25
Trochę ciekawostek – na weekend (czego to ludzie nie wymyślą ...
BODY { scrollbar-3d-light-color:#F9F2EC;
scrollbar-arrow-color:red;
scrollbar-base-color:#F9F2EC;
scrollbar-dark-shadow-color:yellow;
scrollbar-face-color:white;
scrollbar-highlight-color:#F9F2EC;
scrollbar-shadow-color:black;
Seweryna Szmaglewska
"Czarne Stopy"
MAREK U¯YWA SZYFRU
Pod koniec zbiórki zawiadomiono ch³opców surowo, ¿e dzi¶ na ¶niadanie
czarna kawa zamiast obiecanego kakao. Felek nie móg³ zapanowaæ nad wzrokiem.
Spojrza³ na
Marka. Zaczerwieni³ siê. Obaj okazali zak³opotanie. Dru¿ynowy patrzy³ na
nich.
- Kto¶ z was uwa¿a siê za dowcipnisia - mówi³ obo¼ny i patrzy³ uwa¿nie
po szeregach. - Z magazynu znikn±³ zapas mleka...
- I dzbanek rozbity! - uzupe³ni³ kucharz dramatycznym tonem.
- Naturalnie, mo¿na by³oby wys³aæ zastêp s³u¿bowy do wsi, kupiæ
dodatkowo porcjê mleka. To jest zupe³nie wykonalne...
Kucharz by³ tak zdenerwowany, ¿e zapomnia³ o zasadach obozowej dyscypliny i
znowu przerwa³ obo¼nemu:
- W kieszeñ im tego mleka nadoj±? Sk±d ja wezmê dzbanek?!
- Nie o to chodzi - mówi³ powa¿nie obo¼ny. - Decyzja komendy jest prosta.
Pijcie czarn± kawê zamiast kakao*. Mo¿e prêdzej znajdziemy tego, co wypi³
mleko. Niech siê nie przyznaje. My go sami z³apiemy.
Fobusz u¶miechn±³ siê. Zacz±³ gadaæ dono¶nym szeptem:
- A po co? Równy ch³opak ten z³odziejaszek, oswobodzi³ nas. Ja nie cierpiê
ko¿uchów, a w mlecznej kawie i kakao robi± siê ko¿uchy.
Doko³a rozleg³y siê ¶miechy. Bochenek, zachêcony powodzeniem kolegi, zacz±³
g³o¶no rozmy¶laæ:
- A mo¿e w obozie powsta³ Zwi±zek Przeciwników Ko¿ucha na Mleku? Z.P.K.n.M.?
Szajka postanowi³a wyzwoliæ nas ze szponów kucharza, który nam daje ko¿uchy
w bia³ej kawie, mleku, kakao?
- Szajka - krzykn±³ kucharz wielkim g³osem. - £adna szajka! Mo¿e powiecie,
¿e przedtem do magazynu ¿ywno¶ciowego przyszed³ kto¶ ze Zwi±zku Przeciwników
Serdelka, tak?
- Cha! Cha! Cha! Cha!!
Wszystkie zastêpy hucza³y i gdaka³y ze ¶miechu. Ca³a sprawa straci³a swój
ciê¿ar gatunkowy. Tylko Andrzej Wróbel nie ¶mia³ siê i ci±gle patrzy³ na
Czarne Stopy. ¦ci¶le, na dwie Czarne Stopy coraz bardziej czerwone, l¶ni±ce
od potu, nie wiedz±ce, gdzie podziaæ oczy.
- Po ¶niadaniu - powiedzia³ dru¿ynowy surowo - Czarne Stopy zajm± siê kot³ami.
Nie zostawili¶cie ich w porz±dku po swoim dy¿urze. Wyszorujecie je dzi¶.
Marek pójdzie do biblioteki. S± mi potrzebne pewne rzeczy. Wyszukasz to, co ci
dam na kartce.
Pod okiem ca³ej komendy brali czarn± kawê, siadali dooko³a sto³u, jedli.
Felek i Marek znale¼li siê do¶æ daleko Od siebie. Nad brzegami mena¿ek ³ypnêli
do siebie oczyma porozumiewawczo, pó¼niej Marek wykona³ kilka dyskretnych
ruchów d³oni± po stole, jakby w zamy¶leniu rysowa³ albo pisa³. Felek od
niechcenia kiwn±³ g³ow±.
¦niadanie dobiega³o koñca. Pili szybko ciep³± kawê, bo dzieñ by³ ch³odny
i wilgotny, nikt nie mia³ ochoty siedzieæ d³ugo na mokrej darni. Kiedy
wstawali od sto³u, Felek wsun±³ rêkê do kieszeni, co¶ stamt±d wydoby³ i
po³o¿y³ na stole jedn± z drobnych, bia³ych grudek.
- Co to? - zapyta³ Maciek Osa - p³acisz kamykiem za ¶niadanie?
- Taaak - roze¶mia³ siê Felek niewyra¼nie - za czarn± kawê bez ko¿uchów
nale¿y im siê jaka¶ zap³ata,..
Marek obserwowa³ ruchy kolegi. Wsta³, odszed³ razem z innymi, potem wróci³
do sto³u, gdzie zostawi³ poprzednio czapkê. Podniós³ j±, a w drodze
powrotnej wzi±³ co¶ bia³ego w palce, i z u¶miechem schowa³ do kieszeni.
By³a to kreda. Zasiad³ w namiocie do wyznaczonej mu pracy, a równocze¶nie
zastanawia³ si±, gdzie znale¼æ miejsce, na którym da³oby siê co¶ napisaæ
kred±. Czarne Stopy w³a¶nie przebiega³y nad rzekê pobrzêkuj±c kot³ami i
pokrywami. S³ysza³ odleg³y, trochê fa³szywy ¶piew. Chêtnie poszed³by
razem z nimi. Nie tylko dlatego, ¿e s³oñce przedar³o szarzyznê chmur i zaczê³o
przygrzewaæ, ale g³ównie ze wzglêdu na to, ¿e czu³ siê tu pozbawiony
wolno¶ci, zatrzymany, a przynajmniej podejrzany.
Gryz³ o³ówek i rozmy¶la³, jakby siê porozumieæ z Felkiem. Patrzy³ przed
siebie nie przygl±daj±c siê niczemu, gdy nagle blask odbitego promienia s³onecznego
uk³u³ go bole¶nie w oczy. Marek o¶lep³ na sekundê, zaraz jednak zas³oni³
twarz daszkiem d³oni, ¿eby zobaczyæ, kto to jest tak dowcipny i puszcza lusterkiem zaj±czki w g³±b ciemnego namiotu. Znowu. Znowu. Znowu.
By³ w tych b³yskawicach ¶wiat³a rytm. Od razu poznaæ, ¿e to nie b³aha
zabawa. Naturalnie! Przecie¿ to alfabet Morsego! D³ugi, d³ugi,, d³ugi.
O-po-czno. Litera o.
Marek podnosi bia³± kartkê, wysuwa j± w s³oñce przed
wej¶cie do namiotu. Daje znak, ¿e ju¿ odczyta³. B³ysk odbitego promienia
sygnalizuje dalej z krzaków od strony rzeki. /- . ./ d³ugi, krótki, krótki.
Do-li-na. "Od" /- . - ./ d³ugi, krótki, d³ugi, krótki. Czor-na-ho-ra.
Litera c; /- - . ./ d³ugi, d³ugi, krótki, krótki. Z³o-to-li-ty. Litera z;
/- . - -/ d³ugi, krótki, d³ugi, d³ugi. York, Hull, Ox-ford. Litera y. "Odczy";
/ - / d³ugi. Trop. Litera t; /. - / krótki, d³ugi. Azot. Litera a; /o- - -/ krótki,
d³ugi, d³ugi, d³ugi. Jednokonno. Litera j. "Odczytaj". Sygnalizacja
przerywa siê. Marek macha bia³± kartk± na znak, ¿e zrozumia³ i mo¿e
przyjmowaæ dalej.
- Co tak wywijasz papierem? - pyta go przebiegaj±cy kucharz.
- A... tak... b±ki gryz±... bêdzie deszcz. Opêdzam siê, Z krzaków znowu b³yskaj±
sygna³y. Trzeba siê ¶pieszyæ. /. - - ./ Pe-lo-po-nez. Odczytaj PATELNIÊ.
Co to mo¿e znaczyæ? Jak to? Dlaczego mia³bym przeczytaæ druha Patelniê,
zastêpowego Bia³ych Fok? Mo¿e dalszy ci±g sygnalizacji wyja¶ni sprawê.
Marek utkwi³ wzrok w krzakach naprzeciwko, czeka³, ale widocznie ju¿ skoñczono
nadawanie. Odczytaj Patelniê... Gdzie Patelnia jest teraz? Wyszed³ przed
namiot, rozejrza³ siê. Zobaczy³ obozowego weso³ka, Fobusza. Zagadn±³ go:
- Nie wiesz, gdzie Patelnia ze swoim zastêpem?
- Bia³e Foki posz³y do lasu, zbieraj± drzewo - powiedzia³ i zachichota³
nagle - ale patelnia jest w obozie, le¿y tu w paprociach przed kuchni±...
Dumny ze swojego niezawodnego poczucia humoru Fo-busz odszed³, a Marek mimo
woli spojrza³ w stronê kuchni. Miêdzy kitkami paproci b³yszcza³o dno
aluminiowej patelni. Spostrzeg³ na niej bia³e kreski pisanych kred± liter.
Zbli¿y³ siê. Przeczyta³:
Cezetekaaem peerzety kaerzetywuejot
beerzetozetie.
Cofn±³ siê w porê, bo w³a¶nie szed³ dru¿ynowy.
Marek ukryty w namiocie obserwowa³. Andrzej Wróbel stan±³ blisko patelni,
ale nie zwraca³ na ni± uwagi. Zawo³a³ kucharza i swoim dono¶nym g³osem
ustala³ z nim, co trzeba dzi¶ kupiæ w Kielcach. Po d³u¿szej rozmowie odwróci³
siê, zajrza³ do Marka i poszed³ wielkimi krokami drog± prowadz±c± w dó³
ku rzece.
Marek odetchn±³. By³a chwila, kiedy ba³ siê, ¿eby napis nie obudzi³
podejrzeñ w dru¿ynowym. Ale nie. Patelnia wygl±da³a tak niewinnie! Litery na
niej mog³y pochodziæ jeszcze ze sklepu, gdzie sprzedawca poznaczy³ j± kred±,
zgodnie z zasadami dobrego, troskliwego kupca.
Gdy smuk³a sylwetka Wróbla zniknê³a za pochy³o¶ci± wzgórza, Marek
wyskoczy³ szybko. Pobieg³ w kierunku "landryny". Jak na z³o¶æ
obo¼ny depta³ mu po piêtach i krêci³ siê w pobli¿u miêdzy drzewami.
Marek udawa³, ¿e go nie spostrzega, musia³ jednak ostatecznie wróciæ do
swoich zajêæ. Doko³a namiotu nie by³o nikogo. Star³ litery z patelni,
wydoby³ kredê. Napisa³:
Teo gieoerzetejot ceoe¶ wu±eszet±.
Po pewnym czasie zauwa¿y³, ¿e dziwnym zbiegiem okoliczno¶ci dru¿ynowy jest
znowu blisko patelni.
- Przypominam o wycieczce - mówi³ do kucharza - trzeba przygotowaæ dla ka¿dego
zastêpu suchy prowiant.
Marek zerkn±³ w stronê paproci.
Spokojna g³owa! - powiedzia³ sobie - le¿y, to le¿y. Kto by tam zwraca³ uwagê!
Istotnie. Srebrzysty brzuch patelni ledwo by³ widoczny pomiêdzy zielonymi li¶æmi.
SPIS
GIER