20

Trochę ciekawostek – na weekend (czego to ludzie nie wymyślą ...











Jean M. Auel     
  Dolina Koni

   
. 20 .    






    Ayla wpatrywa³a siê w mê¿czyznê. Nie mog³a siê od tego
powstrzymaæ, choæ wiedzia³a, ¿e to niegrzeczne. Co prawda, przygl±da³a siê mu,
gdy spa³, ale widzieæ go ca³kowicie przytomnym, by³o czym¶ zupe³nie innym. On
mia³ b³êkitne oczy!
    Wiedzia³a, ¿e jej oczy by³y b³êkitne: to by³a jedna z ró¿nic, o
której czêsto jej przypominano, widzia³a te¿ odbicie swych oczu w stawie. Oczy
ludzi klanu by³y br±zowe. Nigdy nie widzia³a innej osoby, która mia³aby b³êkitne
oczy, do tego o tak silnym odcieniu, ¿e wierzyæ siê nie chcia³o, aby by³y
prawdziwe.
    Te b³êkitne oczy parali¿owa³y j±; nie potraci³a siê poruszyæ,
a¿ w koñcu stwierdzi³a, ¿e dr¿y. Wtedy uprzytomni³a sobie, ¿e patrzy mê¿czy¼nie
prosto w twarz. Zaczerwieni³a siê i zmieszana odwróci³a wzrok. Zachowa³a siê
bardzo niegrzecznie. Kobieta nigdy nie powinna patrzeæ mê¿czy¼nie prosto w
twarz, szczególnie obcemu mê¿czy¼nie.
    Ayla wbi³a wzrok w ziemiê, staraj±c siê odzyskaæ opanowanie. -
Có¿ on sobie musia³ o mnie pomy¶leæ! - Tak dawno ju¿ nie by³a w towarzystwie
innych ludzi, a do tego po raz pierwszy widzia³a jednego z Innych. Chcia³a na
niego patrzeæ. Pragnê³a nasyciæ nim swoje oczy, nasyciæ siê widokiem innej
istoty ludzkiej, i to tak niezwyk³ej. Zarazem jednak bardzo chcia³a zrobiæ na
nim jak najlepsze wra¿enie. Nie mia³a zamiaru ju¿ od samego pocz±tku zra¿aæ go
do siebie niew³a¶ciwym, powodowanym ciekawo¶ci±, zachowaniem.
    - Przepraszam. Nie mia³em zamiaru wprawiaæ ciê w zak³opotanie -
powiedzia³, zastanawiaj±c siê, czy j± urazi³, czy by³a po prostu wstydliwa. Nie
odpowiedzia³a, wówczas u¶miechn±³ siê z lekkim przymusem, zdaj±c sobie sprawê,
¿e przecie¿ mówi³ w jêzyku Zelandonii. Przeszed³ wiêc na Mamutoi, a gdy i to nie
poskutkowa³o, spróbowa³ jêzyka Sharamudoi.
    Ayla rzuca³a mu ukradkowe spojrzenia, jak kobieta czekaj±ca na
znak mê¿czyzny, by podej¶æ. On jednak nie wykona³ ¿adnego gestu, w ka¿dym razie
zrozumia³ego dla niej. Jedynie wypowiada³ s³owa. Ale ¿adne z jego s³ów nie by³o
podobne do d¼wiêków wydawanych przez cz³onków jej klanu. To nie by³y gard³owe
sylaby; jego s³owa zlewa³y siê razem. Nie potrafi³a nawet powiedzieæ, gdzie
jedno siê koñczy³o, a drugie zaczyna³o. Jego g³os mia³ przyjemne brzmienie, by³
g³êboki i dono¶ny, lecz budzi³ w niej niepokój. Gdzie¶ w g³êbi duszy tkwi³o w
niej prze¶wiadczenie, ¿e powinna go rozumieæ.
    Czeka³a na znak od niego, dopóki czekanie nie sta³o siê
krêpuj±ce. Wtedy przypomnia³a sobie swe pierwsze dni spêdzone z klanem, i to jak
Creb musia³ nauczyæ j± poprawnej mowy. Mówi³ jej potem, ¿e potrafi³a jedynie
wydawaæ d¼wiêki i zastanawia³ siê, czy Inni porozumiewaj± siê w ten sposób.
Czy¿by ten mê¿czyzna nie zna³ ¿adnych gestów? Ostatecznie dosz³a do wniosku, ¿e
on nie zamierza porozumiewaæ siê z ni± za pomoc± gestów. Wiedzia³a jednak, ¿e
musi znale¼æ jaki¶ sposób porozumiewania siê z nim, choæby jedynie po to, by
upewniæ siê, czy wzi±³ przygotowane przez ni± lekarstwo.
    Jondalar nie wiedzia³, co pocz±æ. Jego s³owa nie wywo³ywa³y w
niej ¿adnej reakcji. Zastanawia³ siê nawet, czy nie by³a g³ucha, ale przypomnia³
sobie, jak szybko odwróci³a siê w jego stronê, gdy odezwa³ siê po raz pierwszy.
- Co za dziwna kobieta, pomy¶la³ z zak³opotaniem. Ciekaw jestem, gdzie s±
pozostali ludzie. Rozejrza³ siê po ma³ej jaskini i uderzy³ go widok bu³ane]
klaczy i jej gniadego ¼rebaka. Co koñ robi w jaskini? I dlaczego kobieta
pomaga³a mu przy porodzie? Nigdy przedtem nie widzia³ rodz±cej klaczy, nawet na
równinach. Czy¿by ta kobieta mia³a jakie¶ specjalne moce? .~
    Wszystko to zaczyna³o mu przypominaæ sen, choæ nie s±dzi³, aby
spa³. A mo¿e jest jeszcze gorzej. - Mo¿e ona jest doni, która po ciebie
przysz³a, Jondalarze, pomy¶la³, wzdrygaj±c siê z niepewno¶ci±, czy by³a
¿yczliwym mu duchem... je¿eli by³a duchem. Z ulg± spostrzeg³, ¿e z pewnym
wahaniem ruszy³a w kierunku ognia.
    Zachowywa³a siê z nie¶mia³o¶ci±. Porusza³a siê tak, jakby nie
chcia³a, aby j± widzia³; przypomina³a mu...co¶. Odzienie te¿ by³o raczej dziwne.
Zdawa³o siê jedynie kawa³kiem skóry, którym owinê³a cia³o i przewi±za³a
rzemieniem. Gdzie on widzia³ co¶ podobnego? Nie móg³ sobie przypomnieæ.
    Za to w³osy mia³a u³o¿one w bardzo dziwny sposób. By³y
podzielone na pasma i zaplecione. Widywa³ ju¿ zaplecione w³osy, jednak¿e nigdy w
taki sposób. To nie by³o brzydkie, by³o jedynie niezwyk³e. Po przyjrzeniu siê
jej uzna³, ¿e jest raczej ³adna. Wygl±da³a m³odo - w jej oczach by³o co¶
niewinnego - choæ z tego, co widzia³ pod lu¼nym okryciem, mia³a cia³o dojrza³ej
kobiety. Zdawa³a siê unikaæ jego pytaj±cych spojrzeñ. Dlaczego? - zastanawia³
siê. To go zaczyna³o intrygowaæ - by³a dziwnie tajemnicz± osob±.
    Na widok t³ustego wywaru z miêsa u¶wiadomi³ sobie, ¿e jest
g³odny. Spróbowa³ usi±¶æ, ale poczu³ ostry ból w prawej nodze, a i inne
obra¿enia da³y o sobie znaæ. Ca³y by³ obola³y. Wtedy po raz pierwszy zacz±³ siê
zastanawiaæ nad tym, gdzie jest, i jak siê tu dosta³. Nagle przypomnia³ sobie
Thonolana id±cego do jaru... ryk... i najwiêkszego lwa jaskiniowego, jakiego
kiedykolwiek widzia³.
    - Thonolan! - krzykn±³ i rozejrza³ siê w panice po jaskini. -
Gdzie jest Thonolan? - W jaskini nie by³o nikogo z wyj±tkiem kobiety. ¯o³±dek
odmówi³ mu pos³uszeñstwa. Wiedzia³, ale nie chcia³ w to uwierzyæ. Mo¿e Thonolan
by³ w pobli¿u, w jakiej¶ innej jaskini. Mo¿e kto¶ inny siê nim opiekuje. - Gdzie
jest mój brat? Gdzie jest Thonolan?!
    To s³owo wydawa³o siê Ayli znajome. Powtarza³ je czêsto,
wo³aj±c z trwog± z g³êbin swych snów. Domy¶li³a siê, ¿e pyta³ o swego towarzysza
i pochyli³a g³owê, aby okazaæ szacunek mê¿czy¼nie, który by³ martwy.
    - Gdzie jest mój brat, kobieto? - krzykn±³ Jondalar, ³api±c j±
za ramiona i potrz±saj±c ni±. - Gdzie jest Thonolan?
    Ayla by³a zaskoczona jego wybuchem. Dono¶no¶æ jego g³osu,
gniew, zawód, niekontrolowane emocje, które s³ysza³a w jego g³osie i widzia³a w
jego zachowaniu, wszystko to wprawia³o j± w zak³opotanie. Mê¿czy¼ni jej klanu
nigdy nie okazywali tak otwarcie swych uczuæ. Mogli prze¿ywaæ równie silnie, ale
opanowanie by³o miar± mêsko¶ci.
    Z jego oczu bi³ smutek. Z napiêcia pleców i zaci¶niêtych szczêk
mog³a wyczytaæ, i¿ walczy z prawd±, któr± zna³, lecz nie chcia³ zaakceptowaæ.
Ludzie, w¶ród których siê wychowa³a, porozumiewali siê z sob± nie tylko gestami
r±k. Pozycja, postawa, wyraz twarzy - wszystko to wzbogaca³o ich s³ownictwo.
Drgnienie miê¶ni potrafi³o ujawniæ niuanse. Ayla by³a przyzwyczajona do
odczytywania jêzyka cia³a, a rozpacz z powodu utraty ukochanej osoby we
wszystkich jêzykach wyra¿a³a siê podobnie.
    W jej oczach równie¿ odbija³y siê jej uczucia, sympatia i
smutek. Pokrêci³a g³ow± i ponownie j± pochyli³a. Jondalar nie móg³ ju¿ d³u¿ej
odrzucaæ znanej sobie prawdy. Pu¶ci³ Aylê i osun±³ siê na pos³anie.
    - Thonolan... Thonolan... dlaczego musia³e¶ wci±¿ i¶æ do
przodu? O Doni, dlaczego? Dlaczego zabra³a¶ mego brata? - zawo³a³ pe³nym
napiêcia g³osem. Próbowa³ stawiæ czo³o przygniataj±cej pustce, skupiaj±c siê na
w³asnym bólu, ale nigdy nie dozna³ uczucia tak g³êbokiej rozpaczy. - Dlaczego
musia³a¶ go zabraæ i zostawiæ mnie samego? Wiesz przecie¿, ¿e by³ jedyn± osob±,
jak± kiedykolwiek... kocha³em. Wielka Matko... By³ moim bratem... Thonolan...
Thonolan...
    Ayla rozumia³a smutek. Nie szczêdzono go jej w przesz³o¶ci.
Razem z nim bola³a nad jego strat± i pragnê³a go pocieszyæ. Nie wiedzia³a, jakim
sposobem znalaz³ siê w jej ramionach. Tuli³a go i ko³ysa³a, gdy tymczasem on
powtarza³ pe³nym bole¶ci g³osem imiê brata. Nie zna³ tej kobiety, ale ona mu
wspó³czu³a. Dostrzega³a jego potrzebê i odpowiedzia³a na ni±.
    Przytuli³ siê do niej. Z coraz wiêkszym trudem móg³ siê
opanowaæ, czu³ rosn±c±, nieodpart± potrzebê zrzucenia z siebie tego bolesnego
ciê¿aru i podobnie jak moce uwiêzione w wulkanie, których nie sposób
powstrzymaæ, gdy je raz uwolniæ, wybuchn±³ g³o¶nym szlochem, który wstrz±sn±³
ca³ym jego cia³em. Zanosi³ siê od p³aczu, z trudem ³api±c oddech.
    Nie pozwoli³ sobie na podobny wybuch od czasów dzieciñstwa,
Krêpowa³o go i by³o obce jego naturze ujawnianie swych najg³êbszych uczuæ. By³y
zbyt przyt³aczaj±ce, przeto wcze¶nie nauczy³ siê nad nimi panowaæ - ale wybuch
spowodowany ¶mierci± Thonolana ods³oni³ i inne ukryte g³êboko bolesne
wspomnienia.
    Serenio mia³a racjê, wiêkszo¶æ ludzi nie potrafi³a znie¶æ jego
mi³o¶ci. Podobnie by³o z jego gniewem, który raz uwolniony musia³ siê wypaliæ do
koñca. Pewnego razu, gdy by³ jeszcze m³odym ch³opakiem, w przystêpie szalonego
gniewu powa¿nie kogo¶ porani³. Wszystkie jego uczucia mia³y zbyt wielk± moc.
Nawet matka czu³a potrzebê zachowania pomiêdzy nimi dystansu. Z milcz±cym
wspó³czuciem obserwowa³a, jak przyjaciele odsuwali siê od niego, poniewa¿ lgn±³
do nich zbyt zapamiêtale, kocha³ za mocno i oczekiwa³ od nich zbyt wiele.
Podobne cechy widzia³a u swego by³ego partnera, przy którego ognisku Jondalar
przyszed³ na ¶wiat. Jedynie jego m³odszy brat dobrze sobie radzi³ z jego
mi³o¶ci±. Przyjmowa³ j± i ¶miechem roz³adowywa³ zwi±zane z ni± napiêcia.
    W koñcu jednak i matka nie mog³a sobie daæ z nim rady. W ca³ej
jaskini wrza³o. Zdecydowa³a siê wiêc odes³aæ go do Dalanara. I to by³o m±dre
posuniêcie. Jondalar powróci³ nie tylko wyuczony swego rzemios³a. Nauczy³ siê
równie¿ panowaæ nad swymi emocjami. Wyrós³ na wysokiego, muskularnego i
zdumiewaj±co przystojnego mê¿czyznê o niespotykanie b³êkitnych oczach i
nie¶wiadomej charyzmie, która by³a odbiciem jego skrywanych g³êboko uczuæ.
Szczególnie kobiety wyczuwa³y, ¿e drzemie w nim wiêcej uczucia ni¿ chcia³
okazaæ. Nie mog³y siê mu oprzeæ, ale ¿adna nie mog³a go zdobyæ. Nikt nie umia³
siê przebiæ a¿ do jego najg³êbiej skrywanych uczuæ; a on nadal potrafi³ im daæ
wiêcej, ni¿ mogli od niego przyj±æ. Szybko siê nauczy³, jak daleko wolno mu siê
posun±æ, i w jakim stopniu mo¿e anga¿owaæ w³asne uczucia, ale wszystkie te
zwi±zki by³y p³ytkie i nie zaspokaja³y jego uczuciowych potrzeb. Jedyna kobieta,
która sprosta³aby jego oczekiwaniom, poczu³a powo³anie do innego ¿ycia. W ka¿dym
razie i tak by do siebie nie pasowali.
    Smutek odczuwa³ z równ± intensywno¶ci±, jak inne uczucia,
jednak¿e teraz tuli³a go kobieta, która wiedzia³a, co to wielki smutek. Nieraz
traci³a wszystko; nieraz czu³a zimne tchnienie ¶mierci, a mimo to wytrwa³a.
Czu³a, ¿e jego emocjonalny wybuch by³ czym¶ wiêcej ni¿ tylko zwyk³± rozpacz± po
¶mierci bliskiej osoby. Ona to doskonale rozumia³a i czerpi±c z w³asnych
bolesnych do¶wiadczeñ, dawa³a mu ukojenie.
    W koñcu zmêczony szlochem uspokoi³ siê nieco. Wówczas Ayla
spostrzeg³a, ¿e nuci³a cicho, tul±c go do siebie. Kiedy¶ swym nuceniem usypia³a
Ubê, córkê Izy; przygl±da³a siê, jak jej synek zamyka³ oczy na d¼wiêk tej
melodii; tym samym monotonnym zawodzeniem koi³a w³asny smutek i samotno¶æ.
Wyczerpany p³aczem mê¿czyzna zwolni³ swój u¶cisk. Po³o¿y³ siê z g³ow± na bok,
wpatruj±c siê w kamienne ¶ciany jaskini. Odwróci³a mu twarz, aby obmyæ ³zy zimn±
wod±, a on zamkn±³ oczy. Nie chcia³ - a mo¿e nie móg³ - na ni± patrzeæ. Wkrótce
poczu³a, jak napiêcie jego miê¶ni s³abnie i wiedzia³a, ¿e usn±³.
    Ayla posz³a zobaczyæ, jak Whinney radzi sobie ze swym
¼rebakiem, a potem wysz³a na dwór. Czu³a siê równie wyczerpana, jak mê¿czyzna,
choæ zarazem czu³a ulgê. Z odleg³ego krañca skalnego tarasu spogl±da³a na dolinê
i wspomina³a pe³n± lêku i niepokoju jazdê z cz³owiekiem na noszach, swoje gor±ce
pragnienie, aby nie umar³. Niepokoi³a j± ju¿ sama my¶l o tym; bardziej ni¿
kiedykolwiek czu³a, ¿e mê¿czyzna musi ¿yæ. Wróci³a pospiesznie do jaskini i
upewni³a siê, ¿e cz³owiek nadal oddycha³. Zabra³a zimn± zupê do ognia - teraz
jemu bardziej potrzebna by³a strawa innego rodzaju - aby by³a gotowa do podania,
gdy chory siê obudzi, i usiad³a ostro¿nie na skórze obok niego.
    Nie mog³a siê na niego napatrzeæ. Przygl±da³a siê jego twarzy,
jakby chcia³a sobie tym wynagrodziæ wszystkie te lata têsknoty za widokiem
innego cz³owieka. Teraz, kiedy wra¿enie obco¶ci stopniowo siê zaciera³o, zaczê³a
widzieæ jego twarz bardziej jako ca³o¶æ, a nie zbiór poszczególnych cech.
Chcia³a jej dotkn±æ, poci±gn±æ palcem po policzku i brodzie, poczuæ pod palcami
jego delikatne brwi. Nagle uprzytomni³a sobie kolejne zdumiewaj±ce
spostrze¿enie.
    Jego oczy by³y mokre! Ociera³a mu przecie¿ twarz; nadal ma
ramiê wilgotne od jego ³ez. A wiêc to nie tylko ja, pomy¶la³a. Creb nigdy nie
móg³ zrozumieæ, dlaczego moje oczy robi³y siê mokre, gdy by³am smutna - nie
zdarza³o siê to nikomu innemu. Uwa¿a³, ¿e mam s³abe oczy. Ale oczy tego
pogr±¿onego w rozpaczy mê¿czyzny te¿ by³y mokre. Oczy wszystkich Innych musz±
siê robiæ mokre.
    Po ca³onocnym czuwaniu i silnych prze¿yciach w koñcu dopad³o
Aylê zmêczenie. Zasnê³a na skórze obok niego, choæ by³o dopiero popo³udnie.
Jondalar obudzi³ siê o zmierzchu. By³ spragniony i pocz±³ rozgl±daæ siê za czym¶
do picia, nie chc±c budziæ kobiety. S³ysza³ klacz i jej nowo narodzonego
¼rebaka, ale móg³ dostrzec jedynie bu³an± sier¶æ klaczy, która le¿a³a w pobli¿u
¶ciany po drugiej stronie wej¶cia do jaskini.
    Potem spojrza³ na kobietê. Le¿a³a na plecach z twarz± zwrócon±
w drug± stronê. Widzia³ jedynie zarys jej szyi, szczêki i kszta³t nosa.
Przypomnia³ sobie swój wybuch rozpaczy i poczu³ siê trochê za¿enowany. Potem
przypomnia³ sobie, co by³o powodem jego smutku. Ból wype³nia³ wszystkie
zakamarki jego duszy nie pozostawiaj±c miejsca na inne uczucia. Czu³, jak do
oczu nap³ywaj± mu ³zy, i zacisn±³ powieki. Stara³ siê nie my¶leæ o Thonolanie;
stara³ siê w ogóle o niczym nie my¶leæ. Wkrótce mu siê to uda³o, powtórnie
obudzi³ siê dopiero w ¶rodku nocy i wówczas jego jêki obudzi³y równie¿ Aylê.

    By³o ciemno; ogieñ wygas³. Ayla po omacku odnalaz³a drogê do
paleniska, wziê³a hubkê i drzazgi na podpa³kê z miejsca, gdzie trzyma³a swoje
zapasy, a potem krzesiwo.
    Jondalarowi ponownie wzros³a gor±czka, ale by³ przytomny, choæ
przypuszcza³, ¿e musia³ siê trochê zdrzemn±æ. Nie móg³ uwierzyæ, aby kobieta
potrafi³a tak szybko roznieciæ ogieñ. Po przebudzeniu nie widzia³ przecie¿ nawet
¿aru.
    Ayla przynios³a zimnego wywaru z wierzbowej kory, który
wcze¶niej przygotowa³a. Mê¿czyzna uniós³ siê na jednym ³okciu, aby siêgn±æ po
miseczkê, i choæ napój by³ gorzki, wypi³, aby ugasiæ pragnienie. Rozpozna³ smak
- wszyscy zdaj± siê znaæ zastosowanie wierzbowej kory - ale marzy³ o ³yku
czystej wody. Czu³ równie¿ piln± potrzebê opró¿nienia pêcherza, ale nie
wiedzia³, jak jej o tym wszystkim powiedzieæ. Podniós³ miseczkê, w której poda³a
mu napar z kory wierzby, odwróci³ j± do góry dnem, by pokazaæ, ¿e jest pusta, a
potem uniós³ j± do ust.
    Kobieta zrozumia³a natychmiast, przynios³a naczynie z wod±,
nape³ni³a jego miseczkê, a potem zostawi³a naczynie obok niego. Woda, co prawda,
zaspokoi³a jego pragnienie, ale drug± z potrzeb uczyni³a jeszcze pilniejsz±.
Mê¿czyzna pocz±³ siê wierciæ niespokojnie. Jego zachowanie siê uprzytomni³o w
koñcu kobiecie jego potrzebê. Wyci±gnê³a wiêc z ogniska p³on±cy kij i posz³a z
nim w g³±b jaskini, tam, gdzie przechowywa³a wszystkie swoje rzeczy. Szuka³a
pewnego rodzaju pojemnika, ale przy okazji znalaz³a i inne przydatne rzeczy.

    Swego czasu zrobi³a sobie kamienne lampki, ¿³obi±c p³ytkie
wg³êbienie w kamieniu i nalewaj±c do niego stopionego t³uszczu, w którym
umie¶ci³a knot z mchu. Nie u¿ywa³a jednak zbyt czêsto tych kaganków. Ognisko
dostarcza³o zwykle wystarczaj±c± ilo¶æ ¶wiat³a. Podnios³a lampkê, znalaz³a knoty
z mchu, a potem rozejrza³a siê za pêcherzami z zakrzep³ym t³uszczem. Zobaczy³a
le¿±cy za nim pusty pêcherz i równie¿ go zabra³a z sob±.
    Pe³ny pêcherz po³o¿y³a w pobli¿u ognia, aby rozmiêk³, a pusty
zanios³a Jondalarowi - ale nie potrafi³a mu wyt³umaczyæ, w jakim to czyni celu.
Ods³oni³a wylot do nalewania i pokaza³a mu otwór. Jondalar patrzy³ z
zak³opotaniem. Nie by³o innej rady. Ayla odsunê³a przykrycie, ale gdy tylko
wsunê³a mu pomiêdzy nogi otwarte naczynie, mê¿czyzna szybko zrozumia³, o co
chodzi, i wzi±³ od niej pêcherz.
    ¦miesznie siê czu³, le¿±c na plecach, zamiast raczej staæ i
pozwoliæ swemu strumieniowi wartko pop³yn±æ. Ayla spostrzeg³a jego za¿enowanie i
u¶miechaj±c siê do siebie, odesz³a do ogniska nape³niæ lampê. - Nie by³
poprzednio ranny, pomy¶la³a, a przynajmniej nie na tyle powa¿nie, by nie móc
chodziæ. U¶miechnê³a siê z zak³opotaniem, odbieraj±c od niego pe³ny worek, i
wysz³a na dwór opró¿niæ go. Potem odda³a mu go z powrotem, aby móg³ korzystaæ z
niego w razie potrzeby, a nastêpnie skoñczy³a nape³niaæ lampê t³uszczem i
zapali³a knot. Podesz³a z ni± do pos³ania i ods³oni³a jego nogê.
    Pomimo bólu Jondalar spróbowa³ usi±¶æ. Ayla podpar³a go.
Zrozumia³, dlaczego bardziej bola³a go prawa strona, gdy ujrza³ pokaleczon±
pier¶ i ramiona. Szczególnie jednak niepokoi³ go silny ból w nodze. Zastanawia³
siê, jak bieg³a w leczeniu by³a ta kobieta. Umiejêtno¶æ sporz±dzania wywaru z
kory wierzby nie czyni³a jeszcze z cz³owieka uzdrowiciela.
    Zaniepokoi³ siê jeszcze bardziej, kiedy zdjê³a ok³ad z korzeni.
Lampka nie zapewnia³a, co prawda, takiego o¶wietlenia, jakie da³oby s³oñce, ale
i tak nie pozostawia³a w±tpliwo¶ci co do powagi zranienia. Noga by³a opuchniêta,
posiniaczona i poobcierana. Przyjrza³ siê uwa¿niej i dostrzeg³ szwy, zbieraj±ce
razem jego cia³o. Jondalar nie zna³ siê dobrze na sztuce uzdrawiania. Jeszcze do
niedawna nie interesowa³ siê tym wiêcej, ni¿ ka¿dy inny zdrowy m³odzieniec. Ale
czy kiedykolwiek który¶ uzdrowiciel-Zelandonii zwi±za³ kogo¶ do kupy?
    Patrzy³ uwa¿nie, jak Ayla przygotowywa³a nowy ok³ad, tym razem
z li¶ci. Chcia³ j± zapytaæ, co to za li¶cie, porozmawiaæ z ni±, wybadaæ, jakie
ma umiejêtno¶ci. Ale ona nie zna³a ¿adnego ze znanych mu jêzyków. Prawdê
powiedziawszy, gdy siê teraz nad tym zastanowi³, to nie s³ysza³, aby w ogóle
mówi³a. Jak mog³a byæ uzdrowicielk±, skoro nie mówi³a? Mia³ jednak wra¿enie, ¿e
kobieta wie, co robi, a to co¶, czym ob³o¿y³a jego nogê, ³agodzi³o ból.
    Odprê¿y³ siê - a có¿ innego móg³ zrobiæ? - obserwowa³, jak
obmywa³a mu pier¶ i ramiona. Nie zdawa³ sobie jednak sprawy z guza na g³owie,
dopóki nie odwinê³a pasma miêkkiej skóry, przytrzymuj±cej ok³ad. Nim Ayla
na³o¿y³a nowy kompres, Jondalar siêgn±³ d³oni± i poczu³ pod palcami opuchliznê i
bol±ce miejsce.
    Kobieta wróci³a do paleniska, aby podgrzaæ zupê. Obserwowa³ j±
nadal, staraj±c siê dociec, kim by³a.
    - £adnie pachnie - powiedzia³, gdy dolecia³ do niego zapach
miêsa.
    Jego g³os zdawa³ siê nie pasowaæ do tego miejsca. Nie by³ pewny
dlaczego, ale nie by³o to spowodowane jedynie tym, i¿ wiedzia³, ¿e nie jest
rozumiany. Kiedy pierwszy raz spotka³ siê z Sharamudoi, to nie zna³ ani s³owa w
ich jêzyku, tak jak oni w jego, ale prowadzili rozmowy, usi³uj±c wymieniaæ s³owa
i porozumieæ siê. Kobieta za¶ nie czyni³a ¿adnych starañ w kierunku wymiany s³ów
i na jego próby odpowiada³a jedynie zak³opotanym spojrzeniem. Wydawa³o siê, ¿e
nie tylko nie rozumia³a ¿adnego z jego jêzyków, ale w ogóle nie przejawia³a
sk³onno¶ci ku takiemu sposobowi komunikowania siê.
    Nie, pomy¶la³. To nie by³o ca³kiem prawd±. Przecie¿ siê
porozumiewali. Poda³a mu wodê, gdy tego chcia³, i poda³a mu naczynie, aby móg³
sobie ul¿yæ, choæ nie by³ pewny, sk±d wiedzia³a, ¿e jest mu potrzebne. Nie mia³
pojêcia i nie my¶la³ o tym, w jaki sposób siê porozumieli, gdy da³ upust swej
rozpaczy - ból by³ jeszcze zbyt ¶wie¿y - ale pamiêta³ o tym, zastanawiaj±c siê
nad jej osob±.
    - Wiem, ¿e mnie nie rozumiesz - zacz±³ tytu³em próby. Nie
wiedzia³, co jej powiedzieæ, ale czu³ potrzebê mówienia. Gdy ju¿ raz zacz±³
s³owa pop³ynê³y jednak ³atwiej. - Kim jeste¶? Gdzie s± pozostali z twoich ludzi?
- Co prawda, widzia³ jedynie tyle, ile pozwala³ kr±g padaj±cego od paleniska i
lampki ¶wiat³a, ale nie zauwa¿y³ innych ludzi ani ¿adnych ¶ladów ich obecno¶ci.
- Dlaczego nie chcesz mówiæ? - Ayla spojrza³a na niego, ale siê nie odezwa³a.

    W jego g³owie zaczê³o siê rodziæ pewne przypuszczenie.
Przypomnia³ sobie, jak siedzia³ w pobli¿u ogniska przed uzdrowicielem i s³ucha³,
jak Shamud opowiada³ mu o pewnych próbach, którym musieli siê poddaæ Ci-Którzy
S³u¿yli Matce. Czy¿ nie wspomina³ on wtedy o okresach odosobnienia? Okresach
milczenia, w czasie których nie wolno by³o im z nikim rozmawiaæ? Okresy
wstrzemiê¼liwo¶ci i postu?
    - ¯yjesz tu sama, prawda?
    Ayla ponownie na niego spojrza³a i z zaskoczeniem spostrzeg³a
na jego twarzy wyraz zdumienia, tak jakby zobaczy³ j± nagle po raz pierwszy. Z
jakiego¶ powodu u¶wiadomi³o to jej znowu niew³a¶ciwo¶æ jej zachowania i szybko
opu¶ci³a wzrok na zupê. Jednak¿e on zdawa³ siê nie zwa¿aæ na jej z³e zachowanie.
Rozgl±da³ siê po jaskini i wydawa³ ustami d¼wiêki. Ayla nape³ni³a miseczkê, a
potem usiad³a przed nim i pochyli³a g³owê, daj±c mu tym samym okazjê, aby
klepn±³ j± po ramieniu i przyj±³ do wiadomo¶ci jej obecno¶æ. Nie poczu³a jednak
klepniêcia, a gdy spojrza³a w górê, napotka³a jego pytaj±ce spojrzenie i znów
us³ysza³a, jak mówi swe s³owa.
    On nie wie! On nie wie, na co ja czekam. Zdaje siê, ¿e w ogóle
nie zna ¿adnych gestów. W przeb³ysku intuicji za¶wita³a jej w g³owie pewna my¶l.
Jak porozumiemy siê z sob±, je¿eli on nie widzi moich gestów, a ja nie rozumiem
jego s³ów?
    Nagle przypomnia³a sobie, jak Creb próbowa³ j± uczyæ mówiæ, ale
ona nie wiedzia³a, ¿e on mówi³ za pomoc± r±k. Nie wiedzia³a, ¿e ludzie potrafi±
rozmawiaæ za pomoc± r±k; ona mówi³a jedynie za pomoc± d¼wiêków! Od tak dawna
mówi³a jednak jêzykiem klanu, ¿e nie pamiêta³a ju¿ znaczenia s³ów.
    Ale ja nie jestem ju¿ kobiet± klanu. Jestem martwa. Zosta³am
przeklêta. Nigdy nie mogê wróciæ. Teraz muszê ¿yæ z Innymi i muszê mówiæ tak,
jak oni. Muszê znowu nauczyæ siê rozumieæ s³owa i muszê nauczyæ siê je wymawiaæ,
w przeciwnym razie nigdy mnie nie zrozumiej±. Nawet gdybym znalaz³a klan Innych,
nie bêdê mog³a z nimi rozmawiaæ, a oni nie bêd± wiedzieli, co ja mówiê. Czy
dlatego mój totem kaza³ mi tu pozostaæ? Dopóki nie zosta³ sprowadzony tutaj ten
mê¿czyzna, aby móg³ nauczyæ mnie ponownie mówiæ? - Przebieg³ j± zimny dreszcz,
choæ nie by³o przeci±gu.
    Jondalar mówi³ dalej, zadaj±c pytania, na które nie spodziewa³
siê us³yszeæ odpowiedzi, a jedynie po to, aby s³yszeæ w³asny g³os. Kobieta nie
reagowa³a i zdawa³o mu siê, ¿e zna³ przyczynê tego. By³ pewny, ¿e albo w³a¶nie
oddaje siê jakim¶ æwiczeniom lub te¿ jest w S³u¿bie Matce. To wyja¶nia³oby wiele
spraw: jej zdolno¶ci uzdrowicielskie, w³adzê nad koniem, dlaczego ¿y³a samotnie,
i nie chce z nim rozmawiaæ, a mo¿e nawet, jak go znalaz³a i sprowadzi³a do tej
jaskini. Zastanawia³ siê, gdzie by³, ale w tej chwili to i tak nie mia³o
znaczenia. Mia³ szczê¶cie, ¿e ¿y³. Niepokoi³o go jednak to, co Shamud jeszcze
powiedzia³.
    U¶wiadomi³ sobie teraz, ¿e gdyby uwa¿niej s³ucha³ starego,
bia³ow³osego uzdrowiciela, wiedzia³by, ¿e Thonolan umrze - ale czy¿ nie
powiedzia³ on równie¿, ¿e pójdzie on za swym bratem, poniewa¿ Thonolan
zaprowadzi go tam, gdzie by w innym wypadku nie poszed³? Dlaczego zosta³ tu
przywiedziony?
    Ayla stara³a siê wymy¶liæ jaki¶ sposób na to, aby zacz±æ siê
uczyæ jego s³ów. I przypomnia³a sobie, jak Creb zaczyna³ jej naukê od nazw
rzeczy. Wyprostowa³a siê, spojrza³a mu prosto w oczy, i pukaj±c siê w pier¶
powiedzia³a - Ayla.
    Jondalar otworzy³ szeroko oczy.
    - A wiêc zdecydowa³a¶ siê w koñcu mówiæ! Czy to by³o twoje
imiê? - W skaza³ na ni±. - Powtórz.
    - Ayla.
    Mia³a dziwny akcent. Przeci±ga³a sylaby i wymawia³a je w
gard³owy sposób tak, jakby je po³yka³a. S³ysza³ wiele jêzyków, ale ¿aden nie
przypomina³ brzmieniem d¼wiêków przez ni± wydawanych. Nie potraci³ ich nawet
dobrze powtórzyæ, ale postara³ siê to uczyniæ jak najlepiej.
    - Aaa-lah.
    Ayla z ledwo¶ci± rozpozna³a d¼wiêki, które wypowiedzia³ jako
jej imiê. Niektórzy cz³onkowie klanu te¿ mieli trudno¶ci z jego wypowiedzeniem,
ale nikt nie wymawia³ tego tak, jak on. Zbi³ razem d¼wiêki, zmieni³ wysoko¶æ
tonu tak, ¿e pierwsza sylaba by³a wymawiana g³o¶niej, a druga ciszej. A choæ nie
pamiêta³a, aby kiedykolwiek tak wymawiano jej imiê, to poczu³a, ¿e jest to
w³a¶ciwy sposób. Wskaza³a na niego i pochyli³a siê z szacunkiem.
    - Jondalar - powiedzia³. - Nazywam siê Jondalar z Zelandonii.

    By³o tego zbyt wiele i nie mog³a wszystkiego spamiêtaæ.
Pokrêci³a g³ow± i ponownie wskaza³a na niego. Jondalar zauwa¿y³, ¿e by³a
zak³opotana.
    - Jondalar - powiedzia³, a potem doda³ jeszcze wolniej
Jondalar.
    Ayla siê wytê¿y³a, aby nadaæ ustom ten sam kszta³t, ale uda³o
jej siê jedynie powiedzieæ: Duh-da.
    Widzia³, ¿e mia³a trudno¶ci z wydaniem prawid³owych d¼wiêków,
ale stara³a siê bardzo. Zastanawia³ siê, czy nie ma przypadkiem zdeformowanych
ust, i dlatego powstrzymuje siê od mówienia. Czy to z tego powodu nie mówi³a?
Poniewa¿ nie potrafi³a? Powtórzy³ swoje imiê jeszcze raz wolniej, wyra¼nie
wymawiaj±c ka¿dy d¼wiêk tak, jakby mówi³ do dziecka lub kogo¶ mniej
rozgarniêtego.
    - Jon-da-lar... Jonnn-dah-laur.
    - Don-da-lah - spróbowa³a ponownie.
    - O wiele lepiej! - powiedzia³, kiwaj±c z pochwa³± g³ow± i
u¶miechaj±c siê. Naprawdê w³o¿y³a w to tym razem du¿o wysi³ku. Ale Jondalar
zaczyna³ mieæ w±tpliwo¶ci, czy by³a kim¶, kto oddawa³ siê æwiczeniom, aby S³u¿yæ
Matce. Nie wydawa³a siê wystarczaj±co inteligentna. U¶miecha³ siê dalej i nie
przestawa³ kiwaæ g³ow±.
    Na jego twarzy pojawi³ siê wyraz zadowolenia! Nikt w klanie, z
wyj±tkiem Durca, nie u¶miecha³ siê w ten sposób. Jej siê wydawa³o to bardzo
naturalne, a teraz i on to robi.
    Zaskoczona mina m³odej kobiety by³a tak zabawna, ¿e Jondalar
musia³ st³umiæ ¶miech, lecz w jego oczach pojawi³y siê iskierki rozbawienia.
Uczucie to by³o zara¼liwe. K±ciki ust Ayli unios³y siê do góry, a gdy on
zachêci³ j± szerokim u¶miechem, odpowiedzia³a pe³nym, zachwycaj±cym u¶miechem.

    - Och, kobieto - powiedzia³ Jondalar. - Mo¿e niewiele mówisz,
ale jeste¶ taka urocza, gdy siê u¶miechasz! - Zacz±³ spostrzegaæ w niej kobietê,
i to bardzo poci±gaj±c± kobietê.
    Co¶ by³o inaczej. U¶miecha³ siê nadal, ale jego oczy... Ayla
zauwa¿y³a, ¿e w blasku p³omieni jego oczy przybiera³y fio³kowy odcieñ i czai³o
siê w nich co¶ wiêcej ni¿ tylko rozbawienie. Nie wiedzia³a, co to spojrzenie
mog³o oznaczaæ, ale jej cia³o wiedzia³o. Rozpozna³o zachêtê i odpowiedzia³o tym
samym uciskiem i mrowieniem g³êboko w ¶rodku, jakie czu³a, gdy obserwowa³a
Whinney i jej gniadego ogiera. Jego wzrok by³ tak zniewalaj±cy, ¿e z trudem siê
zmusi³a, aby odwróciæ g³owê. Pokrêci³a siê jeszcze, poprawiaj±c jego okrycie, a
potem wziê³a miseczkê i wsta³a unikaj±c jego spojrzenia.
    - Zdaje siê, ¿e jeste¶ wstydliwa - powiedzia³. Jondalar,
³agodz±c swoje spojrzenie. Przypomina³a mu dziewczynê przed Rytua³em Pierwszej
Rozkoszy. Poczu³ delikatnie rosn±c± ¿±dzê, jak± zawsze odczuwa³ wobec dziewcz±t
podczas tego obrzêdu, i uczu³ mrowienie w lêd¼wiach. Wtedy da³ o sobie znaæ ból
w prawym udzie. - No có¿ - powiedzia³ z krzywym u¶miechem - i tak nie jestem w
formie.
    Po³o¿y³ siê na pos³aniu, odgarniaj±c i wyg³adzaj±c skóry,
którymi go podpar³a. Czu³ siê wyczerpany. Cia³o go bola³o, a gdy przypomina³
sobie dlaczego, czu³ jeszcze g³êbszy ból. Nie chcia³ pamiêtaæ ani o tym my¶leæ.
Pragn±³ zamkn±æ oczy i zapomnieæ, pogr±¿yæ siê w zapomnieniu, które po³o¿y kres
jego wszystkim bólom. Poczu³ dotyk na ramieniu, otworzy³ oczy i ujrza³ Aylê
trzymaj±c± miseczkê z p³ynem. Wypi³ i wkrótce poczu³, jak ból s³abnie i
opanowuje go senno¶æ. Wiedzia³, ¿e to dziêki temu, co mu poda³a, i by³ jej za to
wdziêczny, ale zastanawia³ siê, sk±d wiedzia³a, ¿e tego mu w³a¶nie potrzeba,
skoro nie zamienili nawet s³owa.
    Ayla widzia³a grymas bólu na jego twarzy i wiedzia³a, jak
rozleg³e s± jego obra¿enia. By³a do¶wiadczon± uzdrowicielk±. Przygotowa³a
bieluñ, nim jeszcze Jondalar siê obudzi³. Patrzy³a, jak wyg³adzaj± siê
zmarszczki na jego czole, a cia³o siê odprê¿a, potem odsunê³a lampê i os³oni³a
ognisko. Przygotowa³a sobie skórê, na której spa³a obok mê¿czyzny.
    W blasku przes³oniêtego ¿aru posz³a w kierunku wyj¶cia z
jaskini, wtem us³ysza³a ciche r¿enie Whinney i rusz³a w jej stronê. Z
zadowoleniem zobaczy³a, ¿e klacz le¿y. Obcy zapach mê¿czyzny w jaskini
denerwowa³ j±, ale widaæ zaakceptowa³a jego obecno¶æ, skoro czu³a siê
dostatecznie spokojna, aby le¿eæ. Ayla usiad³a przed Whinney, ¿eby móc g³askaæ
jej pysk i drapaæ j± wokó³ uszu. Zaciekawi³o to ¼rebaka, który le¿ak w pobli¿u
wymienia. Wcisn±³ pysk pomiêdzy klacz a kobietê. Ayla poklepa³a i podrapa³a
równie¿ i jego, a potem wyci±gnê³a palce. Poczu³a, jak ¼rebiê zaczê³o ssaæ, ale
zaraz przesta³o, gdy stwierdzi³o, ¿e nic dla niego nie ma. Jego potrzebê ssania
zaspokaja³a matka.
    Cudowne z niego dziecko, Whinney, i wyro¶nie na mocnego i
zdrowego konia, tak jak ty. Masz teraz kogo¶ podobnego do siebie, tak jak i ja.
Trudno w to uwierzyæ. W koñcu nie jestem sama. Niespodziewanie ³zy nap³ynê³y jej
do oczu. Ile to ju¿ ksiê¿yców minê³o od czasu, gdy zosta³am przeklêta i ¿yjê
samotnie? A teraz kto¶ tu jest. Mê¿czyzna, Whinney. Mê¿czyzna Innych i my¶lê, ¿e
bêdzie ¿y³. Otar³a ³zy wierzchem d³oni. - Jego oczy robi³y siê mokre, tak jak i
moje, i u¶miecha³ siê do mnie. A ja odwzajemni³am mu u¶miech.
    Jestem jedn± z Innych, tak jak powiedzia³ Creb. Iza kaza³a mi
znale¼æ swój w³asny rodzaj, swego partnera. Whinney! Czy on jest moim partnerem?
Czy zosta³ sprowadzony tu dla mnie? Czy uczyni³ to mój totem?
    Maluszek! Maluszek mi go da³! Zosta³ wybrany, tak jak ja
zosta³am wybrana. Poddany próbie i naznaczony przez Maluszka, przez lwi±tko,
które ofiarowa³ mi mój totem. Teraz i jego totemem jest Lew Jaskiniowy. To
znaczy, ¿e mo¿e byæ moim partnerem. A mê¿czyzna z totemem Lwa Jaskiniowego
bêdzie wystarczaj±co silny dla kobiety z totemem Lwa Jaskiniowego. Mogê nawet
mieæ wiêcej dzieci.
    Ayla zmarszczy³a czo³o. Ale dzieci nie s± tak naprawdê dzie³em
totemów. Wiem, ¿e to Broud pocz±³ Durca, gdy wsun±³ we mnie swój organ. To
mê¿czy¼ni poczynaj± dzieci, nie totemy. Don-da-lah jest mê¿czyzn±...
    Nagle Ayla pomy¶la³a o jego mêsko¶ci, wyprê¿onej chêci±
pozbycia siê nadmiaru wody i przypomnia³a sobie jego zniewalaj±co b³êkitne oczy.
Poczu³a w ¶rodku dziwne, niepokoj±ce pulsowanie. Dlaczego nachodzi³y j± te
dziwne uczucia? Zaczê³y siê pojawiaæ od czasu, gdy obserwowa³a ciemnobr±zowego
konia...
    Ciemnobr±zowy koñ! A teraz Whinney mia³a ciemnobr±zowego
¼rebaka. To ten ogier pocz±³ w niej ¿ycie. Don-da-lah móg³by daæ pocz±tek ¿yciu
we mnie. Mo¿e byæ moim partnerem...
    A co bêdzie, je¿eli mnie nie zechce? Iza mówi³a, ¿e mê¿czy¼ni
robi± to z kobietami, które lubi±. Wiêkszo¶æ mê¿czyzn. Broud mnie nie lubi³. Nie
mia³aby nic przeciwko temu, aby Don-da-lah... Nagle siê zaczerwieni³a. - Jestem
taka du¿a i brzydka! Dlaczego mia³by mieæ ochotê robiæ to ze mn±? Dlaczego
mia³by mnie wzi±æ za partnerkê? On mo¿e ju¿ ma partnerkê. A co bêdzie, je¿eli
zechce odej¶æ?
    Nie mo¿e odej¶æ. Musi mnie nauczyæ znowu mówiæ. Czy zechce
zostaæ, je¿eli bêdê rozumieæ jego s³owa?
    Nauczê siê. Nauczê siê wszystkich jego s³ów. Wtedy mo¿e zechce
zostaæ pomimo to, ¿e jestem taka du¿a i brzydka. Nie mo¿e teraz odej¶æ. Zbyt
d³ugo by³am ju¿ sama.
    Ayla zerwa³a siê niemal w panice i wysz³a z jaskini. Ciemno¶ci
rzed³y, przechodz±c w aksamitny granat; noc mia³a siê ku koñcowi. Spogl±da³a na
sylwetki drzew i znajome punkty, których po³o¿enie zna³a na pamiêæ. Chcia³a
wróciæ i znowu na niego patrzeæ, ale powstrzyma³a siê od tego. Potem pomy¶la³a,
¿e dobrze by³oby zdobyæ mu co¶ ¶wie¿ego na ¶niadanie i ruszy³a po swoj± procê.

    Mo¿e jemu nie spodoba siê to, ¿e ja polujê? Postanowi³am
przecie¿, ¿e nie pozwolê, aby ktokolwiek mnie od tego powstrzyma³, przypomnia³a
sobie, ale nie wesz³a do ¶rodka po procê. Zamiast tego zesz³a na pla¿ê, zdjê³a
okrycie i posz³a jak co rano pop³ywaæ. Woda mia³a na ni± szczególnie dobroczynny
wp³yw, zdawa³a siê zmywaæ z niej ca³e emocjonalne wzburzenie. Jej ulubione
miejsce na ³owienie ryb zniszczy³a wiosenna powód¼, ale znalaz³a inne miejsce,
niedaleko w dole strumienia i skierowa³a siê teraz w jego stronê.













    Jondalar
obudzi³ siê i poczu³ zapach gotowanego po¿ywienia, co uprzytomni³o mu, ¿e by³
bardzo g³odny. Skorzysta³ z naczynia, aby opró¿niæ swój pêcherz, i spróbowa³ siê
sam podeprzeæ, aby móc rozejrzeæ siê doko³a. Kobiety nie by³o, nie by³o te¿
konia i ¼rebaka, ale miejsce, które zajmowali, by³o jedynym miejscem w jaskini,
które przypomina³o pos³anie, i by³o tylko jedno palenisko. Kobieta ¿y³a tu sama,
nie licz±c koni, a ich nie mo¿na uwa¿aæ za ludzi.
    Ale w takim razie gdzie byli jej ludzie? Czy w pobli¿u s± inne
jaskinie? Czy s± na jakiej¶ przed³u¿aj±cej siê wyprawie ³owieckiej? W czê¶ci
sk³adowej jaskini by³y sprzêty, skóry i futra, ro¶liny wisia³y na stojakach,
zapasy miêsa i jedzenia wystarczy³yby dla du¿ej jaskini. Czy to by³o tylko dla
niej? Skoro ¿yje samotnie, to po co potrzebuje a¿ tak du¿o? I kto go tu
przyniós³? Byæ mo¿e, jej ludzie przynie¶li go tutaj i zostawili z ni±.
    Tak musia³o byæ! - Ona jest ich zelandoni i przynie¶li mnie do
niej, aby siê mn± zajê³a. Jest, co prawda, jeszcze m³oda a przynajmniej takie
sprawia wra¿enie - ale jest bieg³a w tym, co robi. Co do tego nie ma
w±tpliwo¶ci. Pewnie przyby³a tu, aby poddaæ siê jakiej¶ próbie, aby nabraæ
jakich¶ specjalnych umiejêtno¶ci - mo¿e w obchodzeniu siê ze zwierzêtami - a jej
ludzie znale¼li mnie i nie by³o nikogo innego, wiêc pozwoli³a, aby zostawili
mnie tutaj. Musi byæ zelandoni o wielkich mocach, aby mieæ tak± w³adzê nad
zwierzêtami.
    Ayla wesz³a do jaskini, nios±c naczynie z oczyszczonej i
wyg³adzonej ko¶ci miednicy, a na nim ¶wie¿o upieczonego pstr±ga. U¶miechnê³a siê
do Jondalara zaskoczona tym, ¿e ju¿ siê obudzi³. Postawi³a rybê, poprawi³a futra
i wypchane traw± worki, aby móg³ wygodniej siedzieæ. Poda³a mu najpierw wywar z
wierzbowej kory, aby zapobiec wzrostowi temperatury i u¶mierzyæ ból. Potem
postawi³a mu naczynie z ryb± na kolanach, odesz³a, a po chwili wróci³a z
miseczk± pe³n± gotowanego ziarna, ¶wie¿o obranych i pokrojonych ³odyg ostu i
le¶nej trybuli oraz pierwszych dzikich truskawek.
    Jondalar by³ tak g³odny, ¿e zjad³by wszystko, ale po pierwszych
kêsach zwolni³, aby lepiej oceniæ smak. Ayla przejê³a od Izy jej bieg³o¶æ w
pos³ugiwaniu siê zio³ami nie tylko dla celów leczniczych, ale równie¿
wykorzystywa³a je jako przyprawy. Zarówno pstr±g, jak i ziarno by³y doprawione
jej do¶wiadczon± d³oni±. ¦wie¿e ³odygi by³y chrupkie i odpowiednio m³ode, a
dzikie truskawki, choæ by³o ich niewiele, wnosi³y sw± zdobyt± s³oñcem s³odycz.
By³ pod wra¿eniem. Jego matka by³a znana z dobrej kuchni, i choæ smak potraw nie
by³ taki sam, to on wyczu³ subtelno¶ci dobrze przyrz±dzonego po¿ywienia.
    Ayli sprawi³o przyjemno¶æ, ¿e powoli smakowa³ jedzenie. Gdy
skoñczy³, przynios³a mu miseczkê miêtowego napoju i przygotowa³a siê do zmiany
jego opatrunków. Kompresu na g³owê ju¿ nie po³o¿y³a. Opuchlizna zel¿a³a i
miejsce by³o jedynie trochê obola³e. Zadrapania na piersiach i ramionach goi³y
siê. Mog± pozostaæ lekkie blizny, ale bez trwa³ych okaleczeñ. To noga stanowi³a
problem. Czy wygoi siê prawid³owo? Czy bêdzie ca³kowicie sprawna? Trochê
sprawna? Czy te¿ bêdzie kalek±?
    Zdjê³a ok³ad i z ulg± zobaczy³a, ¿e - zgodnie z nadziej± li¶cie
dzikiej kapusty wyci±gnê³y z rany ropê. By³a zdecydowana poprawa, choæ nie mo¿na
by³o jeszcze powiedzieæ, jak± sprawno¶æ noga zachowa. Zaci¶niêcie rany za pomoc±
¶ciêgien zdawa³o siê dzia³aæ skutecznie. Bior±c pod uwagê wielko¶æ obra¿enia,
noga mia³a ju¿ kszta³t zbli¿ony do pierwotnego, choæ bêdzie pewnie rozleg³a
blizna, i byæ mo¿e, pewna deformacja. By³a ca³kiem zadowolona z wyników
leczenia.
    Po raz pierwszy Jondalar przyjrza³ siê uwa¿niej swojej nodze i
nie by³ zadowolony z tego, co zobaczy³. Rana by³a o wiele powa¿niejsza, ni¿
sobie wyobra¿a³. Poblad³ na ten widok i z trudem prze³kn±³ ¶linê. Wiedzia³, co
próbowa³a osi±gn±æ za pomoc± tych wêz³ów. Zastanawia³ siê, czy jeszcze
kiedykolwiek bêdzie móg³ chodziæ.
    Odezwa³ siê do niej i zapyta³, gdzie siê nauczy³a sztuki
uzdrawiania, choæ nie spodziewa³ siê us³yszeæ odpowiedzi. Kobieta rozpozna³a swe
imiê, ale nic poza tym. Chcia³a poprosiæ go, aby nauczy³ j± znaczenia swoich
s³ów, lecz nie wiedzia³a jak. Zak³opotana wysz³a na dwór po drewno do paleniska.
Pragnê³a nauczyæ siê mówiæ, ale od czego mieli zacz±æ?
    Jondalar my¶la³ o spo¿ytym w³a¶nie posi³ku. Kto¶ musia³ jej to
wszystko dostarczaæ, by³a dobrze zaopatrzona, lecz rzuca³o siê w oczy, ¿e sama
potrafi³a o siebie zadbaæ. Truskawki, ³odygi i pstr±g by³y ¶wie¿e. Jednak¿e
ziarno musia³o byæ zebrane poprzedniej jesieni, a wiêc by³a to nadwy¿ka
pozosta³a po zimie. To dobrze ¶wiadczy³o o jej umiejêtno¶ci planowania; nie
grozi³ jej g³ód ani w czasie d³ugiej zimy, ani na wiosnê, zanim ro¶liny
dojrzej±. Oznacza³o to równie¿, ¿e ta okolica by³a dobrze jej znana, a zatem
by³a zamieszkana ju¿ od jakiego¶ czasu. Inne ¶lady równie¿ wskazywa³y na to, ¿e
jaskinia by³a ju¿ d³u¿ej u¿ywana. ¦wiadczy³y o tym: czarna obwódka dooko³a
otworu na dym i dobrze udeptane klepisko.
    Kobieta mia³a pod dostatkiem sprzêtów i narzêdzi, ale po
dok³adniejszym przyjrzeniu siê stwierdzi³, ¿e by³y one raczej prymitywne i
zupe³nie pozbawione ozdób. Przyjrza³ siê drewnianej miseczce, z której pi³
napój. - Nie by³a jednak toporna, pomy¶la³. Prawdê powiedziawszy, by³a bardzo
dobrze zrobiona. S±dz±c po wzorze na drewnie, miseczka zosta³a wyrze¼biona w
miejscu sêka. Kiedy Jondalar dok³adniej siê przyjrza³, wydawa³o mu siê, ¿e
miseczka zosta³a uformowana tak, aby wykorzystaæ kszta³t uk³adu s³oi w drewnie.
W wêz³ach i liniach nietrudno by³o siê doszukaæ wyobra¿enia mordki ma³ego
zwierz±tka. Czy uczyni³a to celowo? To by³ bardzo subtelny wzór. Podoba³ mu siê
bardziej od niektórych krzykliwych rze¼bieñ, jakie widywa³.
    Sama miseczka by³a g³êboka, o rozszerzaj±cych siê brzegach i
bardzo g³adkim wykoñczeniu. Nawet w ¶rodku nie by³o znaæ wy¿³obieñ. Kawa³ek
sêkatego drewna by³ trudny w obróbce; zrobienie tej miseczki musia³o kosztowaæ
wiele dni pracy. Im d³u¿ej siê przygl±da³, tym bardziej dochodzi³ do
przekonania, ¿e miseczka, choæ ³udzi³a sw± prostot±, by³a bez w±tpienia bardzo
fachowo wykonana. - Marthonie by siê spodoba³a, pomy¶la³, wspominaj±c, jak matka
potrafi³a nawet najzwyklejszym narzêdziom czy pojemnikom do przechowywania
produktów nadaæ mi³y dla oka kszta³t. Mia³a talent dostrzegania piêkna prostych
przedmiotów.
    Spojrza³ na Aylê wnosz±c± drewno i pokrêci³ g³ow± na widok jej
prymitywnego okrycia ze skóry. Potem przyjrza³ siê swojemu pos³aniu. Podobnie
jak jej okrycie by³ to po prostu kawa³ nie przyciêtej skóry, w któr± by³o
zawiniête ¶wie¿e siano. Wszystko spoczywa³o na dnie p³ytkiego wg³êbienia.
Wyci±gn±³ jeden z brzegów skóry, aby uwa¿niej siê przyjrzeæ. Jej skraj by³
trochê sztywny i mia³ jeszcze nieco jeleniego w³osia, ale reszta by³a bardzo
dobrze wyprawiona i miêkka. Zarówno wewnêtrzna warstwa b³onek i ¿y³ek, jak i
zewnêtrzna warstwa sier¶ci by³y dok³adnie zdarte, dziêki czemu skóra nabiera³a
miêkko¶ci. Ale jeszcze wiêksze wra¿enie zrobi³y na nim jej futra. Skórê
pozbawion± zewnêtrznych warstewek w³osia i ¿ylastych b³onek naci±ga³o siê i
miêtosi³o, aby nadaæ jej giêtko¶æ. Inaczej mia³a siê sprawa z futrami. O wiele
trudniej by³o j± wyprawiaæ, gdy by³a usuniêta jedynie wewnêtrzna warstwa
¿ylastych b³onek. Futra zwykle bywa³y sztywne, chocia¿ to, na którym le¿a³, by³o
równie elastyczne, jak skóry.
    Ich dotyk zdawa³ mu siê znajomy, lecz nie potraci³ powiedzieæ
dlaczego. - Sprzêty by³y pozbawione wszelkich ozdób, my¶la³, ale by³y wykonane
po mistrzowsku. Skóry i futra by³y wyprawione z wielk± wpraw±, pomimo ¿e jej
ubranie nie by³o przyciête i dopasowane do kszta³tu cia³a, zszyte lub
zesznurowane razem i nie by³o zdobione paciorkami ani wyszywane czy farbowane,
czy w ogóle ozdobione w inny sposób. Ale mimo to ona przecie¿ z³o¿y³a i
pozszywa³a jego nogê. W tym wszystkim by³a jaka¶ dziwna niekonsekwencja. Ta
kobieta by³a tajemnic±.
    Jondalar patrzy³ na przygotowania Ayli do rozpalenia ognia, ale
naprawdê nie przygl±da³ siê temu z uwag±. Wiele razy widzia³ ju¿ rozpalanie
ognia. Mimochodem zastanowi³o go, dlaczego nie przynios³a ¿aru z ognia, przy
którym przygotowa³a jego posi³ek, ale potem uzna³, ¿e pewnie wygas³. Patrzy³,
nie dostrzegaj±c naprawdê tego, co robi³a. Ayla zebra³a na kupê szybko zajmuj±ce
siê w³ókienka, wziê³a dwa kamienie, uderzy³a nimi o siebie i dmuchniêciem
o¿ywi³a p³omienie. Zrobi³a to tak szybko, ¿e ogieñ p³on±³ na dobre, zanim do
niego wreszcie dotar³o to, co zrobi³a.
    - Wielka Matko! Jak uda³o ci tak szybko rozpaliæ ogieñ?
Niejasno przypomina³ sobie, ¿e równie szybko rozpali³a ogieñ w ¶rodku nocy, ale
nie zastanawia³ siê nad tym, uznaj±c to za z³udzenie.
    Ayla siê odwróci³a i spojrza³a na jego wybuch z lekk± ironi±. -
Jak rozpali³a¶ ogieñ? - zapyta³ ponownie, pochylaj±c siê do przodu. - Och, Doni!
Ona przecie¿ nie rozumie ani s³owa z tego, co mówiê. - Uniós³ z rozdra¿nieniem
rêce. - Czy ty chocia¿ wiesz, co uczyni³a¶? Podejd¼ tu, Ayla - powiedzia³,
kiwaj±c na ni±.
    Kobieta natychmiast do niego podesz³a; pierwszy raz widzia³a,
aby porusza³ rêkoma w celowy sposób. By³ bardzo czym¶ zaintrygowany i Ayla
zmarszczy³a czo³o, koncentruj±c siê na jego s³owach i ¿a³uj±c, ¿e ich nie
rozumie.
    - Jak rozpali³a¶ ogieñ? - zapyta³ znowu, wymawiaj±c s³owa
powoli i dok³adnie, jakby spodziewa³ siê, ¿e to pozwoli jej zrozumieæ je - i
wyrzuci³ rêce w kierunku ognia.
    - Ok...? - Z wysi³kiem próbowa³a powtórzyæ jego ostatnie s³owo.
Chodzi³o mu o co¶ wa¿nego. Dr¿±c z koncentracji stara³a siê go zrozumieæ.
    - Ogieñ! Ogieñ! Tak, ogieñ! - krzykn±³, gestykuluj±c w kierunku
ognia. - Czy ty w ogóle masz pojêcie, co to znaczy: umieæ tak szybko rozpalaæ
ogieñ?
    - Oki...?
    - Tak, jak ten tam - powiedzia³, wyci±gaj±c palec w kierunku
paleniska. - Jak to robisz?
    Ayla wsta³a, podesz³a do paleniska i wskaza³a na ogieñ.
    - Oki?
    Jondalar westchn±³ i opad³ ponownie na futra, zdaj±c sobie
nagle sprawê, ¿e próbowa³ zmusiæ j± do rozumienia s³ów, których nie zna³a.
    - Przepraszam, Ayla. To by³o g³upie z mojej strony. Jak mo¿esz
powiedzieæ mi, co zrobi³a¶, skoro nie wiesz, o co pyta³em?
    Napiêcie zniknê³o. Jondalar zamkn±³ oczy, czuj±c siê wyczerpany
i zak³opotany, lecz Ayla by³a podniecona. Zna³a ju¿ s³owo. Tylko jedno, ale to
by³ dopiero pocz±tek. Jak jednak mog³a sprawiæ, aby uczy³ j± dalej? Jak mia³a mu
powiedzieæ, ¿eby j± nauczy³ wiêcej s³ów, ¿e ona musi siê nauczyæ wiêcej.
    - Don-da-lah...? - Mê¿czyzna otworzy³ oczy. Ayla wskaza³a znowu
na palenisko. - Oki?
    - Ogieñ, to jest ogieñ - powiedzia³, kiwaj±c potwierdzaj±co
g³ow±. Potem ponownie zamkn±³ oczy, czuj±c siê zmêczonym i trochê g³upio tym
swoim nag³ym podnieceniem. Czu³ siê równie¿ obola³y, i to nie tylko w fizycznym
tego s³owa znaczeniu.
    On nie by³ tym zainteresowany. Jak mo¿e daæ mu do zrozumienia,
czego oczekuje? Czu³a siê tak przybita swoim niepowodzeniem, tak z³a, ¿e nie
potrafi wymy¶liæ sposobu zakomunikowania mu o swych potrzebach. Spróbowa³a raz
jeszcze.
    - Don-da-lah. - Zaczeka³a, a¿ otworzy³ ponownie oczy. Oki...? -
powiedzia³a z nadziej± i pro¶b± w oczach.
    Czego ona chce? - pomy¶la³ Jondalar z rosn±c± ciekawo¶ci±.
    - O co ci chodzi z tym ogniem, Ayla?
    Wyczu³a, ¿e pyta, po uk³adzie jego ramion i wyrazie twarzy.
Patrzy³ z uwag±. Ayla rozejrza³a siê, próbuj±c wymy¶liæ jaki¶ sposób, aby mu
powiedzieæ o tym, czego chce. Jej spojrzenie pad³o na drewno le¿±ce obok
paleniska. Podnios³a kawa³ek, przynios³a i wyci±gnê³a je przed siebie z tym
samym, pe³nym nadziei spojrzeniem.
    Jondalar zmarszczy³ w zak³opotaniu czo³o, ale zaraz rozpogodzi³
siê my¶l±c, i¿ zaczyna rozumieæ.
    - Chcesz poznaæ s³owo temu odpowiadaj±ce? - zapyta³,
zastanawiaj±c siê nad jej nag³ym zainteresowaniem nauk± jego jêzyka, skoro
poprzednio w ogóle zdawa³a siê nie przejawiaæ zainteresowania mówieniem.
Mówienie! Ona nie stara³a siê nauczyæ jego jêzyka, ona próbowa³a nauczyæ siê
mówiæ! Czy to dlatego by³a taka milcz±ca? Poniewa¿ nie wiedzia³a, jak mówiæ?

    Jondalar dotkn±³ kija w jej d³oni.
    - Drewno - powiedzia³.
    Ayla gwa³townie wypu¶ci³a powietrze, nie zdaj±c sobie do tej
pory sprawy z tego, ¿e wstrzymywa³a oddech.
    - No..? - spróbowa³a.
    - Drewno - powiedzia³ powoli, przesadnie otwieraj±c usta, aby
wymówiæ wyra¼nie s³owo.
    - Www-no - powiedzia³a, próbuj±c na¶ladowaæ uk³ad jego ust.

    - To ju¿ lepiej - powiedzia³, kiwaj±c g³ow±.
    Serce Ayli wali³o jak m³otem. - Czy zrozumia³, czego chcê? - W
nag³ym strachu rozejrza³a siê za czym¶, co pozwoli³oby kontynuowaæ naukê. Wpad³a
jej w oczy miseczka. Podnios³a j± i wyci±gnê³a.
    - Czy¿by¶ chcia³a, abym nauczy³ ciê mówiæ?
    Nie zrozumia³a, pokrêci³a g³ow± i ponownie wyci±gnê³a miseczkê.

    - Kim ty jeste¶, Ayla? Sk±d przyby³a¶? Jak mo¿esz robiæ... to
wszystko, co robisz, a nie potracisz mówiæ? Jeste¶ tajemnicza, ale je¿eli
kiedykolwiek mam siê dowiedzieæ o tobie czego¶ wiêcej, to muszê nauczyæ ciê
mówiæ.
    Ayla usiad³a na swym futrze obok niego z pe³nym lêku
oczekiwaniem, trzymaj±c wyci±gniêt± miskê.
    - O co ci chodzi: "piæ" czy "miska"? Zdaje siê, ¿e to nie ma
znaczenia. - Dotkn±³ trzymanego przez ni± naczynia. - Misa - powiedzia³.
    - Mysa - odpowiedzia³a z u¶miechem ulgi.
    Jondalar poszed³ dalej tym tropem. Siêgn±³ po naczynie z wod±,
które mu zostawi³a, i nala³ trochê ¶wie¿ej wody do miski.
    - Woda - powiedzia³.
    - £ouda.
    - Spróbuj jeszcze raz "woda" - zachêca³ j±.
    - Ooo-u-da.
    Jondalar skin±³ g³ow±, a potem przy³o¿y³ miskê do ust i
poci±gn±³ ³yk wody.
    - Piæ woda.
    - Piiæ - powtórzy³a ca³kiem wyra¼nie, nie licz±c
przeci±gniêtego "i" oraz tego, ¿e jakby po³yka³a d¼wiêki. - Piiæ oouda.




nastêpny    






  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • strefamiszcza.htw.pl
  • Copyright (c) 2009 TrochÄ™ ciekawostek – na weekend (czego to ludzie nie wymyÅ›lÄ… ... | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.