207

Trochę ciekawostek – na weekend (czego to ludzie nie wymyślą ...


/ Spis
Tre¶ci /

3. Emanacje Or³a

Nastêpnego dnia wybra³em siê z don Juanem na spacer. Szli¶my drog± prowadz±c± do miasta Oaxaca. By³a druga po po³udniu; o tej porze nie by³o tu ¿adnego ruchu.

Szli¶my wolnym krokiem. Naraz don Juan powiedzia³, ¿e nasza rozmowa o ma³ych tyranach by³a zaledwie wprowadzeniem do tematu ¶wiadomo¶ci. Stwierdzi³em, ¿e to, co us³ysza³em, pozwoli³o mi spojrzeæ na wiele rzeczy z nowej perspektywy. Don Juan poprosi³, ¿ebym wyja¶ni³ to bli¿ej.

Wi±za³o siê to ze sporem na temat Indian Yaqui, jaki wiedli¶my kilka lat wcze¶niej. W czasie szkolenia przeznaczonego dla prawej strony don Juan próbowa³ mnie przekonaæ, ¿e Yaqui mogliby wiele skorzystaæ na tym, i¿ s± uciskani. Wówczas zapalczywie dowodzi³em, ¿e okropne warunki, w jakich ¿yj±, nikomu nie mog± przynie¶æ korzy¶ci. Doda³em jeszcze, ¿e nie rozumiem, jak, bêd±c Yaquim, mo¿e nie reagowaæ na tak krzycz±c± niesprawiedliwo¶æ.

S³ucha³ mnie wtedy uwa¿nie. By³em pewien, ¿e zechce broniæ swego stanowiska, on jednak zgodzi³ siê ze mn± i przyzna³, i¿ po³o¿enie Indian Yaqui jest okropne. Zauwa¿y³ jednak, ¿e nie ma sensu wyró¿niaæ akurat Yaquich, skoro wszyscy ludzie ¿yj± w strasznych warunkach.

– Nie u¿alaj siê nad biednymi Yaqui. – rzek³. – P³acz nad ludzko¶ci±. Je¶li chodzi o Indian Yaqui, moim zda³em maj± szczê¶cie. S± uciskani i dziêki temu niektóry z nich mog± w koñcu odnie¶æ tryumf. Ale uciskaj±cy, mali tyrani, którzy po nich depcz±, nie maj± nawet cienia szansy.

Natychmiast zareagowa³em litani± politycznych sloganów. Zupe³nie nie rozumia³em, o co mu chodzi. Don Juan jeszcze raz próbowa³ mi wyja¶niæ pojêcie ma³ych tyranów, ale nic z tego do mnie nie dotar³o. Dopiero teraz wszystko znalaz³o siê na swoim miejscu.

– Nic jeszcze nie jest na swoim miejscu – za¶mia³ siê, gdy mu o tym opowiedzia³em. – Jutro, gdy wrócisz do stanu normalnej ¶wiadomo¶ci, zupe³nie nie bêdziesz pamiêta³, co sobie teraz u¶wiadomi³e¶.

Wiedzia³em, ¿e to prawda, i poczu³em przygnêbienie.

– Przydarzy ci siê co¶, co kiedy¶ zdarzy³o siê tak¿e mnie – ci±gn±³. – Mój dobroczyñca, nagual Julian, doprowadzi³ do tego, ¿e w stanie podwy¿szonej ¶wiadomo¶ci zrozumia³em rolê ma³ych tyranów, tak jak ty teraz. I skoñczy³o siê na tym, ¿e w zwyczajnym ¿yciu zmieni³em zdanie, nie maj±c pojêcia dlaczego. Zawsze by³em uciskany i nienawidzi³em tych, którzy mnie uciskali. Wyobra¼ sobie moje zdumienie, gdy okaza³o siê, ¿e zaczynam szukaæ towarzystwa ma³ych tyranów. S±dzi³em, ¿e musia³em zwariowaæ.

Dotarli¶my do miejsca, gdzie na poboczu drogi le¿a³ zwa³ ziemi, która kiedy¶ osunê³a siê ze zbocza. Z ziemi stercza³y na wpó³ odkryte wielkie g³azy; don Juan usiad³ na jednym z nich i gestem nakaza³ mi usi±¶æ naprzeciwko siebie. A potem, bez ¿adnych wstêpów, zacz±³ mi wyja¶niaæ tajemnicê ¶wiadomo¶ci.

Powiedzia³, ¿e widz±cy, dawni i nowi, odkryli wiele prawd dotycz±cych ¶wiadomo¶ci i dla lepszego zrozumienia u³o¿yli je w pewnym okre¶lonym porz±dku. Mistrzostwo ¶wiadomo¶ci polega na zinternalizowaniu wszystkich tych prawd. Pierwsza z nich mówi, ¿e poniewa¿ jeste¶my dobrze zaznajomieni ze ¶wiatem, który postrzegamy, wierzymy, i¿ sk³ada siê on z rzeczy, które istniej± same w sobie i niezale¿nie, tak, jak je postrzegamy, podczas gdy w gruncie rzeczy nie istnieje ¿aden ¶wiat przedmiotów, lecz tylko wszech¶wiat emanacji Or³a.

Don Juan powiedzia³, ¿e zanim bêdzie móg³ mi wyja¶niæ, co to takiego emanacje Or³a, najpierw musimy porozmawiaæ o znanym, nieznanym i niepoznawalnym. Wiêkszo¶æ prawd o ¶wiadomo¶ci odkryli dawni widz±cy, ale to nowi widz±cy ustawili je w odpowiednim porz±dku. A bez tego porz±dku staj± siê one niemal zupe³nie niezrozumia³e.

Dalej mówi³, ¿e dawni widz±cy pope³nili jeden ze swych najwiêkszych b³êdów, nie szukaj±c ¿adnego porz±dku. W rezultacie przyjêli zgubne w skutkach za³o¿enie, i¿ nieznane i niepoznawalne to to samo. Nowi widz±cy musieli poprawiæ ten b³±d. Wyznaczyli granice i zdefiniowali nieznane jako to, co jest zakryte przed cz³owiekiem, czasami zamaskowane przera¿aj±cym kontekstem, niemniej jednak znajduje siê w naszym zasiêgu. Niepoznawalne za¶ nie mie¶ci siê w granicach naszego pojmowania, nie daje siê opisaæ ani zrozumieæ. Jest to co¶, czego nigdy nie poznamy, choæ istnieje, ol¶niewaj±ce i jednocze¶nie przera¿aj±ce w swym ogromie.

– W jaki sposób widz±cy odró¿niaj± jedno od drugiego? – zapyta³em.

– Istnieje prosta zasada. W obliczu nieznanego cz³owiek staje siê ¶mia³y. Cech± nieznanego jest to, ¿e daje nam poczucie nadziei i szczê¶cia. Cz³owiek czuje euforiê i przyp³yw si³. Nawet lêk, który wzbudza nieznane, jest pe³ni±. Nowi widz±cy przekonali siê w widzeniu, ¿e cz³owiek w obliczu nieznanego osi±ga szczyt swych mo¿liwo¶ci.

Jednak gdy cz³owiek pomyli niepoznawalne z nieznanym, rezultaty okazuj± siê katastrofalne. Widz±cy czuje siê wyczerpany i traci jasno¶æ. Ma wra¿enie, jakby go Przygniata³ wielki ciê¿ar. Jego cia³o traci sprawno¶æ, trze¼wo¶æ umys³u opuszcza go, a my¶li b³±kaj± siê bez celu, gdy¿ niepoznawalne nie ma ¿adnych energetyzuj±cych w³a¶ciwo¶ci. Pozostaje ono poza zasiêgiem cz³owieka; dlatego nie nale¿y siê w nie zapuszczaæ bezmy¶lnie, ani nawet z rozwag±. Nowi widz±cy zrozumieli, ¿e musz± byæ przygotowani na zap³acenie nies³ychanie wysokiej ceny za najmniejszy nawet kontakt z niepoznawalnym.

Don Juan powiedzia³, ze nowi widz±cy musieli prze³amaæ potê¿ne bariery tradycji. Na pocz±tku nowego cyklu ¿aden z nich nie mia³ pewno¶ci, które procedury z ich ogromnej tradycji s± w³a¶ciwe, a które nie. By³o oczywiste, ze dawni widz±cy pope³nili jaki¶ b³±d, ale nowi widz±cy nie wiedzieli, na czym on polega³. Za³o¿yli wiêc, ze wszystko, co robili ich poprzednicy, by³o b³êdem. Staro¿ytni widz±cy byli mistrzami przypuszczeñ. S±dzili na przyk³ad, ze skuteczno¶æ w widzeniu stanie siê dla nich ochron±. Uwa¿ali siê za nietykalnych – a jednak naje¼d¼cy uderzyli w nich i skazali wiêkszo¶æ z nich na potworn± ¶mieræ. Staro¿ytni widz±cy nie mieli ¿adnej ochrony, choæ przepe³nia³a ich absolutna pewno¶æ, ze nie mo¿na ich zraniæ.

Nowi widz±cy nie tracili czasu na domys³y, gdzie móg³ le¿eæ b³±d, lecz zajêli siê sporz±dzaniem mapy nieznanego, by oddzieliæ je od niepoznawalnego.

– Jak siê do tego zabrali, don Juanie? – zapyta³em.

– Przez kontrolowane u¿ycie widzenia. – wyja¶ni³.

Powiedzia³em, ze chodzi³o mi o to, co dok³adnie oznacza sporz±dzanie mapy nieznanego.

Don Juan odrzek³, ze oznacza to udostêpnianie nieznanego naszej percepcji. Konsekwentnie praktykuj±c widzenie nowi widz±cy odkryli, ze znane i nieznane nale¿± do tej samej kategorii, gdy¿ jedno i drugie znajduje siê w zasiêgu ludzkiej percepcji. Widz±cy mog± w ka¿dej chwili opu¶cie znane i wej¶æ w nieznane.

Wszystko, co przekracza granice naszej percepcji, jest niepoznawalne. Rozró¿nienie miêdzy niepoznawalnym a nieznanym jest niezmiernie istotne. Widz±cy, który wskutek pomieszania tych dwóch kategorii musi stawie czo³o niepoznawalnemu, znajduje siê w bardzo niebezpiecznej sytuacji.

– Gdy to w³a¶nie przydarzy³o siê staro¿ytnym widz±cym. – mówi³ don Juan. – uznali oni, ze ich procedury wziê³y w ³eb. Nie przysz³o im do g³owy, ze wiêkszo¶æ z tego, co siê tam znajduje, wykracza poza nasze mo¿liwo¶ci pojmowania. By³ to z ich strony przera¿aj±cy b³±d w os±dzie, za który drogo zap³acili.

– A co siê sta³o potem, gdy ju¿ u¶wiadomili sobie ró¿nicê miêdzy nieznanym a niepoznawalnym? – zapyta³em.

– Zacz±³ siê nowy cykl. W³a¶nie to rozró¿nienie wyznacza granicê miêdzy starym a nowym. Wszystko, czego dokonali nowi widz±cy, wyrasta ze zrozumienia tej ró¿nicy.

Don Juan stwierdzi³, ze widzenie w zasadniczy sposób przyczyni³o siê zarówno do zniszczenia ¶wiata staro¿ytnych widz±cych, jak i do rekonstrukcji nowego ¶wiata. W³a¶nie dziêki widzeniu nowi widz±cy odkryli pewne niezaprzeczalne fakty, dziêki którym uda³o im siê doj¶æ do rewolucyjnych wniosków dotycz±cych natury cz³owieka i ¶wiata. Te wnioski, dziêki którym móg³ siê rozpocz±æ nowy cykl, to by³y prawdy o ¶wiadomo¶ci, które w³a¶nie mi przekazywa³.

Don Juan poprosi³ mnie, bym poszed³ z nim do centrum miasta, na spacer doko³a rynku. Po drodze zaczêli¶my rozmawiaæ o maszynach i precyzyjnych urz±dzeniach. On twierdzi³, ze maszyny s± przed³u¿eniem naszych zmys³ów, a ja utrzymywa³em, ze niektóre urz±dzenia nale¿± do tej kategorii, gdy¿ wykonuj± czynno¶ci, których cz³owiek fizycznie nie jest w stanie wykonaæ.

– Nasze zmys³y potrafi± wszystko. – zapewnia³ don Juan.

– Mogê ci na przyk³ad powiedzieæ, ze istniej± urz±dzenia wykrywaj±ce fale radiowe, które docieraj± do nas z przestrzeni kosmicznej. – odparowa³em. – Nasze zmys³y nie wyczuwaj± fal radiowych.

– Ja jestem innego zdania – odrzek³. – My¶lê, ¿e nasze zmys³y s± w stanie wykryæ wszystko, co nas otacza.

– A co w takim razie z ultrad¼wiêkami? – nie ustêpowa³em. – Nie mamy organów, które by je wyczuwa³y.

– Widz±cy s± przekonani, ¿e wykorzystujemy tylko bardzo niewielk± czê¶æ naszych mo¿liwo¶ci.

Don Juan zag³êbi³ siê w my¶lach, jakby próbowa³ zdecydowaæ, co ma powiedzieæ. Potem u¶miechn±³ siê.

– Mówi³em ci ju¿, ¿e pierwsza z prawd dotycz±cych ¶wiadomo¶ci to ta, i¿ ¶wiat wokó³ nas jest zupe³nie czym¶ innym, ni¿ nam siê wydaje. S±dzimy, ¿e jest to ¶wiat przedmiotów, ale to nieprawda.

Umilk³, jakby chcia³ sprawdziæ moj± reakcjê na te s³owa. Powiedzia³em, ¿e zgadzam siê z tym za³o¿eniem, gdy¿ mo¿na sprowadziæ wszystko do pojêcia pola energetycznego. Don Juan stwierdzi³ na to, ¿e intuicyjnie wyczuwam prawdê, ale logiczne jej uzasadnienie nie jest równoznaczne z weryfikacj±. Nie interesuje go moja zgoda czy sprzeciw, lecz próba zrozumienia, na czym ta prawda polega.

– Nie potrafisz dostrzec pola energetycznego – ci±gn±³. – To znaczy, przeciêtny cz³owiek nie potrafi tego zrobiæ. Ale gdyby¶ potrafi³ je zobaczyæ, sta³by¶ siê widz±cym, a w takim przypadku to ty wyja¶nia³by¶ prawdy dotycz±ce ¶wiadomo¶ci. Rozumiesz, o co mi chodzi?

Dalej mówi³, ¿e wnioski, do których dochodzi siê drog± rozumowania, maj± bardzo niewielki albo ¿aden wp³yw na zmianê kierunku naszego ¿ycia. Dlatego istniej± niezliczone przyk³ady ludzi, którzy maj± niezwykle jasno sprecyzowane pogl±dy, a jednak nieustannie dzia³aj± wbrew nim; nie potrafi± oni wyt³umaczyæ swego zachowania inaczej jak tylko powtarzaj±c, ¿e b³±dziæ jest rzecz± ludzk±.

– Pierwsza prawda mówi, ¿e ¶wiat jest taki, na jaki wygl±da, a jednak taki nie jest – ci±gn±³. – Nie jest tak sta³y i realny, jak ka¿± nam wierzyæ zmys³y, ale nie jest te¿ u³ud±. ¦wiat nie jest iluzj±, jak mnie przekonywano; z jednej strony jest rzeczywisty, a z drugiej nie. Skup siê na tym, gdy¿ musisz to zrozumieæ, a nie tylko zaakceptowaæ. Postrzegamy, to niezaprzeczalny fakt. Ale to, co postrzegamy, nie jest faktem tego samego rodzaju, gdy¿ uczymy siê, co powinni¶my dostrzegaæ. Co¶ z zewn±trz dzia³a na nasze zmys³y. To niepodwa¿alna prawda. Natomiast iluzj± jest to, co dostrzegaj± nasze zmys³y. We¼ na przyk³ad górê. Nasze zmys³y mówi± nam, ¿e jest to obiekt. Ma wymiary, kolor, formê. Nawet podzielili¶my góry na ró¿ne kategorie i ten podzia³ jest precyzyjny co do najdrobniejszego szczegó³u. Nie ma w tym nic z³ego; b³±d le¿y w tym, ¿e nigdy nam nie przysz³o do g³owy, i¿ nasze zmys³y odbieraj± tylko powierzchniê rzeczy. Reaguj ± tak, jak reaguj ±, bo zmusza je do tego pewna cecha naszej ¶wiadomo¶ci.

Znów zacz±³em siê z nim zgadzaæ, chocia¿ nie dlatego, ¿e do koñca rozumia³em jego punkt widzenia. By³a to raczej reakcja na sytuacjê zagro¿enia. On jednak przerwa³ mi.

– U¿y³em s³owa “¶wiat" – powiedzia³ – na oznaczenie wszystkiego, co nas otacza. Oczywi¶cie znam lepsze okre¶lenie, ale dla ciebie by³oby ono zupe³nie niezrozumia³e. Widz±cy mówi±, ¿e jedynie nasza ¶wiadomo¶æ ka¿e nam wierzyæ w istnienie ¶wiata rzeczy. Ale tak naprawdê s± to emanacje Or³a, p³ynne, w nieustannym ruchu, a jednak niezmienne i wieczne.

Chcia³em zapytaæ, co to takiego emanacje Or³a, ale powstrzyma³ mnie gestem d³oni. Stwierdzi³, ¿e celem istnienia wszystkich czuj±cych istot jest powiêkszanie ¶wiadomo¶ci. Zdaniem don Juana to odkrycie mia³o kolosalne znaczenie i by³o jednym z najwarto¶ciowszych Przekazów, jakie zostawili nam w spadku dawni widz±cy.

Zapyta³ na pó³ serio, czy znam lepsz± odpowied¼ na Pytanie, które od zawsze prze¶ladowa³o cz³owieka: jaki Jest powód naszego istnienia. Natychmiast przyj±³em pozycjê obronn±. Zacz±³em siê upieraæ, ze to pytanie jest bezsensowne, gdy¿ nie istnieje tu ¿adna logiczna odpowied¼. Stwierdzi³em, ze na taki temat mo¿na rozmawiaæ wy³±cznie w kategoriach religijnych, a wówczas wszystko staje siê kwesti± wiary.

– Staro¿ytni widz±cy nie mówili po prostu o wierze. – odpar³. – Zmys³em praktycznym nie dorównywali nowym widz±cym, mieli go jednak do¶æ, by zdaæ sobie sprawê, co w³a¶ciwie widz±. Zada³em ci to pytanie, które tak ciê wzburzy³o, bo chcia³em ci wykazaæ, ze racjonalna strona umys³u nie potrafi odpowiedzieæ na pytanie o powód naszego istnienia. Za ka¿dym razem, gdy tego próbuje, sprowadza wszystko do kwestii wiary. Staro¿ytni widz±cy wybrali inn± drogê i znale¼li odpowiedz, która nie opiera siê wy³±cznie na wierze.

Powiedzia³, ze dawni widz±cy, nara¿aj±c siê na nieopisane niebezpieczeñstwa, zobaczyli niepojêt± si³ê, z której bior± swój pocz±tek wszystkie czuj±ce istoty. Nazwali tê si³ê Or³em, gdy¿ kilka przelotnych spojrzeñ, tylko tyle bowiem mogli znie¶æ, ujawni³o, i¿ z wygl±du przypomina ona olbrzymiego czarno-bia³ego or³a.

Zobaczyli, ze to w³a¶nie od Or³a pochodzi wszelka ¶wiadomo¶æ. Stwarza on czuj±ce istoty, by ¿y³y i wzbogaca³y swym ¿yciem dan± im ¶wiadomo¶æ. Zobaczyli te¿, ze Orze³ po¿era ow± wzbogacon± ¶wiadomo¶æ, gdy ¿ywe istoty z jego nakazu porzucaj± j± w chwili ¶mierci.

– Dla staro¿ytnych widz±cych. – ci±gn±³ don Juan. – stwierdzenie, ze celem istnienia jest wzbogacanie ¶wiadomo¶ci, nie jest oparte na wierze ani na logicznym rozumowaniu. Oni to widzieli. Widzieli, ze ¶wiadomo¶æ czuj±cej istoty w chwili ¶mierci ulatuje i niczym ¶wietlisty k³aczek bawe³ny unosi siê prosto do dzioba Or³a, gdzie zostaje po¿arta. Dla dawnych widz±cych by³ to dowód, ¿e czuj±ce istoty ¿yj± tylko po to, by wzbogacaæ ¶wiadomo¶æ, która jest pokarmem Or³a.

Wyja¶nienia zosta³y przerwane, gdy¿ don Juan musia³ na kilka dni wyjechaæ w interesach. Nestor zawióz³ go do Oaxaca. ¯egnaj±c siê z nimi przypomnia³em sobie, ze gdy w pocz±tkach naszej znajomo¶ci don Juan mówi³ o wyjazdach w interesach, zawsze s±dzi³em, i¿ pod tym okre¶leniem kryje siê co¶ zupe³nie innego. Po jakim¶ czasie u¶wiadomi³em sobie, ¿e nale¿y to rozumieæ dos³ownie. Zawsze, gdy wybiera³ siê w tak± podro¿, nak³ada³ jeden ze swoich nienagannie skrojonych trzyczê¶ciowych garniturów i stawa³ siê zupe³nie niepodobny do Indianina, którego zna³em. Wyrazi³em kiedy¶ uznanie dla tej metamorfozy.

– Nagual jest tak elastyczny, ze mo¿e siê wcieliæ we wszystko. – odrzek³. – Bycie nagualem oznacza miêdzy innymi, ze nie masz nic, czego musia³by¶ broniæ. Pamiêtaj o tym, bo jeszcze wiele razy bêdziemy do tego wracaæ.

I rzeczywi¶cie wracali¶my do tego wielokrotnie, omawiali¶my ten punkt na wszelkie mo¿liwe sposoby, wygl±da³o na to, ze don Juan rzeczywi¶cie nie ma nic, czego musia³by broniæ, ale podczas jego nieobecno¶ci w Oaxaca ogarn±³ mnie cieñ w±tpliwo¶ci. Naraz u¶wiadomi³em sobie, ze nagual ma jednak co¶ do obrony – moim zdaniem by³ to opis Or³a i jego poczynañ.

Próbowa³em porozmawiaæ o tym z niektórymi towarzyszami don Juana, ale oni unikali dyskusji. Us³ysza³em, ze nie wolno im prowadziæ ze mn± tego rodzaju rozmów, dopóki don Juan nie skoñczy swoich wyja¶nieñ.

Gdy tylko wróci³, usiedli¶my by porozmawiaæ i zapyta³em go o to.

– Te prawdy nie wymagaj± za¿artej obrony. – odrzek³. – Je¶li s±dzisz, ze próbujê ich broniæ, jeste¶ w b³êdzie. Te prawdy zosta³y zebrane dla rozkoszy i o¶wiecenia wojowników, a nie po to, by wzbudzaæ w cz³owieku. Jakiekolwiek uczucia w³asno¶ci Gdy mówi³em ci, ze nagual nie ma nic, czego musia³by broniæ, mia³em na my¶li miêdzy innymi to, ze nagual jest wolny od obsesji.

Odrzek³em, ze nie stosujê siê do jego nauk, gdy¿ popad³em w obsesjê na punkcie opisu Or³a i jego uczynków. Powtarza³em, ze ta teoria przejmuje mnie groz±.

– To nie jest tylko teoria. – us³ysza³em. – To fakt. I moim zdaniem cholernie przera¿aj±cy. Nowi widz±cy nie bawili siê w teorie.

– Ale jakiego rodzaju si³± jest Orze³?

– Nie mam pojêcia, co ci odpowiedzieæ. Orze³ dla widz±cych jest równie realny jak dla ciebie czas czy si³a grawitacji, równie abstrakcyjny i niezrozumia³y.

– Chwileczkê, don Juanie? Te pojêcia s± abstrakcyjne, ale odnosz± siê do prawdziwych zjawisk, które mo¿na zbadaæ do¶wiadczalnie. Po¶wiêcono im ca³e dziedziny nauki?

– Istnienie Or³a i jego emanacji równie¿ mo¿na potwierdziæ do¶wiadczalnie. – odpar³ don Juan. – I po¶wiêcone s± im nauki nowych widz±cych.

Poprosi³em, ¿eby mi wyja¶ni³, czym s± emanacje Or³a. Odrzek³, ze s± one samoistnym, niezmiennym zjawiskiem, które zawiera w sobie wszystko, co istnieje, zarówno znane, jak i niepoznawalne.

– Nie da siê opisaæ w s³owach, czym naprawdê s± emanacje Or³a. – ci±gn±³ don Juan. – Widz±cy musi je zobaczyæ.

– A czy ty je widzia³e¶, don Juanie?

– Oczywi¶cie, ze tak, a jednak nie potrafiê ci wyja¶niæ, czym s±. S± obecno¶ci±, sprawiaj± wra¿enie materialnej substancji, o¶lepiaj±cego ci¶nienia. Mo¿na je ujrzeæ tylko na mgnienie oka, podobnie jak samego Or³a.

– Czy mo¿na powiedzieæ, don Juanie, ze to Orze³ jest ¼ród³em tych emanacji?

– Rozumie siê samo przez siê, ze to Orze³ jest ¼ród³em swoich emanacji.

– Chodzi mi o to, czy mo¿na to stwierdziæ wizualnie.

– W Orle nie ma nic, co da³oby siê postrzegaæ wizualnie. Wyczuwa go ca³e cia³o widz±cego. W ka¿dym z nas jest co¶, co potrafi sprawie, ze widzimy ca³ym cia³em. Widz±cy wyja¶niaj± akt postrzegania Or³a w bardzo prostych s³owach poniewa¿ cz³owiek sk³ada siê z jego emanacji, musi tylko zwrocie siê do w³asnych sk³adników. To ludzka ¶wiadomo¶æ stwarza problemy, gmatwa wszystko i miesza. W kluczowym momencie, gdy chodzi tylko o to, by emanacje rozpozna³y same siebie, ludzka ¶wiadomo¶æ czuje przymus interpretowania. St±d bierze siê wizja Or³a i jego emanacji. Ale nie istniej± ani Orze³, ani jego emanacje Istnieje co¶, czego ¿adna ¿ywa istota nie potrafi poj±æ.

Zapyta³em, czy ¼ród³o emanacji nazywane jest Or³em dlatego, ze wszystkie or³y posiadaj± wa¿ne atrybuty.

– Jest to po prostu sytuacja, gdy co¶ niepoznawalnego mgli¶cie przypomina co¶ znanego. – wyja¶ni³. – Dlatego w³a¶nie próbowano przypisywaæ or³om cechy, których nie maj±. Ale tak siê zwykle dzieje, gdy ludzie podatni na wp³ywy ucz± siê wykonywaæ dzia³ania wymagaj±ce wielkiej trze¼wo¶ci umys³u. Widz±cy s± bardzo ró¿ni.

– Czy chcesz powiedzieæ, ze istniej± ro¿ne kategorie widz±cych?

– Nie. Chcê powiedzieæ, ze jest mnóstwo idiotów, którzy zostaj± widz±cymi. Widz±cy to tylko cz³owiek pe³en s³abo¶ci, czy te¿ raczej równie¿ pe³na s³abo¶ci ludzka istota mo¿e zostaæ widz±cym. Podobnie marni ludzie bywaj± znakomitymi naukowcami. Charakterystyczne dla marnych widz±cych jest to, ze ³atwo zapominaj± oni o cudowno¶ci ¶wiata. To, ze widz±, osza³amia ich i wierz±, i¿ liczy siê tylko ich geniusz. Widz±cy musi byæ wzorem doskona³o¶ci, je¶li chce przezwyciê¿yæ niemal niewzruszone niechlujstwo ludzkiej natury Jeszcze wa¿niejsze od samego widzenia jest, co siê robi z tym, co siê zobaczy³o.

– Co przez to rozumiesz, don Juanie?

– Popatrz tylko jak nam siê przys³u¿yli niektórzy widz±cy. Wpakowali nam swoj± wizjê Or³a, który nami rz±dzi i po¿era nas w chwili ¶mierci.

Don Juan uwa¿a³ tê interpretacjê za wyra¼ny przejaw niechlujstwa. Nie podoba³a mu siê my¶l, i¿ co¶ nas po¿era. Jego zdaniem trafniej by³oby powiedzieæ, ze istnieje si³a, która przyci±ga nasz± ¶wiadomo¶æ, jak magnes przyci±ga opi³ki ¿elaza. W chwili ¶mierci pod wp³ywem przyci±gania tej niezmiernej si³y ca³a nasza istota ulega dezintegracji.

Zdaniem don Juana obraz Or³a po¿eraj±cego ¶wiadomo¶æ by³ groteskowy, sprowadza³ bowiem nie poddaj±ce siê opisowi zjawisko do czego¶ tak przyziemnego jak jedzenie.

– Jestem bardzo przeciêtnym cz³owiekiem. – stwierdzi³em. – Opis Or³a, który nas po¿era, wywar³ na mnie wielki wp³yw.

– Tak naprawdê si³ê tego wp³ywu mo¿na bêdzie ocenie dopiero wówczas, gdy sam to zobaczysz. – odrzek³. – Ale musisz pamiêtaæ, ze staj±c siê widz±cymi nie pozbywamy siê tym samym naszych wad. Tote¿ jest mo¿liwe, ze gdy zobaczysz tê si³ê, podobnie jak ja zgodzisz siê bez oporu z niechlujnymi widz±cymi, którzy nazwali j± Or³em. Z drugiej strony mo¿e siê tak nie stanie. Mo¿e uda ci siê oprzeæ pokusie przypisywania ludzkich atrybutów temu, co niepojête, i wymy¶lisz jak±¶ now±, trafniejsz± nazwê.

– Widz±cy, którzy widz± emanacje Or³a, czêsto nazywaj± je rozkazami. – rzek³ don Juan. – Nie mam zastrze¿eñ do tej nazwy, chocia¿ ja sam przywyk³em nazywaæ je emanacjami. By³a to reakcja na preferencje mojego dobroczyñcy, który wola³ nazywaæ je rozkazami. Moim zdaniem ta nazwa zgadza³a siê bardziej z jego dominuj±c± osobowo¶ci± ni¿ z moj±. Wola³em co¶ bezosobowego. S³owo “rozkazy" ma dla mnie zbyt ludzkie brzmienie, ale w gruncie rzeczy tym w³a¶nie s± emanacje, rozkazami.

Don Juan powiedzia³, ze widzieæ emanacje Or³a to ¶ci±gaæ na siebie katastrofê. Nowi widz±cy szybko u¶wiadomili sobie olbrzymie trudno¶ci, jakie siê z tym wi±¿±. Sporz±dzenie mapy nieznanego i oddzielenie go od niepoznawalnego kosztowa³o ich wiele cierpienia, zanim odkryli, ze wszystko sk³ada siê z emanacji Or³a. Jedynie niewielki fragment tych emanacji pozostaje w zasiêgu cz³owieka, za¶ ograniczenia naszego ¿ycia codziennego zmniejszaj± go jeszcze bardziej, do malutkiego u³amka ca³o¶ci. Ten malutki u³amek emanacji Or³a to to, co znane, niewielka ich czê¶æ znajduj±ca siê w zasiêgu ¶wiadomo¶ci cz³owieka to nieznane, a ca³a niepojêta reszta to niepoznawalne.

Dalej don Juan mówi³, ze nowi widz±cy byli pragmatykami i natychmiast zauwa¿yli, ze emanacje dzia³aj± w przymusowy sposób. U¶wiadomili sobie, i¿ wszystkie ¿ywe istoty musz± wykorzystywaæ emanacje Or³a nie wiedz±c nawet, co to takiego. U¶wiadomili sobie jeszcze, ze organizmy s± tak zbudowane, by wychwytywaæ pewien zakres tych emanacji i ze dla ka¿dego gatunku ten zakres jest inny. Emanacje wywieraj± na ¿ywe organizmy wielki nacisk, który powoduje, ze organizmy buduj± sobie obraz ¶wiata zgodny z w³asnym zakresem postrzegania.

– My, ludzkie istoty – mówi³ don Juan. – wykorzystujemy te emanacje i interpretujemy je jako rzeczywisto¶æ. Ale cz³owiek wyczuwa jedynie tak niewielk± czê¶æ emanacji Or³a, ¿e niedorzeczno¶ci± jest przyk³adaæ zbyt wielk± wagê do naszych spostrze¿eñ, choæ z drugiej strony nie da siê zupe³nie ich ignorowaæ. Nowi widz±cy przekonali siê o tym na w³asnej skórze, gdy ¶ci±gnêli na siebie okropne niebezpieczeñstwa.

Don Juan siedzia³ na swoim sta³ym miejscu w najwiêkszym pokoju. Zazwyczaj nie by³o tam mebli i siedzia³o siê na pod³odze, na matach, jednak Carol, kobieta-nagual, wstawia³a do pokoju wygodne fotele na okazje, gdy we dwoje na zmianê czytali¶my don Juanowi wiersze hiszpañskojêzycznych poetów.

– Chcia³bym, ¿eby¶ bardzo mocno skupi³ siê na tym, co robimy – powiedzia³, ledwie usiad³em. – Rozmawiamy o sztuce opanowania ¶wiadomo¶ci. Prawdy, które omawiamy, to zasady tej sztuki.

Doda³, ¿e w swych naukach dla prawej strony zademonstrowa³ te zasady mojej normalnej ¶wiadomo¶ci. Pomaga³ mu w tym jeden z jego widz±cych towarzyszy, don Genaro, który bawi³ siê moj± ¶wiadomo¶ci± z charakterystycznym dla widz±cych humorem i brakiem respektu.

– To Genaro powinien ci opowiadaæ o Orle – rzek³ – tylko ¿e jego wersje s± zbyt nonszalanckie. Uwa¿a, ¿e widz±cy, którzy nazwali tê si³ê Or³em, albo byli bardzo g³upi, albo potraktowali to jako wielki ¿art, bo or³y nie tylko sk³adaj± jaja, ale tak¿e sraj±.

Don Juan roze¶mia³ siê i stwierdzi³, ¿e jego zdaniem komentarze Genara s± niezwykle trafne, dlatego wzbudzaj± w nim nieodpart± weso³o¶æ. Doda³, ¿e gdyby to nowi widz±cy mieli opisaæ Or³a, opis na pewno by³by zabawny.

Powiedzia³em, ¿e na pewnym poziomie uwa¿am Or³a za co¶ w rodzaju poetyckiej metafory, która wzbudza we mnie zachwyt, ale na innym poziomie traktujê ten opis dos³ownie i wówczas wpadam w przera¿enie.

– Jedn± z najwiêkszych si³ w ¿yciu wojownika jest strach – odpar³. – Zmusza nas do nauki.

Przypomnia³ mi, ¿e opis Or³a pochodzi od staro¿ytnych widz±cych. Nowi widz±cy nie zawracali sobie g³owy ¿adnymi opisami, porównaniami ani przypuszczeniami. Pragnêli dotrzeæ bezpo¶rednio do ¼ród³a wszelkich rzeczy i z tego powodu podejmowali niezmierne ryzyko. Widzieli emanacje Or³a, ale nigdy nie zawracali sobie g³owy opisywaniem go. Uwa¿ali, ¿e widzenie Or³a poch³ania zbyt wiele energii i ¿e staro¿ytni widz±cy zap³acili ju¿ wysok± cenê za przelotne spojrzenie na niepoznawalne.

– A jak dosz³o do tego, ¿e staro¿ytni widz±cy stworzyli opis Or³a? – zapyta³em.

– Dla celów nauki potrzebny by³ im zwiêz³y zestaw wskazówek dotycz±cych niepoznawalnego. Dlatego stworzyli szkicowy opis si³y, która rz±dzi wszystkim, co istnieje, opis ten jednak nie dotyczy³ emanacji, gdy¿ emanacje nie daj± siê w ¿aden sposób opisaæ w jêzyku porównañ. Poszczególni widz±cy mog± czuæ ochotê, by wyg³aszaæ komentarze na temat pewnych emanacji, ale to pozostaje ich osobist± spraw±. Inaczej mówi±c, nie istnieje gotowy opis emanacji, choæ mamy taki opis dotycz±cy Or³a.

– Zdaje siê, ¿e nowi widz±cy mieli bardzo abstrakcyjny sposób my¶lenia – skomentowa³em. – Kojarzy mi siê to ze wspó³czesn± filozofi±.

– Nie. Nowi widz±cy byli nieprawdopodobnie praktyczni – odrzek³. – Nie interesowa³o ich wymy¶lanie logicznych teorii.

Don Juan uwa¿a³, ¿e to staro¿ytni widz±cy byli abstrakcyjnymi my¶licielami. Konstruowali oni olbrzymie gmachy abstrakcji, w³a¶ciwe im i ich czasom. I podobnie jak wspó³cze¶ni filozofowie, nie mieli ¿adnej kontroli nad konsekwencjami swych teorii. Z drugiej strony nowi widz±cy, pe³ni praktycyzmu, potrafili zobaczyæ przep³yw emanacji, a tak¿e to, w jaki sposób cz³owiek i inne ¿ywe istoty wykorzystuj± te emanacje do konstruowania postrzeganego przez siebie ¶wiata.

– Jak cz³owiek wykorzystuje te emanacje, don Juanie?

– To tak proste, ¿e brzmi wrêcz idiotycznie. Dla widz±cego cz³owiek jest ¶wietlist± istot±. Ta ¶wietlisto¶æ Pochodzi od emanacji Or³a zamkniêtych w naszym jajowatym kokonie. Ta konkretna czê¶æ, ta garstka emanacji, któr± obejmuje kokon, sprawia, ¿e jeste¶my lud¼mi.

Postrzeganie polega na dopasowywaniu emanacji zawartych wewn±trz naszego kokonu do tych, które znajduj± siê na zewn±trz. Widz±cy potrafi± na przyk³ad zobaczyæ emanacje we wnêtrzu ka¿dej ¿ywej istoty i powiedzieæ, jakie emanacje na zewn±trz im odpowiadaj±.

– Czy emanacje przypominaj± linie ¶wiat³a? – zapyta³em.

– Nie, zupe³nie nie. To by³oby za proste. One s± nie do opisania. A jednak ja osobi¶cie powiedzia³bym, ¿e przypominaj± one ¶wietliste w³ókna. Normalna ¶wiadomo¶æ nie potrafi poj±æ tego, ¿e te w³ókna s± ¶wiadome. Nie potrafiê ci tego wyja¶niæ, bo sam nie wiem, co mówiê. Mogê ci tylko powiedzieæ we w³asnym imieniu, ¿e te w³ókna s± obdarzone samo¶wiadomo¶ci±, ¿ywe i wibruj±ce; jest ich tak wiele, ¿e liczby przestaj± mieæ znaczenie, a ka¿de z nich stanowi zamkniêt± w sobie wieczno¶æ.

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • strefamiszcza.htw.pl
  • Copyright (c) 2009 TrochÄ™ ciekawostek – na weekend (czego to ludzie nie wymyÅ›lÄ… ... | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.