80

Trochę ciekawostek – na weekend (czego to ludzie nie wymyślą ...


Jêzyk polski:
 
 Henryk Sienkiewicz “Potop”






 
Po rozmowie z Sakowiczem ksi±¿ê Bogus³aw uda³ siê nazajutrz po po³udniu wprost do miecznika rosieñskiego.
- Panie mieczniku dobrodzieju ! - rzek³ na wstêpie - zawini³em ciê¿ko ostatnim razem, bom siê uniós³ we w³asnym domu. Mea culpa... i tym wiêksza, ¿em ten afront uczyni³ cz³owiekowi z rodu od wieków zaprzyja¼nionego z Radziwi³³ami. Ale przychodzê b³agaæ o przebaczenie. Niech szczere przyznanie waszmo¶ci panu za satysfakcjê, mnie za pokutê wystarczy. Waszmo¶æ znasz od dawna Radziwi³³ów, wiesz, ¿e¶my do przeprosin nieskorzy; wszelako, ¿em to wiekowi i powadze uchybi³, pierwszy nie bacz±c, ktom jest, przychodzê z powinn± g³ow±. A ju¿ te¿, stary przyjacielu naszego domu, d³oni mi, wierzê, nie umkniesz!
To rzek³szy wyci±gn±³ rêkê, a miecznik, w którego duszy pierwszy impet ju¿ przeszed³, nie ¶mia³ mu swej odmówiæ, choæ poda³ j± oci±gaj±c siê, i rzek³:
- Wasza ksi±¿êca mo¶æ, wróæ nam wolno¶æ, a to bêdzie najlepsza kontentacja.
- Jeste¶cie wolni i mo¿ecie jechaæ, choæby dzi¶.
- Dziêkujê waszej ksi±¿êcej mo¶ci - odrzek³ zdziwiony miecznik.
- Jedn± tylko stawiê kondycjê, której, daj Bóg, ¿eby¶ nie odrzuci³.
- Jak±¿ to? - spyta³ z obaw± miecznik.
- A¿eby¶ chcia³ wys³uchaæ cierpliwie tego, coæ powiem.
- Je¿eli tak, tedy bêdê s³ucha³, chocia¿by do wieczora.
- Nie dawaj mi zaraz responsu, jeno siê namy¶l godzinê albo i dwie.
- Bóg widzi, ¿e by³em wolno¶æ odzyska³, pragnê zgody.
- Wolno¶æ waæpan dobrodziej odzyszczesz, nie wiem tylko, czy korzystaæ z niej zechcesz i czy ci pilno bêdzie opu¶ciæ moje progi. Rad bym, ¿eby¶ mój dom i ca³e Taurogi za swoje uwa¿a³, ale teraz s³uchaj. Czy wiesz waszmo¶æ, mój drobrodzieju, dlaczegom siê sprzeciwia³ wyjazdowi panny Billewiczówny? Oto dlatego, ¿em odgad³, i¿ uciec po prostu chcecie, a ja takem siê w synowicy waszmo¶cinej rozkocha³, i¿ byle j± widzieæ, Hellespont bym co dzieñ przep³ywaæ gotów jako ów Leander dla Hery...
Miecznik poczerwienia³ na nowo w jednej chwili.
-- Mnie to wasza ksi±¿êca mo¶æ ¶miesz mówiæ?...
- W³a¶nie waszmo¶ci, mój szczególniejszy dobrodzieju.
- Mo¶ci ksi±¿ê! Szukaj fortuny u dworek, a szlacheckiej dziewki nie tykaj, boæ zasiê! Mo¿esz j± wiêziæ, mo¿esz do sklepu zamkn±æ, ale ci jej pohañbiæ nie wolno !
- Pohañbiæ nie wolno - odrzek³ ksi±¿ê - ale wolno pok³oniæ siê staremu Billewiczowi i rzec mu: S³uchajcie, ojcze! dajcie mi swoj± synowicê za ¿onê, bo mi ¿yæ bez niej nijak.
Miecznik tak zdumia³, ¿e s³owa przemówiæ nie móg³, przez czas jaki¶ tylko w±sami rusza³, a oczy wysz³y mu na wierzch; potem j±³ je sobie piê¶ciami przecieraæ i spogl±daæ to na ksiêcia, to woko³o po komnacie, wreszcie rzek³:
-- We ¶nieli czy na jawie?
- Nie ¶pisz, dobrodzieju, nie ¶pisz, a ¿eby¶ siê jeszcze lepiej przekona³, toæ powtórzê cum omnibus titulis: Ja, Bogus³aw ksi±¿ê Radziwi³³, koniuszy Wielkiego Ksiêstwa Litewskiego, proszê ciebie, Tomasza Billewicza, miecznika rosieñskiego, o rêkê synowicy twej, panny ³owczanki Aleksandry.
- Jak¿e to? Dla Boga ! czy¶ wasza ksi±¿êca mo¶æ rozwa¿y³?
- Ja rozwa¿y³em, teraz ty rozwa¿, dobrodzieju, czyli kawaler godzien
panny...
- Bo ze zdziwienia dech mi zapar³o...
- Poznaj, czylim mia³ jakowe niecnotliwe intencje...
- I wasza ksi±¿êca mo¶æ nie zwa¿a³by¶ na stan nasz chudopacholski?
- Tacy¿ to Billewicze tani, tak¿e to klejnot wasz szlachecki i staro¿ytno¶æ rodu cenisz? Zali to Billewicz mówi?
- Mo¶ci ksi±¿ê, wiem, ¿e pocz±tków rodu naszego w Rzymie staro¿ytnym szukaæ nale¿y, ale...
- Ale - przerwa³ ksi±¿ê - hetmanów ni kanclerzy nie macie. Nic to! elektorami wszak¿e jeste¶cie, jako mój wuj brandenburski. Skoro w naszej Rzeczypospolitej szlachcic królem obran byæ mo¿e, to nie masz za wysokich progów na jego nogi. Ja, mój mieczniku, a da Bóg, mój stryjaszku, rodzê siê z ksiê¿niczki brandenburskiej, ojciec mój z Ostrogskiej, ale dziad, wielkiej pamiêci Krzysztof Pierwszy, ten, którego Piorunem zwali, hetman wielki, kanclerz i wojewoda wileñski, ¿onaty by³ primo votoz Sobkówn±; a dlatego mitra mu z g³owy nie spad³a, bo Sobkówna by³a szlachcianka, tak zacnie urodzona jak i inne. Za to gdy nieboszczyk rodzic z elektorówn± siê ¿eni³, to wydziwiano, ¿e na godno¶æ nie pamiêta, chocia¿ z panuj±cym domem siê ³±czy³. Taka u was diabla szlachecka pycha. No, dobrodzieju, przyznaj, ¿e nie my¶lisz, ¿eby Sobek od Billewicza by³ lepszy? No?...
Tak mówi±c pocz±³ ksi±¿ê klepaæ z wielk± poufa³o¶ci± pana miecznika po ³opatce, a szlachcic zmiêk³ jak wosk i odrzek³:
- Bóg waszej ksi±¿êcej mo¶ci zap³aæ za zacne intencje... Ciê¿ar spada z serca! Ej, mo¶ci ksi±¿ê, ¿eby jeszcze nie ró¿nica wiary!...
- Ksi±dz katolicki bêdzie ¶lub dawa³, innego ja sam nie chcê.
- Ca³e ¿ycie bêdziem za to wdziêczni, bo tu chodzi o b³ogos³awieñstwo bo¿e, którego pewnie by Pan Jezus umkn±³, gdyby jaki paskudnik...
Tu ugryz³ siê w jêzyk pan miecznik, bo zmiarkowa³, ¿e nieprzyjemn± dla ksiêcia rzecz chcia³ powiedzieæ, lecz Bogus³aw ani zauwa¿y³, owszem, u¶miechn±³ siê ³askawie i doda³:
- I co do potomstwa nie bêdê siê upiera³, bo nie masz takiej rzeczy, której bym dla tej waszej ¶liczno¶ci nie uczyni³...
Miecznika twarz rozja¶ni³a siê, jakby na ni± promienie s³oñca pad³y.
- Ju¿ te¿ Bóg tej b³a¼nicy nie posk±pi³ urody... Prawda jest!
Bogus³aw znów poklepa³ go po ramieniu i pochyliwszy siê szlachcicowi do ucha, pocz±³ szeptaæ:
- A ¿e pierwszy bêdzie ch³opak, to ja rêczê, i malowanie, nie ch³opak!
- Chi! chi!..
- Bo nie mo¿e inny byæ z Billewiczówny.
- Z Billewiczówny za Radziwi³³em - doda³ miecznik rozkoszuj±c siê po³±czeniem tych nazwisk. - Chi! chi! Ot, bêdzie huczek na ca³ej ¯mudzi... A co panowie Siciñscy, nasi nieprzyjaciele, powiedz±, gdy Billewicze tak wyrosn±? Wszak¿e to oni nawet starego pu³kownika nie zostawili w spokoju-choæ to by³ m±¿ rzymskiego pokroju, od ca³ej Rzeczypospolitej uwielbiany.
- Wy¶æigamy ich ze ¯mudzi, mo¶ci mieczniku!
- Bo¿e wielki, Bo¿e mi³osierny, niezbadane s± wyroki Twoje, ale je¿eli w wyrokach Twoich le¿y, aby panowie Siciñscy popêkali z inwidii... B±d¼ wola Twoja!
- Amen! - dorzuci³ Bogus³aw.
- Mo¶ci ksi±¿ê! nie bierz¿e za z³e, i¿ siê w godno¶æ nie obwijam, jako przystoi temu, którego o dziewkê prosz±, i ¿e zbyt jawnie rado¶æ okazujê... Lecz owo ¿yli¶my w strapieniu, nie wiedz±c, co nas czeka, i wszystko najgorzej sobie t³umacz±c. Przysz³o do tego, ¿e¶my i wasz± ksi±¿êc± mo¶æ ¼le s±dzili, a¿ naraz pokazuje siê, ¿e strachy i pos±dzenia by³y nies³uszne i ¿e pierwszemu uwielbieniu folgê daæ mo¿na. To, mówiê waszej ksi±¿êcej mo¶ci, jakoby kto brzemiê z ramion zdj±³...
- Zali i panna Aleksandra tak mnie s±dzi³a?
- Ona? Choæbym Cyceronem by³, jeszcze bym jej poprzedniej admiracji dla waszej ksi±¿êcej mo¶ci godnie opisaæ nie umia³... Tak my¶lê, ¿e cnota w niej jeno i przyrodzona jakowa¶ nie¶mia³o¶æ afektom sta³a na przeszkodzie. Ale gdy siê dowie o szczerych waszej ksi±¿êcej mo¶ci intencjach, tedy jestem pewien, ¿e sercu zaraz cugli popu¶ci, a ono brykn±æ na pastwisko mi³o¶ci z najwiêkszym impetem nie omieszka.
- Cyceron by tego ozdobniej nie umia³ wyraziæ! - odrzek³ Bogus³aw.
- Bo przy szczê¶ciu i wymowa siê znajdzie. Lecz skoro wasza ksi±¿êca mo¶æ tak wdziêcznie wszystkiego, co prawiê, s³uchaæ raczysz, tedy ju¿ do ostatka bêdê szczery.
- B±d¼ szczery, panie mieczniku...
- Bo choæ to dziewka m³oda, ale hic mulier i przy mêskim zgo³a umy¶le, dziw, jak charakterna. Tam, gdzie niejeden by do¶wiadczony cz³ek siê zawaha³, ona ani siê namy¶li. Co z³e, to na lewo, co dobre, na prawo... a sama te¿ na prawo. S³odkie to niby, a jak raz sobie drogê obierze, chocia¿by armaty, na nic! bo ju¿ nie zboczy. W dziada i we mnie siê wda³a, ojciec by³ ¿o³nierz zawo³any, ale cz³ek miêkki... matka zasiê, Wojni³³owiczówna de domo, cioteczna siostra Kulwiecówny, tak¿e by³a charakterna.
- Rad to s³yszê, mo¶ci mieczniku!
- Owó¿ nie uwierzysz, mo¶ci ksi±¿ê, jakie to licho na Szwedów, ba! Na wszystkich nieprzyjació³ Rzeczypospolitej zawziête. Gdyby kogo¶ o zdradê, choæby najmniejsz±, pos±dza³a, ju¿ by abominacjê nieprzezwyciê¿on± do niego czu³a, choæby to anio³ by³, nie cz³owiek... Wasza ksi±¿êca mo¶æ! wybacz staremu, który ojcem twoim móg³by z wieku, je¶li nie z godno¶ci byæ: porzuæ Szweda... To¿ to gorszy Tatara ojczyzny ciemiêzca! Rusz przeciw takim synom swoje wojska, a nie tylko ja, aIe i ona poci±gnie z tob± w pole! Wybaczaj, wasza ksi±¿êca mo¶æ, wybaczaj!... Ot! powiedzia³em, com my¶la³!
Bogus³aw przemóg³ siê po chwili milczenia i tak mówiæ pocz±³:
- Panie mieczniku dobrodzieju ! Godzi³o siê wam wczoraj jeszcze przypuszczaæ, ale dzi¶ ju¿ siê nie godzi, ¿e wam chcê jeno piaskiem w oczy rzuciæ, mówi±c, i¿ po stronie króla i ojczyzny stojê. Owó¿ pod przysiêg±, jako krewnemu, powtarzam, ¿e com o pokoju i o jego kondycjach rzek³, to by³a szczera prawda. Wola³bym i ja ruszyæ w pole, bo mnie do tego natura ci±gnie, ale ¿em widzia³, i¿ nie w tym ratunek, z czystej mi³o¶ci musia³em siê innego sposobu chwyciæ... I to mogê rzec, i¿em nies³ychanej rzeczy dokaza³, bo ¿eby po straconej wojnie taki pokój zawrzeæ, aby zwyciêska potêga sz³a jeszcze na s³u¿bê zwyciê¿onej, tego by siê sam najchytrzejszy z ludzi Mazarin nie powstydzi³... Nie panna Aleksandra jedna, ale i ja na równi z ni± odium do nieprzyjació³ czujê. Co jednak czyniæ? jako tê ojczyznê ratowaæ? nec Hercules contra plures! Wiêc pomy¶la³em sobie tak: “Miast zgin±æ, co by³oby i ³atwiej, i pocieszniej, trzeba j± ratowaæ.” A i¿em siê w sprawach tego rodzaju u wielkich statystów æwiczy³, ¿em to elektora krewny i u Szwedów, za przyczyn± brata Janusza, dobrze widziany, wnet pocz±³em rokowania, a jaki by³ ich cursus i dla Rzeczypospolitej po¿ytek, to ju¿ waszmo¶æ wiesz: koniec wojny, uwolnienie spod opresji katolickiej waszej wiary, ko¶cio³ów, duchowieñstwa, stanu szlacheckiego, pospólstwa, pomoc szwedzka na wojnê moskiewsk± i kozack±, a bogdaj rozszerzenie granic...Za to za¶ wszystko to jedno ustêpstwo, ¿e Carolus po Kazimierzu królem ma zostaæ. Kto wiêcej w tych czasach dla ojczyzny uczyni³, niech mi stanie do oczu!
- Prawda jest... ¶lepy by zobaczy³... jeno stanowi szlacheckiemu okrutnie markotno bêdzie, ¿e wolna elekcja ustanie.
- A co wa¿niejsze, elekcja czy ojczyzna?
- Wszystko jedno, mo¶ci ksi±¿ê, boæ to kardynalny fundament Rzeczypospolitej... A có¿ jest ojczyzna, je¿eli nie zbiór praw, przywilejów i wolno¶ci, stanowi szlacheckiemu przys³uguj±cych?... Pana i pod obcym panowaniem znale¼æ mo¿na.
Gniew i nuda przelecia³y b³yskawic± po obliczu Bogus³awa.
- Carolus - rzek³ - podpisze pacta conventa, jako i poprzednicy podpisywali, a po jego ¶mierci obierzem sobie, kogo zechcem... choæby tego Radziwi³³a, który siê z Billewiczówny narodzi.
Miecznik sta³ przez chwilê jakoby ol¶niony t± my¶l±, na koniec podniós³ rêkê w górê i zakrzykn±³ z wielkim zapa³em:
- Consentior!..
- Tak i ja my¶lê, ¿e siê wa¶æ zgadzasz, choæby potem tron dziedziczny w naszej rodzinie mia³ zostaæ - rzek³ ze z³o¶liwym u¶miechem ksi±¿ê.- Tacy¶cie wszyscy!... Ale to rzecz pó¼niejsza. Tymczasem trzeba, ¿eby uk³ady do skutku dosz³y... Rozumiesz waszmo¶æ, panie stryjcu? - Trzeba, jako ¿ywo trzeba! - powtórzy³ z g³êbokim przekonaniem miecznik.
- Doj¶æ za¶ mog± dlatego, ¿e wdziêcznym jestem jego szwedzkiemu majestatowi po¶rednikiem, a wiesz, waszmo¶æ, z jakowych przyczyn?... Oto, Carolus ma jedn± siostrê za de la Gardie, a drug±, ksiê¿niczkê biponck±, jeszcze pann±, i tê chce za mnie wydaæ, aby siê z domem naszym skoligaciæ i gotow± partiê mieæ na Litwie. St±d jego dla mnie powolno¶æ, do której go i wuj elektor nak³ania.
- Jak¿e to? - spyta³ zaniepokojony miecznik.
- Tak, mo¶ci mieczniku, ¿e za waszego go³±bka odda³bym wszystkie ksiê¿niczki biponckie, razem z ksiêstwem nie tylko Dwóch, ale i wszystkich na ¶wiecie Mostów. Jeno mi dra¿niæ szwedzkiej bestii nie wypada, za czym udajê powolne dla ich rokowañ ucho; ale niech jeno traktat podpisz±, zobaczymy!
--- Ba! to gotowi nie podpisaæ, gdy siê dowiedz±, ¿e¶ siê wasza ksi±¿êca mo¶æ o¿eni³?
- Mo¶ci mieczniku - rzek³ z powag± ksi±¿ê- pos±dzi³e¶ mnie o nieszczero¶æ dla ojczyzny... Ja za¶, jako prawy obywatel, pytam ciê teraz: mamli prawo dla swej prywaty dobro Rzeczypospolitej po¶wiêciæ?
Pan Tomasz s³ucha³.
- Wiêc co bêdzie?
- Pomy¶l sam waszmo¶æ: co ma byæ?
- Dla Boga, widzê ju¿, ¿e ¶lub musi byæ od³o¿ony, a przys³owie mówi: “Co siê odwlecze, to i uciecze.”
- Ja serca nie zmieniê, bom na ca³e ¿ycie pokocha³, a i to trzeba waszmo¶ci wiedzieæ, ¿e wierno¶ci± sam± cierpliw± Penelopê móg³bym zawstydziæ.
Miecznik przel±k³ siê jeszcze bardziej, bo w³a¶nie ca³kiem przeciwne o wierno¶ci ksi±¿êcej mia³ mniemanie, które i reputacja powszechna potwierdza³a, ksi±¿ê za¶ jakby na dobitkê doda³:
- Ale masz wasza mo¶æ s³uszno¶æ, ¿e jutra swego nikt nie pewien: mogê zachorzeæ, ba ! nawet zbiera mi siê na jakow±¶ ob³o¿nicê, bom wczoraj tak zdrêtwia³, ¿e mnie ledwie Sakowicz odratowa³; mogê umrzeæ, zgin±æ na wyprawie przeciwko Sapie¿e, a co bêdzie mitrêgi, molestowañ, zmartwieñ, tego by na wo³owej skórze nie spisa³.
- Na rany boskie, rad¼ mo¶ci ksi±¿ê!
- Co ja poradzê? - odrzek³ ze smutkiem ksi±¿ê - chocia¿ sam bym rad, a¿eby klamka jak najprêdzej zapad³a.
Otó¿, ¿eby zapad³a... Wzi±¶æ ¶lub, a potem co bêdzie, to bêdzie...
Bogus³aw zerwa³ siê na równe nogi.
- Na ¶wiêt± Ewangeliê! Waszmo¶æ ze swoim rozumem kanclerzem litewskim powinien by¶ zostaæ. Przez trzy dni inny by tego nie wymy¶li³, co waszmo¶ci od razu do g³owy przysz³o! Tak jest! tak! wzi±¶æ ¶lub i cicho siedzieæ. To g³owa! Ja i tak za dwa dni na Sapiehê ruszam, bo mus! Przez ten czas przej¶cie tajemne do komnatki panieñskiej siê urz±dzi, a potem w drogê! To g³owa statysty! Dwóch albo trzech konfidentów do tajemnicy przypu¶cim i za ¶wiadków we¼miem, aby ¶lub odby³ siê formaliter. Intercyzê spiszem, wiano ubezpieczym, do którego zapis do³±czê, i do czasu-sza! Mieczniku dobrodzieju! dziêkujê z serca, dziêkujê! Pójd¼ w moje objêcia, stryjcu, bo tobie najlepsz± radê zawdziêczam. Nie ja bêdê protestowa³! Pójd¼ w moje objêcia, a potem do mojej ¶liczno¶ci... Bêdê odpowiedzi jej czeka³, jako na wêglach! Tymczasem za¶ Sakowicza po ksiêdza wyprawiê! B±d¼ zdrów, ojczyku, a da Bóg, wkrótce i dziadku Radziwi³³a !
To rzek³szy ksi±¿ê wypu¶ci³ zdumionego szlachcica z objêcia i wypad³ z komnaty.
- Dla Boga! - rzek³ do siebie och³on±wszy miecznik. - Da³em tak± rozumn± radê, ¿e i Salomon by siê nie powstydzi³, a wola³bym, ¿eby siê bez niej oby³o. Tajemnica tajemnic±... Wszak¿e, ³am g³owê, t³ucz ³bem o ¶cianê, nie mo¿e inaczej byæ... Hm! nie mo¿e inaczej byæ! ¦lepy dojrzy! Bogdaj tych Szwedów mróz ¶cisn±³ i wydusi³ w ostatku!... ¯eby nie owe rokowania, to ¶lub odby³by siê z ceremoniami, jeszcze by ca³a ¯mud¼ siê na weselisko zjecha³a. A tu do w³asnej ¿ony m±¿ musi w woj³okach chodziæ, ¿eby ha³asu nie narobiæ. Tfu, do licha! Nie tak prêdko jeszcze Siciñscy popêkaj±, choæ Bogu chwa³a, ¿e ich to nie minie...
To rzek³szy poszed³ do Oleñki.
Ksi±¿ê tymczasem naradza³ siê w dalszym ci±gu z Sakowiczem.
- Tañcowa³ szlachcic na dwóch ³apach jak nied¼wied¼ - mówi³ Sakowiczowi - ale te¿ mnie wymêczy³! Uf! u¶cisn±³em go za to, a¿ mu ¿ebra zatrzeszcza³y, i trz±s³em nim tak, i¿ my¶la³em, ¿e mu buty razem z wiechciami z nóg zlec±... A com mu powiedzia³: “stryjcu”, to a¿ w oczach pêcznia³, jakby siê ca³± fask± bigosu ud³awi³. Tfu! tfu! poczekaj! Uczyniê ciê stryjcem, ale takich stryjców mam na kopy po ca³ym ¶wiecie... Sakowicz! widzê ju¿, jako ona mnie w swojej komnatce czeka i przyjmuje, oczki zamkn±wszy i r±czêta skrzy¿owawszy... Czekaj i ty! wyca³ujê ja ci te oczki... Sakowicz! we¼miesz do¿ywociem Prudy za Oszmian±!... Kiedy Plaska mo¿e tu stan±æ? - Przed wieczorem! Dziêkujê waszej ksi±¿êcej mo¶ci za Prudy...
- Nic to! Przed wieczorem? to znaczy lada chwila... ¿eby to mo¿na dzi¶ jeszcze, choæby o pó³nocy, ów ¶lub wzi±¶æ... Masz gotow± intercyzê?
- Mam. Hojny by³em w imieniu waszej ksi±¿êcej mo¶ci. Bir¿e pannie opraw± zapisa³em... Bêdzie miecznik wy³ jak pies, gdy mu siê to potem odbierze.
- Posiedzi w lochu, to siê uspokoi.
- Nie trzeba i tego. Jak ¶lub poka¿e siê niewa¿ny, to i wszystko niewa¿ne. A nie mówi³em waszej ksi±¿êcej mo¶ci, ¿e siê zgodz±?
- Nie czyni³ najmniejszych trudno¶ci... Ciekawym, co ona powie... Jako¶ go nie widaæ!
- Padli sobie w ramiona i z rozczulenia p³acz±, a b³ogos³awi± wasz± ksi±¿êc± mo¶æ, a nad dobroci± i urod± siê unosz±.
- Nie wiem, czyli nad urod±, bo jako¶ mizernie wygl±dam. Ci±glem niezdrów i bojê siê, ¿eby ona wczorajsza zdrêtwia³o¶æ znów nie przysz³a.
- Ej, byle¶ wasza ksi±¿êca mo¶æ ciep³a za¿ywa³...
Ksi±¿ê ju¿ sta³ przed zwierciad³em.
- Oczy mam podsinia³e i kiep Fouret brwi mi dzi¶ krzywo uczerni³. Patrz, czy nie krzywo? Ka¿ê mu palce wkrêciæ w kurek od muszkietu, a ma³pê zrobiê moim kamerdynerem. Co to jest, ¿e miecznika nie ma?... Chcia³bym ju¿ do panny! Przecie poca³owaæ siê przed ¶lubem pozwoli... poca³owaæ... posmakowaæ!... Jak prêdko siê dzi¶ ¶ciemnia... Na Plaskê, je¶liby siê wzdraga³, trzeba obc±¿ki do ognia wsadziæ...
- Plaska nie bêdzie siê wzdraga³, to szelma spod ciemnej gwiazdy!
- I ¶lub da po szelmowsku.
- Szelma szelmê po szelmowsku o¿eni.
Ksi±¿ê wpad³ w dobry humor.
- Gdzie rajfur dru¿b±, nie mo¿e byæ innego ¶lubu.
Na chwilê umilkli i poczêli siê ¶miaæ obaj, ale rzechotanie ich dziwnie z³owrogo rozlega³o siê po ciemnej izbie. Noc zapada³a coraz g³êbsza.
Ksi±¿ê pocz±³ chodziæ po pokoju, stukaj±c g³o¶no czekanikiem, którym podpiera³ siê silnie, bo od ostatniego odrêtwienia nogi mu jeszcze niezbyt s³u¿y³y.
Wtem pacho³kowie wnie¶li kandelabry ze ¶wiecami i wyszli, lecz pêd powietrza pochyli³ p³omienie ¶wiec tak, i¿ d³ugo nie mog³y siê paliæ prosto, topiac tymczasem obficie wosk.
- Patrz, jak siê ¶wiece pal± - rzek³ ksi±¿ê. - Có¿ st±d wró¿ysz?
- ¯e jedna cnota stopi siê dzi¶ jak wosk.
- Dziw, jak d³ugo trwa to chybotanie.
- Mo¿e dusza starego Billewicza przelatuje nad p³omieniami.
- G³upi¶! - rzek³ porywczo ksi±¿ê Bogus³aw - ogromnie¶ g³upi! A wybra³ te¿ sobie porê do mówienia o duchach!
Nasta³a chwila milczenia.
- W Anglii powiadaj± - ozwa³ siê ksi±¿ê - ¿e jak duch jakowy jest w izbie, to ka¿da ¶wieca bêdzie ci siê paliæ b³êkitno, a te, patrz! p³on± ¿ó³to, jak zwykle.
- Furda!... - rzek³ Sakowicz. - W Moskwie s± ludzie...
- Cicho no!... - przerwa³ Bogus³aw. - Miecznik nadchodzi... Nie! To wiatr porusza okiennic±. Diabli nadali tê ciotkê dziewczyny... Kulwiec-Hippocentaurówna! S³ysza³ kto o czym¶ podobnym? Ale te¿ i wygl±da na Chimerê.
- Chcesz wasza ksi±¿êca mo¶æ, to siê z ni± o¿eniê. Nie bêdzie zawadzaæ. Plaska nas zlutuje na poczekaniu.
- Dobrze. Dam jej jaworow± ³opatê na prezent ¶lubny, a tobie latarniê, ¿eby¶ jej mia³ czym ¶wieciæ.
- Ale bêdê twoim wujaszkiem... Bogusiu...
- Pamiêtaj na Kastora! - odpar³ ksi±¿ê.
- Nie g³ad¼ Kastora, mój Polluksie, pod w³os, bo mo¿e ugry¼æ!
Dalsz± rozmowê przerwa³o wej¶cie miecznika i panny Kulwiecówny. Ksi±¿ê post±pi³ ku nim ¿ywo, podpieraj±c siê czekanikiem. Sakowicz wsta³.
- A co? mo¿na do Oleñki? - spyta³ ksi±¿ê.
Lecz miecznik tylko rêce roz³o¿y³, a g³owê spu¶ci³ na piersi.
- Mo¶ci ksi±¿ê! Synowica moja powiada, ¿e jej testament pu³kownika Billewicza zakazuje losem swym rozporz±dzaæ, a gdyby nawet nie zakazywa³, tedyby za wasz± ksi±¿êc± mo¶æ, nie maj±c do niej serca, nie wysz³a.
- Sakowicz! s³yszysz? - ozwa³ siê strasznym g³osem Bogus³aw.
- O tym testamencie i ja wiedzia³em - mówi³ miecznik - alem w pierwszej chwili nie uwa¿a³ go za niezwalczone impedimentum.
- Drwiê sobie z waszych szlacheckich testamentów! - rzek³ ksi±¿ê.- Plwam na wasze szlacheckie testamenta! rozumiesz!...
- Ale my nie drwim! - odpar³ zaperzony pan Tomasz - a wedle testamentu wolno dziewce albo do klasztoru, albo za Kmicica.
- Za kogo, szerepetko? za Kmicica?... Poka¿ê ja wam Kmiciców!... nauczê was!..
- Kogo to, mo¶ci ksi±¿ê, szerepetk± nazywasz! Billewicza?
I miecznik za bok siê pochwyci³ w furii najwiêkszej, lecz Bogus³aw w jednej chwili trzasn±³ go obuchem w piersi, a¿ w szlachcicu jêk³o i zwali³ siê na ziemiê, sam za¶ kopn±wszy le¿±cego nog±, aby drogê do drzwi otworzyæ, wypad³ bez kapelusza z komnaty.
- Jezus! Maria! Józef! - wo³a³a panna Kulwiecówna.
Lecz Sakowicz chwyci³ j± za ramiê i przy³o¿ywszy jej kind¿a³ do piersi mówi³:
- Cicho, klejnociku, cicho, turkaweczko najmilsza, bo ci twoje s³odkie gard³o poder¿nê jako kulawej kurze. Sied¼ tu spokojnie i nie chod¼ na górê, bo tam siê wesele twej siostrzenicy odprawia.
Lecz w pannie Kulwiecównie p³ynê³a równie¿ krew rycerska wiêc ledwie us³ysza³a s³owa Sakowicza, natychmiast przestrach jej zmieni³ siê w rozpacz i uniesienie.
- £otrze! zbóju! poganinie! - krzyknê³a -zar¿nij mnie, bo bêdê krzyczeæ na ca³± Rzeczpospolitê. Brat zabit, krewna pohañbiona, nie chcê i ja ¿yæ! Bij, zbóju, zar¿nij! Ludzie schod¼cie siê! patrzajcie!...
Dalsze s³owa st³umi³ Sakowicz po³o¿ywszy jej na ustach sw± d³oñ potê¿n±.
- Cicho, krzywa k±dzio³ko! cicho, zwiêd³a ruto! - rzek³ do niej. -Jaæ nie bêdê zarzyna³, po co mam diab³u dawaæ to, co i tak jego, ale ¿eby¶ nie mog³a jako paw krzyczeæ, zanim siê uspokoisz, to ci tw± wdziêczn± buziê w³asn± twoj± chustk± obwi±¿ê, a sam lutniê wezmê i “wzdychanego” ci zagram. Nie mo¿e byæ inaczej, jeno musisz mnie polubiæ.
Tak mówi±c pan starosta oszmiañski z wpraw± prawdziwego rzezimieszka okrêci³ g³owê panny Kulwiecówny chustk±, pasem skrêpowa³ jej w mgnieniu oka rêce, nogi i rzuci³ j± na sofê.
Nastêpnie siad³ przy niej i wyci±gn±wszy siê wygodnie spyta³ tak spokojnie, jak gdyby zwyk³± rozpoczyna³ rozmowê.
- Jak¿e waæpanna my¶lisz? Ja mniemam, ¿e i Bogu¶ równie sobie ³atwo poradzi?
Wtem zerwa³ siê na równe nogi, bo drzwi otworzy³y siê szybko i ukaza³a siê w nich panna Aleksandra.
Twarz mia³a bia³± jak kreda, w³os nieco rozrzucony, brew namarszczon± i zgrozê w oczach.
Ujrzawszy le¿±cego miecznika przyklêk³a nad nim i poczê³a rêk± dotykaæ jego g³owy i piersi.
Miecznik odetchn±³ g³êboko, otworzy³ oczy, podniós³ siê na wpó³ i j±³ rozgl±daæ siê po komnacie, jakby zbudzony ze snu, nastêpnie wspar³szy siê rêk± o ziemiê popróbowa³ wstaæ, co mu siê po chwili przy pomocy panienki uda³o, wiêc doszed³ chwiejnym krokiem do krzes³a i rzuci³ siê w nie.
Oleñka teraz dopiero dostrzeg³a pannê Kulwiecównê le¿±c± na sofie.
- Czy¶ j± wa¶æ zamordowa³? - spyta³a Sakowicza.
- Uchowaj Bo¿e! - odrzek³ starosta oszmiañski.
- Rozkazujêæ rozwi±zaæ!
Tyle by³o mocy w jej g³osie, ¿e Sakowicz nie odrzek³ ani s³owa, jak gdyby rozkaz wyszed³ od samej ksiê¿nej Radziwi³³owej, i pocz±³ rozwi±zywaæ zemdlon± pannê Kulwiecównê.
- A teraz - rzek³a panna - id¼ do twego pana, któren tam le¿y na górze.
- Co siê sta³o? - krzykn±³ oprzytomniawszy Sakowicz. - Waæpanna odpowiesz za niego!
- Nie przed tob±, s³ugo! Precz!
Sakowicz skoczy³ jak opêtany.
 

 
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • strefamiszcza.htw.pl
  • Copyright (c) 2009 TrochÄ™ ciekawostek – na weekend (czego to ludzie nie wymyÅ›lÄ… ... | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.