o.

– Co masz na my¶li?

– To by³o twoje do¶wiadczenie, a nie moje.

– Ale ty by³e¶ tam ze mn±, czy¿ nie?

– Nie, nie by³em. By³e¶ sam. Powtarza³em ci w kó³ko, ¿eby¶ przygl±da³ siê uwa¿nie, poniewa¿ ta scena by³a tylko dla ciebie.

– Ale sta³e¶ przy mnie, don Juanie.

– Nie. Nie sta³em. Ale mówienie o tym nie ma sensu. Cokolwiek bym nie powiedzia³, nie ma to sensu, poniewa¿ wtedy byli¶my w czasie naguala. Spraw naguala mo¿na do¶wiadczaæ jedynie cia³em, a nie rozumem.

– Je¶li nie by³o ciê tam ze mn±, don Juanie, to kim albo czym by³a osoba, któr± bra³em za ciebie?

– To by³em ja, a jednak nie by³o mnie tam.

– Wobec tego gdzie by³e¶?

– By³em z tob±, ale nie tam. Powiedzmy, ¿e znajdowa³em siê przy tobie, ale nie w tym konkretnym miejscu, do którego zabra³ ciê twój nagual.

– Chcesz powiedzieæ, ¿e nie wiedzia³e¶, ¿e byli¶my na rynku?

– Nie. Nie wiedzia³em. Po prostu szed³em za tob± jak cieñ, ¿eby ciê nie zgubiæ.

– To jest naprawdê niesamowite, don Juanie.

– Byli¶my w czasie naguala i nie ma w tym nic niesamowitego. Jeste¶my w stanie dokonaæ znacznie wiêcej. Taka jest nasza natura jako ¶wietlistych istot. Mamy jednak wadê – upieramy siê przy pozostawaniu na naszej monotonnej, nu¿±cej, ale wygodnej wyspie. Tonal jest ³ajdakiem, a nie powinien nim byæ.

Niewiele mu opisa³em, bo tylko tyle zdo³a³em zapamiêtaæ. Don Juan chcia³ wiedzieæ, czy zauwa¿y³em jakie¶ charakterystyczne cechy nieba, takie jak ¶wiat³o, chmury, s³oñce. Albo czy s³ysza³em ha³as, czy widzia³em niezwyk³ych ludzi albo zdarzenia. Dopytywa³ siê, czy "y³y jakie¶ walki albo czy ludzie krzyczeli, a je¶li tak, to co.

Nie potrafi³em odpowiedzieæ na ¿adne z jego pytañ. Prawda by³a taka, ¿e zaakceptowa³em pozorne znacznie tego wydarzenia, przyjmuj±c za pewnik to, ¿e przelecia³em znaczn± odleg³o¶æ w jedn± czy dwie sekundy i dziêki wiedzy don Juana, czymkolwiek by ona by³a, rzeczywi¶cie wyl±dowa³em na rynku. Moje reakcje stanowi³y bezpo¶redni rezultat tej interpretacji. Chcia³em znaæ metody, jakimi pos³uguj± siê wtajemniczeni w wiedzê, sposób, jak to zrobiæ. Dlatego te¿ nie interesowa³o mnie obserwowanie tego, co w moim przekonaniu by³o zwyczajn± codzienn± sytuacj±.

– Czy my¶lisz, ¿e ludzie na rynku widzieli mnie? – zapyta³em.

Don Juan nie odpowiedzia³. Roze¶mia³ siê tylko.

Spróbowa³em sobie przypomnieæ, czy mia³em z nimi jaki¶ fizyczny kontakt, ale pamiêæ mnie zawiod³a.

– Co zobaczyli klienci w biurze linii lotniczych, kiedy wpad³em do ¶rodka? – zapyta³em.

– Prawdopodobnie zobaczyli mê¿czyznê id±cego chwiejnym krokiem od jednych drzwi do drugich.

– Ale czy widzieli, jak rozpuszczam siê w powietrzu?

– O to troszczy siê nagual, ale nie wiem jak. Mogê ci jedynie powiedzieæ, ¿e jeste¶my p³ynnymi, ¶wietlistymi istotami stworzonymi z w³ókien. To, ¿e uwa¿amy siebie za materialnych i sta³ych stanowi dzie³o tonala. Kiedy tonal siê kurczy, niewiarygodne rzeczy staj± siê mo¿liwe. Ale one s± niewiarygodne tylko dla niego.

Dla naguala takie przemieszczenie, jakie zrobi³e¶ dzi¶ rano, jest niczym. Szczególnie dla twojego naguala, który potrafi ju¿ wykonywaæ trudne sztuczki. Ale, prawdê powiedziawszy, pogr±¿y³ siê w czym¶ bardzo dziwnym. Czy czujesz, co to jest?

W jednej chwili nasz³y mnie miliony pytañ i odczuæ, jakby podmuch wiatru zmiót³ ca³y mój spokój. Dosta³em dreszczy. Moje cia³o czu³o, ¿e stoi na krawêdzi otch³ani. Walczy³em z jak±¶ tajemnicz±, ale konkretn± cz±stk± wiedzy, tak jakby co¶ w³a¶nie mia³o mi zostaæ objawione, ale jaka¶ uparta czê¶æ mnie stara³a siê to przys³oniæ.

Walka stopniowo mnie parali¿owa³a, a¿ w koñcu nie czu³em ju¿ swojego cia³a. Mia³em otwarte usta i na wpó³ zamkniête oczy. Widzia³em, jak moja twarz robi siê coraz twardsza i twardsza, a¿ w koñcu staje siê twarz± wysuszonego trupa z ¿ó³taw± skór± mocno przylegaj±c± do czaszki.

Nastêpnie poczu³em wstrz±s. Don Juan sta³ przy mnie, trzymaj±c puste wiadro, z którego wyla³ na mnie wodê. Kaszla³em, wyciera³em wodê z twarzy i nagle poczu³em na plecach lodowaty strumieñ. Zerwa³em siê z ³awki. Don Juan spryska³ mi wod± szyjê.

Grupka dzieci przygl±da³a mi siê ze ¶miechem. Don Juan te¿ siê u¶miechn±³. Wrêczy³ mi notatnik i powiedzia³, ¿e powinni¶my pój¶æ do mojego hotelu, ¿ebym móg³ zmieniæ ubranie. Wyprowadzi³ mnie z parku. Stali¶my przez chwilê przy krawê¿niku, zanim nadjecha³a taksówka.

Kilka godzin pó¼niej, po lunchu i odpoczynku, don Juan i ja siedzieli¶my na jego ulubionej ³awce w parku przy ko¶ciele. Okrê¿n± drog± doszli¶my do tematu mojej dziwnej reakcji. Don Juan by³ bardzo ostro¿ny i nie ustosunkowa³ siê do niej bezpo¶rednio.

– Takie rzeczy siê zdarzaj± – powiedzia³. – Kiedy nagual nauczy siê ju¿ ujawniaæ, wydobywaæ na powierzchniê, mo¿e wyrz±dziæ tonalowi wielk± krzywdê, Wydostaj±c siê w nie kontrolowany sposób. Jednak twój Przypadek jest szczególny. Tak okropnie lubisz sobie folgowaæ, ¿e móg³by¶ umrzeæ i nawet by ci to nie przeszkadza³o, albo jeszcze gorzej, nawet nie by³by¶ ¶wiadomy, ¿e umierasz.

Powiedzia³em mu, ¿e zareagowa³em w tym momencie, kiedy zapyta³ mnie, czy czujê, co zrobi³ mój nagual. My¶la³em, ¿e dok³adnie wiem, o co mu chodzi, ale kiedy Próbowa³em to opisaæ, odkry³em, ¿e nie jestem w stanie jasno my¶leæ. Sta³em siê lekkomy¶lny, prawie obojêtny, tak jakby rzeczywi¶cie nic mnie nie obchodzi³o. Potem uczucie to uros³o do hipnotyzuj±cej koncentracji, czu³em, jakby co¶ powoli wysysa³o mnie ca³ego. Moj± uwagê przyku³o wyra¼ne wra¿enie, ¿e za chwilê zostanie mi objawiony jaki¶ cudowny sekret i nie chcia³em, ¿eby cokolwiek temu przeszkodzi³o.

– Tym, co mia³o ci siê objawiæ, by³a twoja w³asna ¶mieræ – powiedzia³ don Juan. – Takie jest niebezpieczeñstwo folgowania sobie, szczególnie w twoim przypadku, poniewa¿ z natury masz sk³onno¶æ do przesady. Twój tonal tak bardzo lubi sobie folgowaæ, ¿e zagra¿a pe³ni. To fatalny sposób bycia.

– Co mam zrobiæ?

– Trzeba przekonywaæ tonal, u¿ywaj±c rozumu, a nagual poprzez czyny, a¿ w koñcu jeden podeprze drugiego. Jak ci ju¿ mówi³em, tonal rz±dzi, a jednak jest bardzo wra¿liwy. Nagual za¶ nigdy, prawie nigdy nie dokonuje czynów, ale kiedy ju¿ co¶ zrobi, wprowadza w przera¿enie tonal.

Dzi¶ rano twój tonal przestraszy³ siê i sam siê zacz±³ kurczyæ, a wtedy nagual przej±³ kontrolê.

Musia³em po¿yczyæ wiadro od jednego z fotografów w parku, ¿eby jak z³ego psa zagoniæ twojego naguala na swoje miejsce. Musimy za wszelk± cenê chroniæ tonal. Trzeba zdj±æ mu koronê, ale powinien pozostaæ os³aniaj±cym nadzorc±.

Ka¿de zagro¿enie tonala zawsze koñczy siê jego ¶mierci±. A kiedy on umiera, to samo dzieje siê z cz³owiekiem. Tonal ³atwo zniszczyæ z powodu jego wrodzonej s³abo¶ci i dlatego jedna ze sztuk równowa¿enia wojownika polega na tym, ¿eby zmusiæ nagual do wy³aniania siê w celu wsparcia tonala. Nazywam to sztuk±, poniewa¿ czarownicy wiedz±, ¿e nagual mo¿e wy³oniæ siê tylko dziêki do³adowywaniu tonala. Rozumiesz, o co mi chodzi? To do³adowywanie zwane jest osobist± moc±.

Don Juan wsta³, przeci±gn±³ siê i wygi±³ plecy w ³uk. Zacz±³em te¿ wstawaæ, ale on delikatnie popchn±³ mnie, zmuszaj±c do powrotu na ³awkê.

– Masz pozostaæ na tej ³awce a¿ do zmroku – powiedzia³. – Ja muszê natychmiast odej¶æ. Genaro czeka na mnie w górach. Przyjed¼ wiêc do jego domu za trzy dni i tam siê spotkamy.

– Co bêdziemy robiæ w domu don Genaro? – zapyta³em.

– To zale¿y od tego, czy masz do¶æ osobistej mocy – powiedzia³. – Mo¿liwe, ¿e Genaro poka¿e ci naguala.

By³a jeszcze jedna kwestia, któr± musia³em w tym momencie poruszyæ. Koniecznie chcia³em siê dowiedzieæ, czy jego garnitur jest szokuj±cym wynalazkiem przeznaczonym tylko dla mnie, czy te¿ stanowi czê¶æ jego ¿ycia. Nigdy ¿adne z jego poczynañ nie wywo³a³o we mnie takiej dezorientacji jak ubranie garnituru. Niesamowity by³ dla mnie nie tyle sam fakt za³o¿enia go, co elegancja don Juana. Jego nogi mia³y m³odzieñcz± zwinno¶æ. Noszenie butów jakby przemie¶ci³o ku górze jego ¶rodek ciê¿ko¶ci, tak ¿e krok mia³ teraz d³u¿szy i pewniejszy ni¿ zwykle.

– Czy ca³y czas nosisz garnitur? – zapyta³em.

– Tak – odpar³ z czaruj±cym u¶miechem. – Mam jeszcze kilka, ale nie chcia³em dzisiaj ubieraæ innego, poniewa¿ przestraszy³oby ciê to jeszcze bardziej.

Nie wiedzia³em, co o tym my¶leæ. Czu³em, ¿e dotar³em do koñca mojej ¶cie¿ki. Je¶li don Juan móg³ nosiæ garnitur i wygl±daæ w nim swobodnie oraz elegancko, to wszystko inne te¿ stawa³o siê mo¿liwe.

Wyra¼nie bawi³a go moja dezorientacja, bo za¶mia³ siê z przyjemno¶ci±.

– Jestem akcjonariuszem – powiedzia³ tajemniczo i odszed³.

Nastêpnego ranka, we wtorek, poprosi³em mojego znajomego, ¿eby przeszed³ siê ze mn± od drzwi biura, do którego wepchn±³ mnie don Juan, do rynku Lagunilla. Poszli¶my najkrótsz± drog±. Zajê³o nam to trzydzie¶ci piêæ minut. Kiedy ju¿ tam dotarli¶my, próbowa³em zorientowaæ siê w ówczesnym swoim po³o¿eniu, ale mi siê nie uda³o. Wszed³em do sklepu z ubraniami na samym rogu szerokiej alei, przy której stali¶my.

– Przepraszani – powiedzia³em do m³odej kobiety, która delikatnie odkurza³a kapelusz. – Gdzie s± stoiska z monetami i u¿ywanymi ksi±¿kami?

– Nie ma takich – odpowiedzia³a nieuprzejmie.

– Ale wczoraj gdzie¶ je widzia³em na tym rynku.

– Proszê nie ¿artowaæ – rzuci³a i wesz³a za ladê.

Pobieg³em za ni±, prosz±c, ¿eby powiedzia³a mi, gdzie s± te stoiska. Zmierzy³a mnie wzrokiem z góry na dó³.

– Nie móg³ pan ich wczoraj widzieæ – powiedzia³a. – Stawia siê je tylko w niedzielê, dok³adnie tu, wzd³u¿ tej ¶ciany. Nie ma ich w pozosta³e dni tygodnia.

– Tylko w niedzielê – powtórzy³em mechanicznie.

– Tak. Tylko w niedzielê. Taki jest zwyczaj. W pozosta³e dni tygodnia zak³óca³yby ruch uliczny – wyja¶ni³a i wskaza³a na szerok± alejê wype³nion± samochodami.

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • strefamiszcza.htw.pl
  • Copyright (c) 2009 TrochÄ™ ciekawostek – na weekend (czego to ludzie nie wymyÅ›lÄ… ... | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.